Wydawca: Czwarta Strona
Data wydania: 13 kwietnia 2022
Liczba stron: 408
Oprawa: miękka
Cena det.: 42,90 zł
Tytuł recenzji: Kobieta i tajemnice
Warto zacząć od wstydu. To już dziesiąta powieść Roberta Małeckiego, a dopiero trzecia, którą przeczytałem. Wstyd mi z tego powodu, bo skoro staram się w swoich książkach kreować postacie ciekawych bohaterek, przede wszystkim u niego powinienem podpatrywać wzory. Tym razem – ponownie po „Żałobnicy” i „Zmorze” – najistotniejszą postacią i spiritus movens tej emocjonującej powieści będzie kobieta. Dojrzała, doświadczona, przekonana, że najtrudniejsze doświadczenia ma za sobą. W końcu zaraz wejdzie w pięćdziesiąty rok życia i to życie nie powinno jej już niczym zaskoczyć. We „Wstydzie” – książce bardzo społecznie potrzebnej w tym ksenofobicznym kraju – Małecki zobrazuje nam kogoś, kto doświadcza nie tyle sytuacji granicznych, których nigdy by się nie spodziewał, ile poczucia rozpaczy połączonego z bezradnością i zwyczajnym smutkiem. Autor nie musiał szukać daleko. Inspirowany dramatami rozgrywającymi się na co dzień i wszędzie, stworzył wiarygodną postać matki „na adrenalinie”, żony skonfrontowanej z nieznanym jej obliczem związku, kobiety w obliczu bolesnych utrat i nieświadomej tego, że coś może zaboleć jeszcze bardziej, że większy ból w każdym wymiarze jest możliwy.
Julia Karlińska wstydzi się swojego ciała. Odnosi wrażenie, że zaczyna ono odmawiać jej posłuszeństwa. Jest przekonana, że jej biologiczna kobiecość się kończy, że sprawy płci i funkcjonowania organizmu przesądzają o jej życiowej równi pochyłej. Bohaterka nazywana tutaj Karlą od samego początku portretowana jest w trudnym do uchwycenia napięciu, którego obraz z biegiem akcji się wyostrza. Szybko dowiadujemy się, co elektryzuje Karlę, wprawia w stan niepokoju, potem wpędza w rozpacz. Ale zupełnie nie domyślamy się tego, z czym Małecki naprawdę skonfrontuje swoją bohaterkę. Myślę, że „Wstyd” to jedna z tych książek, które rozpoczynają się wprost genialnie – i widać to już w pierwszym zdaniu. Ono robi tu niesamowitą robotę. Tym razem autor oszczędza nam antycypacji, którymi operował w innych powieściach, niemniej tę książkę trzeba czytać z pełną świadomością tego, że za chwilę wydarzy się coś, co nami wstrząśnie, rzuci dodatkowe światło na kształt przeszłości, zdynamizuje akcję, pozostawi w poczuciu bezradności wobec nierozpoznania, co naprawdę się dzieje. Czyli mistrzowsko ukierunkuje emocje czytelników w taki sposób, żeby byli blisko niepewności Karli.
Nie jestem pewien, jak opowiedzieć o „Wstydzie”, żeby nie zajmować się rysem fabularnym. A wszystko powinno być pozostawione w tajemnicy, gdyż wówczas ta książka robi jeszcze większe wrażenie. Wydaje mi się, że to opowieść o lojalności zderzonej z wielką miłością. O tym, że czasem ważniejsze jest bycie uczciwym wobec najbliższej osoby, a czasem uczciwość postawiona zostaje na przeciwnej szali niż miłość i bywa tak, że lepiej wybrać to drugie. Rodzina Karli się rozpada. Wszystko zaczęło się dziewięć lat temu, a teraz dochodzi najbardziej bolesny cios. Małecki wprowadza nas do domu, w którym od lat gości rozpacz, ale to właśnie szokujące zdarzenie, o którym dowiadujemy się już na początku, zacznie nam tę rozpacz obrazować. Ona na naszych oczach rozpadnie się na cząstki stanowiące coś jeszcze bardziej bolesnego. W rodzinie, którą portretuje Małecki, nie można już zrobić niczego, co mogłoby zmienić jej sytuację. Nie można już niczego nowego powiedzieć, można tylko szeptem dopowiadać. A prawda, z którą zostanie skonfrontowana wdowa i matka, i tak będzie czymś, co po rozpaczy będzie nie do uniesienia. Rozpad rodziny Karlińskich przebiega na kartach „Wstydu” dwutorowo. W oczywistym znaczeniu rozpada się relacja, gdy umierają ludzie. W tym drugim, przerażającym i wieloznacznym, następuje destrukcja jednych emocji w wyniku ujawnienia się innych. Wydaje się, że to wyjątkowo skomplikowany proces. A jednocześnie nie ma w nim niczego aż tak zawikłanego; być może w ten sposób funkcjonuje wiele polskich rodzin. Małecki przedstawia nam opowieść o ludziach, którzy chcąc dobra innych, decydują się na konfabulacje albo milczenie o sprawach naprawdę ważnych. Wykreowany tutaj dramat autor rozpisuje na wiele ról, jednak centralną postacią jest Karla. Przez nią przechodzą linie okrucieństwa niedopowiedzeń, które gdzieś poza nią kreślą konkretny kształt skryty za oszustwami. Gdy tam zajrzymy, ujrzymy najintymniejsze i najboleśniejsze oblicze rozpaczy. Robert Małecki nie oszczędza tu nikogo. Karla zaś to kobieta jak z dramatu antycznego, trochę też w swej egzystencjalnej samotności za bardzo widoczna, zbyt odsłonięta.
Tu jednak wszystko jest przemyślane i mam wrażenie, że każdy detal tej powieści to wynik artystycznego uporządkowania, bo Małecki nie lubi w swojej twórczości chaosu. Kiedy nastoletni bohater książki wyznaje, że: „Nie zawsze wszyscy chcą usłyszeć prawdę”, zaczynamy rozumieć, w jaki sposób autor opowiada swą historię. Do pewnego momentu nie chcemy dopuścić do swojej świadomości, że pokłosiem dramatycznych wydarzeń rozpoczynających narrację będzie po prostu tuszowanie prawdy. Że świat tajemnic wyłaniających się z kolejnych stron mógłby choć przez chwilę pojawić się w naszych myślach przewidujących to, co się wydarzy. „Wstyd” z jednej strony jest bardzo uporządkowaną, linearną i pozornie oczywistą narracją. Ale w pewnej chwili staje się czymś zupełnie innym. Traktatem o tym, jak wiele zła możemy uczynić, pragnąc przede wszystkim dobra. I znowu wraca motyw rodziny w rozpadzie. Ona w pewnym sensie rozpada się ponownie, kiedy Karla zaczyna zbliżać się do prawdy o najbliższych jej mężczyznach. Gdy dowiaduje się, że jako żona i matka zawiodła. Ale czy na pewno o nią tutaj chodzi?
Chodzi o ogromną przestrzeń tytułowego wstydu. Staje się on toksyczny, rujnujący. Doprowadza do zdarzeń, których można było uniknąć. Pokłosiem wstydu jest u Małeckiego śmierć. Nagłe odejście pośród pytań bez odpowiedzi. Otrzymujemy wyjątkowo nasycony emocjami bohaterów thriller, w którym matka konfrontuje się z życiem nastoletniego syna oraz wspomnieniami po kimś, kto za wszelką cenę starał się odciągnąć ją od czegoś, za co mogłaby się dodatkowo wstydzić. I Karla to robi, ale przejście między wstydem zobrazowanym na początku książki a tym, który prawie ją zamyka, będzie bardzo specyficznym czytelniczym doświadczeniem. Dość wspomnieć, że tego, co musi unieść na swych barkach Karla, nie jest w stanie unieść mała społeczność. Bo Małecki opowie o tym, co się w dzieje w związkach, w których prawdziwa tożsamość seksualna jest tabuizowana, staje się formą opresji. Tak, „Wstyd” będzie o tych, którzy kochają inaczej, kochają wbrew strukturom społecznym, wbrew definicji i funkcji rodziny, wbrew jej najważniejszemu fundamentowi – szczerości i zaufaniu.
Podoba mi się również sposób,
w jaki Małecki zderza ze sobą recepcję kłamstwa, z którym konfrontuje się
nastolatek i osoba dojrzała. Ciekawa będzie tu też opozycja szkoły i domu
rodzinnego. Nieprzypadkowo zbudowana tak a nie inaczej intryga będzie
opowieścią o tym, że bycie odpowiedzialnym rodzicem może być dużo bardziej
skomplikowane, niż się to wydaje. Nastolatki ze „Wstydu” to są osoby
doświadczone już bardzo mocno, a jednocześnie takie postacie, które z różnych
powodów wybierają życie w fałszu, pośród niedopowiedzeń i kłamstw. Małecki
buduje opozycję nastolatek-dorosły, ale potem ją rozbija, dezawuuje. Cały czas
podkreślając, że w sieci kłamstw zagubić się może przede wszystkim ten, który
kłamie. Bardzo wymowna książka o ludzkich tajemnicach, które potrafią
zrujnować wiele osób. A jednocześnie opowieść o silnej i niepoddającej się
żadnym przeciwieństwom losu miłości, która łączy członków rodziny silniej niż
skrywane przed sobą nawzajem sekrety.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz