2011-02-02

"Kobiety" Steinar Bragi

Zło. Temat posępny i wielokrotnie wykorzystany w sztuce współczesnej. Na kartach porażającej książki Steinara Bragiego nabiera nowego znaczenia. „Kobiety” to książka okrutna nie dlatego, że tak wiele w niej okrucieństwa i o jego istocie próbuje ona opowiadać, ale przede wszystkim przez to, iż nie daje żadnego wytchnienia. Od pierwszego do ostatniego zdania wydaje się być stronnicza. Przerysowana. Karykaturalna chwilami. I okrutnie prawdziwa, choć w gruncie rzeczy trudno orzec, czy jest jedynie grubymi nićmi szytą prowokacją, manifestem mizogina, szowinisty czy po prostu życiowego frustrata, którego rozważania na temat istoty Zła nieodłącznie związane są z wieloaspektowym spoglądaniem na kobiecość i jej kwestionowaniem. A może zbiorem nad wyraz celnych spostrzeżeń o istocie współczesnego społeczeństwa w ogóle?

To doprawdy paradoks, że w kraju, w jakim Bragi deprecjonuje kobietę, uznając za niezdolną do pełnienia cech przywódczych, w rok po wydaniu książki premierem zostaje właśnie kobieta i to ona próbuje zaradzić islandzkiemu kryzysowi gospodarczemu. Podwójny dlatego, iż autor stara się wskazać, że kobieta buduje swą tożsamość jedynie w takich relacjach z partnerem-mężczyzną, w którym związek równa się podległości. Tymczasem wspomniana pani premier jako chyba jedyna głowa państwa publicznie przyznała, że żyje w szczęśliwym związku homoseksualnym, z dala od męskich wpływów. Wspominam Johannę Sigurdardottir, bo doprawdy dziwnie może czuć się autor, który próbuje zaszczuć kobiecość i stara się to czynić na tle kraju, którym rządzi lesbijka, ale to takie rozważania na marginesie, bo jakoś trudno mi ugryźć materię i przesłanie tej książki, gdyż trzeba ją po prostu przeczytać, a każde omówienie może jedynie wyrządzić krzywdę i narzucić interpretację. Ponieważ jednak jako mężczyzna jestem zły na Bragiego i przypuszczam, że kobiety mogą po lekturze jego książki poczuć się o wiele gorzej, muszę przynajmniej zaakcentować to, co wywołało moją złość. Jednocześnie zachęcić do tej trudnej lektury, bo po prostu trzeba ją znać.


Islandzka surowość i minimalizm widoczne są już w pierwszym rozdziale tej historii. Eva, mająca za sobą burzliwą przeszłość w Stanach Zjednoczonych, powraca do lodowej ojczyzny za swym ukochanym, który chce w Islandii rozpocząć nowe życie. Dziewczyna otrzymuje propozycję zamieszkania w ekskluzywnym apartamencie w centrum Rejkjaviku. Tam chce przeczekać złe dni Hrafna, ponownie zbliżyć się do niego i odbudować to, co można odbudować jeszcze ze związku dwóch skrajnie różnych osobowości podzielonych dodatkowo przypadkową śmiercią ich małego dziecka. Mieszkanie wynajmowane przez Evę jest mroczne i bez duszy. Na ścianie znajduje się maska, odlew ludzkiej twarzy. Maska będzie początkiem i końcem tej przerażającej opowieści, a Eva poddana zostanie piekielnym próbom, które będą miały na celu zdegradowanie jej kobiecości. Zdegradowanie kobiecości w ogóle.


Do bohaterki książki stara zbliżyć się wiekowa sąsiadka, niejaka Bergthora. Kobieta głosi poglądy skrajne i wypowiada się niczym despotka. To ona uświadomi Evę, czym tak naprawdę jest ludzkość. W rozumieniu Bergthory „Ludzkość jest zła z natury. Tysiące lat rozwoju miały na celu udoskonalenie zła”. Szybko można się zorientować, że Zło czai się głównie w kobiecie, że to kobieta jest sprawcą Zła, że to ona prowokuje, uwodzi i… zmusza do tego, by ją krzywdzić. Takie między innymi poglądy głosi Joseph Novak, charyzmatyczny artysta, twórca artystycznej grupy „Zniszczenie”, która w opozycji do szesnastowiecznego Odrodzenia ma wskazywać ludzkości, że jest nie tyle zła, co przede wszystkim zmierzająca do samozagłady. I wszystko chyba przez kobiety, bo świat widziany oczyma Novaka to bezustanna walka z kobiecością, która rozgrywa się na wielu płaszczyznach.


Od początku wiemy, że atmosfera grozy i tajemniczości nie wróży niczego dobrego dla głównej bohaterki. Eva to kobieta ułomna i świadoma swoich ułomności. Nieszczęśliwa córka, matka, kochanka. Sama nie zdaje sobie sprawy z tego, ile razy pokornie skłaniała głowę i prosiła o przebaczenie. Zadana jej kara ma zmusić do tego, by coś w niej zmienić. Ale czy przerażający proces, jakiemu zostanie poddana Eva i idące wraz z nim rozważania Novaka na temat kobiecości oraz idei powszechnego niszczenia, nie są przypadkiem zaplanowanym z chirurgiczną precyzją działaniem mającym swój ściśle określony początek oraz koniec? Czy to, co napisał Bragi nie jest jednocześnie eksperymentem, testowaniem czytelnika, specyficznym kodem nienawiści i okrucieństwa, w jakim zapisana jest bezpardonowa krytyka współczesnej cywilizacji? Pewne jest jedynie to, iż „Kobiety” to proza brawurowa nie tylko dlatego, że złości. Bragi to pisarz, z którego poglądami nie można się zgadzać, ale których nie sposób nie poznać. Zło czai się wszędzie. Islandzki autor próbuje ukryć zło w kobiecości. Zmusza do rozważań o tym, czy można od zła uciec.


Nie sposób uciekać od tej książki. Niech was dopadnie. Niech atakuje. Niech złości i obraża. Bez względu na płeć i poglądy na temat współczesnego świata. I niech pozwoli zachować dystans wobec wszystkiego, co opisuje. Bez niego przepadniemy jak Eva. A na pewno okażemy się jeszcze słabsi niż ona…


Wydawnictwo "Krytyki Politycznej", 2010
KUP KSIĄŻKĘ

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

przebrnęłam przez książkę w drugim podejściu. jest niezwykle sadystyczna i mroczna. w gruncie rzeczy bohaterem mógłby być mężczyzna, gdyż cechy charakteru bohaterki-kobiety nie są właściwe tylko płci żeńskiej - nie znaczy to, że czytałoby się ją lżej. dla mnie straszne jest to, że Eva nie ma żadnego wpływu na to co się jej przydarza. Gugala

Agata i Michał pisze...

Czy my czytaliśmy tę samą książkę? To, że autor wprowadza postać wypowiadającą szokujące poglądy na temat roli kobiet świecie, nie oznacza bynajmniej, że są to poglądy jego własne. Po prostu stworzył postać, która była tych poglądów nośnikiem, i tyle. Moim zdaniem książka jest mistrzowskim thrillerem, aż dziw że nikt jeszcze nie wziął się za ekranizację.