2021-07-13

„Skóra” Liam Brown

 

Wydawca: Relacja

Data wydania: 7 lipca 2021

Liczba stron: 336

Przekład: Joanna Dżdża

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 39,90 zł

Tytuł recenzji: W izolacji

Pandemia COVID-19 sprzyja promocji wielu postapokaliptycznych książek z zarazą w tle. Ostatnio ukazała się świetna „Kwarantanna” holenderskiej pisarki Wytske Versteeg, której promowanie w połączeniu z obecną sytuacją wypadło wyjątkowo nietrafnie. Przede wszystkim przez to, że epidemia jest tam w dalekim tle i w założeniu jej obecność ma jedynie poszerzać ciekawy egzystencjalny wymiar książki. W przypadku „Skóry” Liama Browna łączenie jej z tym, co zrobił ze światem koronawirus, jest nie tyle zasadne, ile doskonale sprzężone. Dlaczego? Gdyby COVID-19 miał śmiertelność choćby eboli, ta powieść wybrzmiałaby wyjątkowo przerażająco. Jej wizyjność stałaby się kompatybilna z tym, co przeżywamy, a obecnie jest mrocznym memento tego, co moglibyśmy przeżyć. Czyta się „Skórę” w zasadzie „na raz”. Naprawdę to jest taka powieść, do której się siada i od razu chce się ją przeczytać w całości. Napisano ją w taki sposób, że może być scenariuszem znakomitego filmu, a jednocześnie jest powieścią niezwykle dynamiczną z coraz to nowymi zagadkami i tajemnicami. Brown bardzo plastycznie oprowadzi nas po świecie, w którym człowiek staje się gatunkiem zagrożonym, a codziennością jest absolutna izolacja od innych, ale w całym tym dynamizmie pozostaną celowo stworzone ciemne plamy, zagadki nierozwiązywalne, zdarzenia albo motywy pozostawiające w dużym zdumieniu. To zatem znakomity thriller, w którym faktycznie możemy się dokładniej przejrzeć, biorąc pod uwagę to, czego doświadczyliśmy z pandemią COVID-19. Jednak jego moc to głównie konstrukcja świata przedstawionego oraz dylematy głównej bohaterki. O świecie zarazy i odosobnienia brytyjski pisarz opowie nam sugestywnym kobiecym głosem.

Angela od pięciu lat nie dotykała żadnego członka swojej rodziny. Jej mąż i dwójka dzieci wiodą codzienne życie w odizolowanych od siebie przestrzeniach, a komunikują się jedynie dzięki komputerom i telefonom. Przed ekranami wspólnie jedzą, kłócą się i rozwiązują rodzinne konflikty. Ale nie są sobie w stanie powiedzieć niczego, co dotyczy ich prawdziwych emocji w związku z zarazą, która nie zna kresu. Tak wygląda życie każdej rodziny. Tak uporządkowany został świat, aby pozostali przy życiu ludzie mogli skutecznie chronić się przed wirusem grypy Cebu roznoszącym się w powietrzu i powodującym, że ludzka skóra staje się stygmatem oraz czymś, przed czym trzeba się bezwzględnie chronić.

Dość o pomyśle na świat przedstawiony Browna, bo „Skóra” jest powieścią, z którą trzeba się obchodzić delikatnie, aby nie zdradzić jakichkolwiek szczegółów. Konieczne jest jedynie dodanie, że Angela pewnego dnia – podczas patrolu sąsiedzkiego po otwartej przestrzeni miasta – dostrzega człowieka, który nie ma na sobie kombinezonu, nie jest zabezpieczony maską. Jej pierwsze skojarzenie to „szaleniec”. Kto i na jakich warunkach dopuścił je do umysłu bohaterki? Dlaczego tak formułuje pierwszą myśl dotyczącą człowieka wyglądającego i zachowującego się inaczej niż wszyscy inni, którzy żyją w świecie zaanektowanym przez zabójczego wirusa?

Liam Brown świetnie portretuje ewolucję światopoglądu i emocjonalną burzę, które stają się udziałem doświadczonej życiowo kobiety. Angela jest pewna swego męża, relacji z córką i synem. Do określonego tu wyraźnie momentu. Do czasu, kiedy uświadomi sobie, co tak naprawdę dzieje się z jej najbliższymi i z nią samą, gdy na co dzień ich światem jest ekran komputera, a najsilniej odczuwaną emocją – wyobcowanie ze świata. W „Skórze” widzę dwie niebezpieczne przestrzenie – tę miejską, na zewnątrz, ponurą i pustą, w której natura pozwala sobie na wszelkie przejawy życia, bo zniknęli ludzie. Dużo ciekawsza jest jednak druga – pole nieograniczonych wręcz możliwości wyobraźni, które dają szybkie łącze internetowe i dostęp do najnowszych osiągnięć technologii informacyjnych. Wirtualnie dostępne jest wszystko, każdy rodzaj raju i każda możliwość, aby odnaleźć się ze swoimi trudnymi emocjami. Ale to wszystko ma swoją cenę. Czy dla Angeli bardziej niebezpieczne będzie wyjście na zewnątrz i przemierzanie opustoszałych ulic, czy kontakt z komputerem, w którym mogą kryć się wszelkie upiory, o jakich nawet by nie pomyślała?

Akcja „Skóry” toczy się dwutorowo i bardzo sprawnie zazębiają się te narracje, dzięki którym lepiej widzimy, czym jest rodzina Angeli w obliczu sytuacji krytycznej. A właściwie czegoś, co każe raz na zawsze zdefiniować pojęcie „będzie dobrze”. Świat zobrazowany przez Browna jest bezkompromisowy i wymagający. Choroba zdziesiątkowała ludzkość, a ci, którzy przetrwali, muszą na stałe przystosować się do nowych warunków funkcjonowania wyznaczanych przez władzę. W „Skórze” światem zewnętrznym rządzi armia i policja. Ludzie są w bezpiecznym miejscu, ale gdzieś w tle wciąż powtarza się pytanie retoryczne o to, czy na pewno gwarantuje im to poczucie bezpieczeństwa.

Bo przecież jest to opowieść przede wszystkim o wielu obliczach samotności. O tym, jak potrafi być destrukcyjna, jak zmienia człowieka, jak wykoślawia i niszczy relacje międzyludzkie. Gdyby „Skóra” niosła tylko takie przesłanie, nie byłaby książką wartą uwagi. Najciekawsza jest tu postać Angeli ze wszystkimi dylematami, z jakimi zmaga się jej umysł od samego początku. Bohaterka z jednej strony doskonale rozumie obecny kształt świata. Z drugiej jednak – coraz mocniej będzie ją prześladować przekonanie, że tkwi w fizycznej i mentalnej klatce. A może również społecznej i kto wie, czy nie politycznej? Autor skupia się na wewnętrznych dylematach oraz przemianach kogoś, kogo uformował – także emocjonalnie – świat uznany już za niebyły. Aby lepiej ujrzeć dramat Angeli, należy poświęcić uwagę wspomnianym retrospekcjom. Dzięki temu stworzona zostaje tu przestrzeń do rozmyślań na temat tego, co kształtuje nasze człowieczeństwo i spełnione uczestnictwo w rolach społecznych. Angela jest żoną, matką, ale także córką – już sierotą. Przede wszystkim jednak kobietą skrzywdzoną przez okoliczności, z trudem utrzymującą szczątkowe relacje z najbliższymi, tracącą dużo więcej, niż jest w stanie sobie wyobrazić.

A w tym wszystkim świetna fantazja o dramacie nierozpoznawania uczuć, o eskapizmie emocjonalnym, o dekonstrukcji świadomości ukształtowanej przez świat dostatku i przesytu. Także o tym, że możemy być dla siebie największymi wrogami, a wirus egzemplifikujący zagrożenie udowadnia nam, że cały świat i stworzone w nim relacje mogą być iluzoryczne. Liam Brown nie narzuca tego, co w jego świecie przedstawionym jest dobre, a co złe. Stara się niuansować problemy, które chcielibyśmy widzieć w jakimś oczywistym świetle, ale udaje mu się stopniować napięcie niedopowiedzeniami i ostatecznie pozostawiać czytelników w silnym dyskomforcie. To nie tylko postapokaliptyczny thriller o ludzkiej emocjonalności i postrzeganiu zmian w świecie. To przede wszystkim świetnie napisana historia tego, że ludzkość zaskakująco łatwo daje się upokorzyć i staje się wyjątkowo bezradna w obliczu doświadczenia granicznego. Proza o bardzo dobrym rytmie i takim sposobie budowania kolejnych scen, że absorbuje całkowicie. Brzmi wyjątkowo przerażająco w kontekście pandemii COVID-19.

Brak komentarzy: