2022-11-04

„Czereśnie od Świętej Anny” Michael Sowa

 

Wydawca: Lira

Data wydania: 12 października 2022

Liczba stron: 336

Oprawa: twarda

Cena det.: 49,99 zł

Tytuł recenzji: Los i przemiany

Myślę, że Szczepan Twardoch nie ma już literackiego monopolu na opowiadanie o Śląsku i śląskości. Pojawia się nowy głos, którego warto posłuchać. W swoim debiucie Michael Sowa frapująco obrazował drogę śląskich emigrantów za ocean. „Tam, gdzie nie pada” to była książka opowiadająca o poszukiwaniu nowej przynależności, ale również o tym, co z miejsca pochodzenia zabiera się na emigrację na zawsze. W „Czereśniach od Świętej Anny” autor nie przyjmuje tak szerokiej w sensie geograficznym perspektywy. Tu wystarczy być mieszkańcem niefortunnie położonego miasteczka, aby wciąż na nowo stawać się emigrantem – także wewnętrznym – w obliczu zmieniających się ustrojów i granic. Sowa tym razem skoncentruje się na pojedynczych bohaterach, nie na zbiorowości. Z jednej strony będzie to kameralna historia o kobiecym poczuciu bycia zbędną, z drugiej zaś – o świecie przemian, który kobiecie określają i nazywają mężczyźni. Ta książka opowie również o tym, czym jest tożsamość śląska, kiedy ktoś rodzi się na niemieckiej ziemi, a potem musi ze swoim pochodzeniem skryć się gdzieś na marginesie życia. Wieloznaczność tej tożsamości podkreślać będzie w powieści kwestia trójjęzyczności. Bohaterka zorientuje się, że duże znaczenie oraz wyraźny kontekst ma to, w jakim języku się wypowiada: niemieckim, śląskim czy polskim. Sowa zobrazuje losy ludzi, którym historia kazała na nowo się określać i przekonywać innych, skąd się pochodzi. Ale jest to również opowieść o tym, że jedno miejsce może być punktem odniesienia do wszystkiego, co później w życiu robimy.

Najpierw jej imieniem jest Lenchen. Wtedy kiedy wojna toczy się gdzieś daleko, a do jej miasteczka nie wkracza przemoc, nie ma w nim śmierci. Tymczasem poznajemy dziewczynkę uciekającą do schronu. Niebo stanie się niebezpieczne. Schronienie pod ziemią również. Kiedy Lenchen wreszcie zorientuje się, czym jest bezkompromisowość wojny, będzie już za późno na rozważania o niej, bo obraz pozostanie jeden: rozstrzelany w piwnicy człowiek. Sowa opowiada losy dziecka, które nie rozumie, dlaczego z pewnymi miejscami, ludźmi, przyzwyczajeniami musi się po prostu pożegnać. Jego bohaterka nie zdaje sobie sprawy z tego, że po wojnie rzeczywistość będzie jeszcze bardziej opresyjna. Że dopiero wtedy, już jako Helenka, doświadczy wielokrotnie odrzucenia i stygmatyzowania. Nie pójdzie na urodziny do nowej polskiej koleżanki, nie zje kolacji wigilijnej z pracodawczyniami z zakonu, nie stanie się nigdy prawdziwą członkinią rodziny swojego męża. Wymieniam tylko kilka przykładów tego, że dziewczynka, potem kobieta Sowy to postać uznana przez wszystkich za zbędną. Helenka nie potrzebuje atencji i doskonale dostosuje się do życia w cieniu. Wykorzysta swoje umiejętności oraz praktycyzm myślenia, aby być choć przez chwilę panią swojego losu, przez chwilę mieć też złudne przekonanie, że cokolwiek dzieje się dlatego, że ona tego chce.

Tymczasem obok widzimy mężczyzn kreujących świat Helenki. Albo takich, którzy mają w nim przywileje, jak choćby trzej bracia bohaterki. Oni otrzymają warunki do tego, by ukończyć wybrane szkoły i zrealizować swoje plany. Im trzeba pomagać, gdy dorastają. Na nich musi pracować dziewczynka, gdy mama jest chora, a oni bezużyteczni. A wszystko w cieniu smutku po odejściu ojca – być może jedynego człowieka, który nie tworzyłby dla Helenki świata, lecz jedynie go odsłaniał. Będzie też ktoś, kto uważnie, stale i z dystansu będzie obserwował ten mały, szary i monotonny świat postaci, która w ogóle nie wydaje się atrakcyjna literacko. A jednak niepozorna, naiwna i prostoduszna Helenka całą tę powieść czyni znakomitą. Także wówczas gdy wychodzi ze swojej roli, a może przede wszystkim wtedy. Michael Sowa – wbrew pozorom – ukazuje kobietę jako tę, która w przeciwieństwie do mężczyzn jest gotowa odnaleźć się w przemianach ustrojowych i być wierna samej sobie. Tak po prostu. Bez ideologii oraz planowania życia pełnego zysków.

Łatwo obserwować taką szarą myszkę. Nie będzie to problemem dla kogoś, kto po wojnie jest wyrazicielem nowego ładu i jako człowiek po słusznej stronie cieszy się wszelkimi przywilejami. Także tymi pozwalającymi niszczyć innych ludzi, manipulować nimi, dostosowywać ich do kreowanej przez siebie rzeczywistości. Obok niego jeszcze jeden istotny bohater, nazwijmy go człowiekiem z siekierą. Helenka nie jest świadoma tego, jakie gry toczą się za jej plecami i jaki związek jej codzienne życie może mieć z ludźmi, z którymi przecież nigdy nie miała do czynienia.

Objaśniając zawikłane koleje losu, Sowa cofa się aż do 1921 roku. Tam ukryje się pierwsza z zagadek dotyczących tak zwanej męskiej solidarności, a sześć lat później wydarzy się coś, co na zawsze naznaczy trójkę przyjaciół. Każdy z nich na innych zasadach wejdzie w rzeczywistość powojenną, bo każdy inaczej przetrwał wojnę. „Czereśnie od Świętej Anny” to powieść znakomicie obrazująca formowanie się nowego ładu, którego kategorią poznawczą będzie pojęcie swojego i obcego. Prześladowania, donosy, ciągła czujność. Kim można być, a kim być nie wolno w Polsce po 1945 roku? Sowa wspomina również powojenne obozy, o których świetną książkę napisał Marek Łuszczyna. „Mała zbrodnia” zabiera nas na powojenny Śląsk, tak jak robi to Michael Sowa. Czytanie tego reportażu oraz opisywanej przeze mnie powieści będzie z pewnością wzmocnionym doświadczeniem okrucieństwa, o którym wielu historyków milczy. Sowa decyduje się na opowiadanie tego trudnego czasu. Niepozorna dziewczynka musi być kobietą już w innych warunkach, świecie opisywanym innym językiem. Sojusze się zmieniają, ale niezmienne pozostaje ludzkie okrucieństwo. Bo uprzedzenia oraz nienawiść wydostają się z ludzi bez względu na uwarunkowania społeczne czy polityczne. Można również nienawidzić bycia Ślązakiem – patrząc na nową powieść Sowy przez pryzmat tej tezy, jesteśmy w stanie przeczytać wyjątkowo poruszającą historię zatracenia się w nienawiści tak w ogóle.

Ważne są tytułowe czereśnie i ten motyw autor wykorzystuje w bardzo czytelny sposób, pozostawiając czytelnikom kilka ścieżek interpretacji tego, co znaczą te owoce. W dziejach Helenki nieodłącznie powiązane są z najważniejszymi życiowymi doświadczeniami. Bo jej życiorys nie jest jednak pozbawiony właściwości. Życie bohaterki Sowy stanowi gorzką sumę rozczarowań, których Helenka wcale nie chce widzieć jako rozczarowania. Czereśnie będą tu związane z siłą, jaką odnajduje kobieta z marginesu, oddalająca się od innych i oddalona także od tego, czego sama naprawdę pragnie. A mimo wszystko będziemy mieli do czynienia ze szczególnie ciekawą postacią literacką. I książką o tym, że świat definiuje pochodzenie, pochodzenie definiuje życiowy komfort lub dyskomfort, a wszystko to dzieło historycznego przypadku. Sowa interesująco pokazuje powojenne dekady rozwoju państwa polskiego aż do momentu transformacji ustrojowej. Portretuje jednak przede wszystkim Śląsk – geograficznie, językowo, geopolitycznie i z każdą śląską wątpliwością, z każdą formą zagubienia. Ślązak? „Takie coś pośrodku” – te słowa padają pod sam koniec książki. Między niemiecką ziemią, polskim wstrętem do niemieckości i w pułapce tożsamościowej. Sowa opowiada o tym, jak wciąż przesuwały i przesuwają się granice na Śląsku. W bardzo nieoczywistych znaczeniach. Świetna druga powieść i dobrze zapowiadający się polski pisarz.

Brak komentarzy: