2021-01-20

„W cieniu Babiej Góry” Irena Małysa

 

Wydawca: MOVA

Data wydania: 27 stycznia 2021

Liczba stron: 376

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 39,90 zł

Tytuł recenzji: Odejścia i tajemnice

Powieść Ireny Małysy jest bardzo nietuzinkowym kryminałem. Kiedy już opuszczą nas wątpliwości, czy aby na pewno etyczne jest wykorzystywanie tragedii katastrofy lotu PLL LOT 165 z 1969 roku na potrzeby takiej literatury, dostrzeżemy w tej książce ogromne pokłady empatii właśnie dla ofiar. Dlaczego? Otóż Małysa, wykorzystując jedną z fantazji na temat tego feralnego lotu, opowiada o tym, czym jest utrata. Łącząc fakty z literacką fantazją, intrygująco opowie o takim rodzaju niewidzialnego dla oczu cierpienia, które kryje się pośród niedopowiedzeń i staje przez to jeszcze bardziej dramatyczne. „W cieniu Babiej Góry” to wielowątkowa opowieść o ludziach odsuniętych gdzieś na margines. Tam muszą mierzyć się nie tylko z wyobcowaniem, ale i z tym, że nikomu tak naprawdę nie są w stanie opowiedzieć o tym, jak cierpią. Niemi i zrozpaczeni. Jak ludzie, którzy zginęli 2 kwietnia 1969 roku, najpierw tkwiąc w rozpaczliwej niemocy, a potem pozostawiając po sobie pustkę. Małysa świetnie wykorzystuje także motyw masywu górskiego, łącząc elementy lokalnych legend z wyobrażeniami o tajemniczości wzgórza, na którym pojawia się Diabeł, tańczą czarownice, a ludzie w rozpaczy rzucają się w przepaść. Całość jest bardzo zdynamizowana i czyta się właściwie jednym tchem. Oryginalny pomysł na książkę, w której można dodatkowo zobrazować małą społeczność. Bo sportretowana tu Zawoja nigdy nie śpi, widzi i czuje dużo więcej niż śledczy na tropie zagadek kryminalnych. Małysa opowiada też o silnych góralkach – kobietach, które nigdy się nie poddają, potrafią podporządkować sobie mężczyzn, a jeśli kochają lub nienawidzą, to na całego. Dlatego wielbiciele literatury kryminalnej nie powinni ominąć tej pozycji.

Barbara Zajda wraca w rodzinne strony po tym, jak została przeniesiona. W Krakowie rozwijała swą policyjną karierę do momentu, który naznaczył ją na zawsze. Do chwili, kiedy pewien wystrzał zmienił zarówno ją, jak i jej patrzenie na świat. Dziś kobieta chce wrócić do siebie, odnowić kontakt z dawną przyjaciółką, wpasować się jakoś w otoczenie i zapomnieć o tym, że jest znów w domu religijnej matki, która za wszelką cenę chce jej znaleźć męża. Po tym, jak na Baśkę spadła odpowiedzialność za utratę kogoś bliskiego w Krakowie, los postanawia ponownie z niej zadrwić. Iza, jej przyjaciółka, planuje babski wypad w góry, aby zintegrować Baśkę z zawojskimi dziewczynami, ale przede wszystkim wybić z emocjonalnego stuporu. Tymczasem to wybicie będzie mieć zupełnie inny charakter, kiedy Baśka na szczycie Babiej Góry odkryje martwe ciało swojej przyjaciółki.

Małysa umiejętnie konstruuje wizerunek głównej bohaterki, która czuje się dotknięta jakimś mrocznym fatalizmem. Odpowiedzialna za śmierć Izy ma wrażenie, że przeszłość wraca. Znowu w jej otoczeniu dzieje się coś, wobec czego może tkwić tylko w bolesnej bierności. Śmierć bliskich naznacza ją na zawsze. Ale ta książka opowiada także o innym rodzaju fatalizmu. Dotyczy pewnej rodziny, która tuż po katastrofie samolotowej na zboczu, w wyniku splotu okoliczności, rozpada się i przenosi przejmujące fatum dezintegracji na kolejne pokolenie. I tu zaczyna się to, co najciekawsze – umiejętne łączenie przez autorkę dwóch płaszczyzn czasowych, dzięki któremu lepiej rozumiemy, co dzieje się w otoczeniu Baśki. Podążamy za nią jako śledczą, ale odkrywamy również dużo bardziej przerażającą historię niż ta, która będzie stać za śmiercią jej przyjaciółki.

Irena Małysa świetnie portretuje małą miejscowość, w której wszyscy się znają, jak twierdzi matka Baśki, ale w gruncie rzeczy wielu pozostaje samotnie z ogromem niewyrażonego cierpienia. To rzeczywistość, w której nie tylko kobiety są silne. Społeczność ukształtowała sobie przestrzeń bezpiecznych relacji, jednak zostaje ona naruszona, bo pojawiają się inni, obcy. Tu ujawnia się kolejny ciekawy wątek tej powieści, czyli antagonizmy polsko-ukraińskie. W Zawoi współpracują ze sobą zintegrowani miejscowi oraz przybysze zza wschodniej granicy. Niektórzy doskonale dopasowują się do nowego świata i stają jego częścią, niektórzy zaś gotowi są wprowadzić terror. A za nim stać będą kolejne dramaty, bo jeśli czytelnik pomyśli, że „W cieniu Babiej Góry” to narracja dwóch czy trzech historii, zostanie zaskoczony wielowątkowością powieści.

To opowieść o najbardziej bolesnych utratach, czyli o sytuacjach, gdy rodzice tracą dzieci. Nakreślone w przeszłości relacje ojca i syna przeniosą się na kolejne pokolenie jak odbity w mrocznym lustrze dramat. Chwila słabości, ludzka chciwość i pragnienie zmiany swego losu w krótkim czasie doprowadzą do ciągu zdarzeń, za którymi stać będzie rozpacz. A po latach do Zawoi ta rozpacz przyjdzie ponownie. Nic, co się obecnie dzieje, nie dzieje się bez związku z przeszłością. A Irena Małysa dokłada starań, by rozłożyć mocne akcenty na kilka miejsc, łącząc tutaj sceny policyjnej akcji z poetyckimi wręcz opisami samotności. W tym wszystkim wciąż obecny duch tytułowej góry. Ona ogniskuje w sobie dramaty, które można zrozumieć dopiero po latach. A także cierpienie, o którym nikt się nie dowie. Rozpadają się najważniejsze z ludzkich więzi. A to rodzina stanowi fundament trwałości w Zawoi, do której wdzierają się przemoc i zło.

Pokłady tego zła ujawniane są stopniowo i na początku w ogóle nie przypuszcza się, jak wyjątkowo mroczna będzie ta powieść. Małysa proponuje krótkie rozdziały, punktowe opisy, zaglądanie na chwilę do różnych miejsc i do świadomości bohaterów, z którymi jesteśmy bardzo krótko, a cała reszta rozegra się w świecie czytelniczej wyobraźni. Dodatkowo autorka opowiada o tym, jak zbieg okoliczności powiąże jedną tragedię z kolejnymi. Ze złem i okrucieństwem jest tu trochę jak z kulą śniegową. Jedno zdarzenie pociąga za sobą kolejne. Jedno bardziej dramatyczne od drugiego. Ale jest tutaj też tajemnica, która odsłoni się w zakończeniu. Małysa bardzo dba o to, by pozornie oczywiste nigdy takie nie było. Ponadto zaprasza do regionalnej przestrzeni, proponując w dialogach gwarę. Jest więc lokalnie, ale w swej mrocznej wymowie uniwersalnie. Czy możliwe jest odczarowanie dwóch rodzajów fatum, o jakich wspomniałem wcześniej?

„W cieniu Babiej Góry” to również wymowna powieść o milczeniu. Tym zrodzonym z poczucia niesprawiedliwości, lecz także tym, które wiąże się z realną krzywdą. Całość jest bardzo ekspresyjna i mocno dynamiczna, jednak potrafi kameralnie oddać dramat ludzi, którym okoliczności nie pozwalały mówić o cierpieniu. Ale także uwarunkowania społeczne, bo to nie tylko ciekawa historia tego, jak kształtuje się mała społeczność w cieniu wielkiej góry. Irena Małysa umiejętnie balansuje między nastrojem typowym dla kryminału a ujawnianymi stopniowo niedopowiedzeniami. Każdy w tej powieści nosi w sobie jakiś bolesny sekret. A poza tym wielu z bohaterów zostanie doświadczonych przez zło, które przyszło z zewnątrz. Może spadło z nieba, może przyjechało zza wschodniej granicy. A może tkwiło gdzieś uśpione przez lata? Świetna historia z sugestywnie oddanym wizerunkiem ludzi i przyrody Pasma Babiogórskiego.

Brak komentarzy: