2023-04-25

„Daleko od Babiej Góry” Irena Małysa

 

Wydawca: Wydawnictwo MOVA

Data wydania: 26 kwietnia 2023

Liczba stron: 376

Oprawa: miękka

Cena det.: 47,90 zł

Tytuł recenzji: Kobiecy fatalizm

Irena Małysa to autorka bardzo świadomie wykorzystująca kryminał jako gatunek, by zwracać uwagę na istotne problemy społeczne, ale jednocześnie wyjątkowo zbliżać nas do swoich bohaterów. Jej powieści są więc narracjami z ambicjami interwencyjnymi, ale wszystkie książki Małysy to opowieści o kameralnej krzywdzie. Zwykle o ludziach pozostających samotnie w konfrontacji z problemami. Takimi, których genezy nie rozumieją albo są wobec niej bezradni. A do tego pełnokrwista i wciąż zaskakująca główna bohaterka, czyli Baśka Zajda. Trzeci tom jej perypetii przenosi nas nie tylko dosłownie, lecz także bardziej symbolicznie w przestrzeń sygnalizowaną przez tytuł. „Daleko od Babiej Góry” to książka, w której Zajdę – podobnie jak w „Więcej niż jedno życie” – zaabsorbują problemy spoza rejonu jej działań policyjnych. I tym razem będzie jednocześnie obca i bardzo zaangażowana w kwestie, które spędzają sen z powiek ludziom z jej najbliższego otoczenia. Ale w zasadzie nie powinno się tu określać eufemistycznie przedstawionych dramatów, bo w tej powieści będziemy mieli do czynienia z przerażającym seryjnym mordercą. W Mysłowicach – mieście kontrastów, pośród których w retrospekcjach odsłaniana jest ponura historia – zaczynają ginąć młode dziewczyny. A jedna znika. Być może w przeciwieństwie do denatek tej jednej można pomóc. Można ją odnaleźć. Można uratować. Jakim kosztem i co mrocznego będzie kryła w sobie zagadka zaginięcia szesnastoletniej córki dawnej bliskiej znajomej Zajdy?

Małysa wie, że kryminał i thriller wykorzystały motyw zniknięcia już w każdy sposób. Ale wie również, co z tym faktem zrobić. Dla mnie najcenniejsze było obserwowanie, w jaki sposób autorka niuansuje przeżycia zrozpaczonych rodziców. Po zaginięciu nastolatki matka i ojciec zaczynają być samotnymi wyspami. Łączy ich oczywiście niepewność i poddawanie się coraz bardziej mrocznym wizjom tego, co wydarzyło się z córką, ale najciekawsze jest obserwowanie, w jaki sposób Irena Małysa rozpisuje dramat dwojga dorosłych ludzi, którzy nie mogą pojąć, co stało się z najbliższą im osobą. Mamy tutaj świetnie zarysowaną dwutorową dramaturgię. Dwa poruszające obrazy bólu i bezradności. To, w jaki sposób takie doświadczenie graniczne oddziałuje na związek, i to, jak destrukcyjne jest uciekanie ze swoją rozpaczą od tej drugiej, równie naznaczonej nią osoby. Wszystko opowiedziane jest jeszcze bardziej interesująco, ponieważ Baśka Zajda znajdzie się w pewnym sensie między młotem a kowadłem. Z jednej strony lojalna wobec dawnej przyjaciółki, z drugiej jednak – niepokojąco zafascynowana jej mężem, a potem gotowa na większą empatię wobec jego postaw niż żona, z którą mężczyźnie coraz trudniej utrzymywać wspólny front w zagubieniu i bezsilności.

Zajda bynajmniej nie jest bezsilna. Bardzo wiarygodna psychologicznie pierwszoplanowa postać dwóch pierwszych powieści również tutaj bierze na swoje barki bardzo dużo i widzimy, jak wiele niejednoznacznych emocji towarzyszyć jej będzie podczas prywatnego śledztwa. Bo Zajda znowu jest swoistą outsiderką – nie tylko działa nie na swoim terenie i poza czasem obowiązków służbowych, ale też mierzy się ze środowiskiem miejskim, które nie jest jej przychylne. Małysa prowadzić będzie swą bohaterkę bardzo trudną detektywistyczną ścieżką. Tymczasem czytający wiedzieć będą dużo więcej. Symultanicznie z rozwojem aktualnych wydarzeń będziemy poznawać historię kogoś, kto jak zaginiona marzył o lepszym życiu i większych możliwościach, a zapoczątkował wyjątkowo bolesną sztafetę pokoleń. Bo „Daleko od Babiej Góry” będzie opowieścią o przekazywanym z pokolenia na pokolenie kobiecym nieszczęściu. O niezdolności do bycia kochaną i niemożliwości odnalezienia miłości. Celowość zabiegów retrospekcyjnych zrozumiemy wówczas, gdy zaczniemy zbliżać się do rozwiązania zagadki kryminalnej. Tymczasem fabuła koncentruje się na bolesnych paralelach. Okazuje się, że kolejne dziewczyny gotowe są uwierzyć iluzjom, mając nadzieję, że zmienią swoje życie, z którego z różnych powodów nie są zadowolone.

„Kto z państwa ma odwagę odmienić swój los?” – pyta blisko sto lat przed aktualnymi zdarzeniami z Mysłowic pewien agent, który obiecuje wyrwanie się ze świata, gdzie doskwierają różnego rodzaju deficyty i rodzą się marzenia o tym, że gdzieś daleko z może być lepiej. Mam wrażenie, że to pytanie wisi nad większością bohaterów tej książki niczym miecz Damoklesa. Jest coś fascynującego i przerażającego w tym, do czego zdolni są ludzie, by zmienić życie, a jednocześnie wpaść w kłopoty i frustracje większe niż największa nadzieja, od której usiłują rozpocząć zmianę. Zajda konfrontuje się z bardzo specyficznym typem złoczyńcy. Tymczasem losy zaginionej szesnastolatki bardzo niepokojąco łączą się z losami tej, która w 1912 roku postanowiła zaryzykować. Znalazła odwagę do zmiany, a potem… coś zupełnie innego. Małysa opowiada o tym, jak łatwo złamać czyjś charakter, zniszczyć życiorys, uczynić egzystencję udręką. Z tego wszystkiego wyłaniać się będzie wyjątkowo ciekawa opowieść o tym, jak łatwo dajemy się wciągnąć w spiralę przemocy. A egzemplifikacją tej najgorszej przemocy będzie tutaj zbrodnia. Choć proszę mi wierzyć, że Irena Małysa poruszy wyobraźnię czytelnika nie tylko licznymi trupami młodych dziewczyn, które ktoś z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu skrzywdził.

Perypetie Zajdy będą tutaj co najmniej zaskakujące. Ona sama skonfrontuje się z niebezpieczeństwem, do którego może doprowadzić zaufanie okazane obcemu człowiekowi. Sporo w tej książce jest o tym, jak bardzo kobiety potrzebują akceptacji siebie i swoich uczuć, które lokują bardzo niefortunnie. Najwięcej jednak będzie o specyficznym kobiecym fatalizmie. Okazuje się, że w świecie przedstawionym tej powieści każdy dziewczęcy czy kobiecy wybór będzie kierował w stronę nieprzewidywalnego dramatu. Jest tu wiele kobiet, których prawdziwego wizerunku możemy się tylko domyślać. Małysa opowiada o nieszczęściach, które z jednej strony po części definiowane są przez płeć, z drugiej jednak – są uniwersalną pochodną tego, gdzie się rodzimy, jakie możliwości rozwoju otrzymujemy i czy mamy wsparcie bliskich. Wiele postaci w tej książce pozostaje rozpaczliwie samotnych. Ale Irena Małysa doskonale wie, jak portretować ludzkie wyobcowanie w taki sposób, by było to atrakcyjne dla czytających. Trzecia powieść tej autorki udowadnia, że mamy do czynienia z bardzo przemyślanym cyklem, jak również z wielką potrzebą opowiedzenia o uniwersalizmie okrutnego losu w taki sposób, by ta opowieść głęboko zapadła nam w pamięć. Nie sposób również nie zauważyć prób uczynienia tej powieści atrakcyjną językowo. Mam wrażenie, że pomiędzy etnolektem śląskim a ogólnopolską odmianą języka Małysa skrywa jeszcze kilka dodatkowych zagadek – jak świat opisać, jak go rozumieć i jak się o nim wypowiadać. Zwłaszcza że jakkolwiek nazwany, będzie to świat wielu trudności oraz dramatów.

Brak komentarzy: