2014-12-06

"Patron" Mateusz M. Lemberg

Wydawca: Prószyński i S-ka

Data wydania: 9 października 2014

Liczba stron: 512

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det: 36 zł

Tytuł recenzji: Śmierć w habicie

Zabalsamowany trup w kanale oraz szalone rozgrywki nekrofila. Morderstwo w klasztorze i zabójca planujący kolejne trupy. Atmosfera podgrzana do czerwoności już od pierwszych zdań. Policjanci wikłający się w tropach tak jak we własnych biografiach, które nie są proste. Wyraźna, mocna i przerażająca - taka jest najnowsza rzecz Mateusza M. Lemberga.

Autor swoją pierwszą książką, "Zasługą nocy", bardzo wysoko postawił poprzeczkę zarówno swoim kolejnym dokonaniom literackim, jak i wielu debiutantom kryminalnym, co próbują pisać, bo jest moda i każdy teraz czyta kryminały. "Patron" unosi ciężar pierwszej powieści Lemberga, chociaż mamy tutaj do czynienia z zupełnie inną fabułą. Wątki obyczajowe, tak wyraźnie eksponowane w debiucie, kryją się gdzieś na drugim planie, choć nadal zarysowane są z werwą, przez co poznawanie okaleczonych emocjonalnie bohaterów "Zasługi nocy" będzie równie pasjonujące, co wcześniej. Co ważne - czytelne dla tych, co nie znają poprzedniej książki. W "Patronie" na pierwszy plan wysuwa się seria makabrycznych morderstw. Okaleczany trup ściele się gęsto, a intryga kryminalna, która ma zdemaskować psychopatycznego zabójcę, koncentruje się na kręgach kościelnych, bo pierwszą z ofiar jest biskup, a kolejne mordy mają wyraźnie zarysowane tło religijne.

Trudno jest napisać taką książkę. Sami fikcyjni bohaterowie stwierdzają, że w naszym kraju nikt z takim okrucieństwem żadnego biskupa nie zamordował. To nie tylko kwestia tego, że motywy zabójcy powiązane są z mroczną zakonną tajemnicą, a jego zabijanie to zemsta i za kostyczność kleru, i za fałsz skrywany gdzieś pod habitami, i też za samą instytucję, która anachronicznymi metodami wymaga bezwzględnego posłuszeństwa dogmatom. Lemberg gra na czułej nucie. Zabity biskup słynął z liberalnego nastawienia do antykoncepcji. Jedna z bohaterek przekonana jest o tym, że ciąża to balast i zamierza ją usunąć. Karykaturalnie przedstawiona jest organizacja Pro Life - zbiorowisko buntowników, którzy stają się głośni wszędzie tam, gdzie ktoś wspomni jedynie o zabezpieczaniu się przed niechcianą ciążą. Motyw ten dodatkowo kształtuje trudny już zarys fabularny, w którym komisarza Krzysztofa Witczaka, udręczonego schizofrenią i usilnie usiłującego zapanować nad głosami w głowie, autor przesuwa gdzieś na dalszy plan. Siłą "Patrona" jest dynamizm i trochę skandynawska konstrukcja fabuły, bo śledzimy wydarzenia rozgrywające się symultanicznie w kilku miejscach, a sprawa zabitego biskupa łączy się też z innymi kryminalnymi historiami, jakie w finale znajdują swoje rozwiązanie.

Czytałem "Patrona" trochę jak pewną rozprawę z ludzką hipokryzją. Tło cichego klasztoru, w którym odnajduje się umęczony szpitalnymi doświadczeniami Witczak, jest jednocześnie przestrzenią kryjącą wiele tajemnic sprzed lat. Zakonnicy niosą w sobie brzemię, o jakim nie wolno im rozmawiać. Kościół usiłuje wpływać na działania policji i choć wpływ ten jest żaden, widzimy wyraźnie, że warszawscy policjanci nie czują się pewnie, penetrując przestrzeń uznaną za wyizolowaną od reszty życia. W tej przestrzeni dzieją się dramaty kształtujące nam, czytającym, obraz seryjnego zabójcy. Człowieka, którego finał powieści odziera nieco z tajemniczego rysu psychopaty. To jedyny minus "Patrona". Reszta to świetna robota, nad którą Mateusz M. Lemberg pochylał się z uwagą, dbając o każdy szczegół i pozostawiając kilka kwestii nadal niewyjaśnionymi.

O ile zmagający się z chorobą umysłu Witczak, którego autor darzy szczególną sympatią nie tylko dlatego, iż jest jego rówieśnikiem, walczy przede wszystkim sam ze sobą i stara się być błyskotliwy, choć brakuje mu już werwy i czujności, o tyle portretowana w poprzedniej książce Agnieszka Cynowska zagarnia dużą przestrzeń i sporo naszej uwagi. Cyna boryka się z kryzysem w związku oraz ze świadomością, iż zmiana płci, o jakiej marzy, jest procesem długotrwałym i skomplikowanym. Jej prywatne problemy rzutują na to, jak pracuje. A obok sprawy Patrona ma do wyjaśnienia jeszcze jedną, bardzo osobistą. Cyna w śledztwie dopuszcza się niesubordynacji, zataja pewne fakty i usiłuje odwieść uwagę innych od pobocznego, acz ważnego wątku śledztwa zabójcy biskupa. Szyki miesza jej Misia - policyjna pani psycholog o irytującym cienkim głosiku. Misia tak jak Cyna zdecyduje się prowadzić swoje własne śledztwo. Zaskakujące będą jego wyniki, a Lemberg udowodni, że kobiety cechują się dużo większą wrażliwością na detale i sprawniej rozwiązują zagadki oparte na psychologii działania nieznanego sprawcy. Dwie prywatne sprawy Cyny i Misi dodatkowo ubarwiają niezwykle ciekawą fabułę zapewniającą nieoczekiwane zwroty akcji oraz wywołującą czytelnicze przekonanie, iż zabójca wciąż wyprzedza wszystkich o krok.

Jest tajemnicą, w jaki sposób Lemberg poradzi sobie z dalszym pisaniem po wydaniu dwóch różnych, ale w obu przypadkach bardzo dobrych książek. "Patron" epatuje okrucieństwem i taką formą przemocy, która wdziera się gdzieś do podświadomości w sposób bardzo perfidny, nieprzewidywalny. To bardzo mroczna książka i odważna także. Penetruje środowisko, do którego niewielu z nas ma dostęp. Buduje sprytną kryminalną intrygę wokół tych, którzy winni świecić dla wiernych przykładem, a którzy na różny sposób pogrążają się w marazmie, od jakiego zwykły człowiek stara się uciekać między innymi w stronę czegoś mistycznego. "Patron" nie jest mistyczny, lecz krwisty, bezkompromisowy i jednocześnie wzbudzający zainteresowanie, bo dotykający kilku palących problemów, które wciąż są niewygodne tak, jak niewygodne z jakichś powodów były ofiary psychopaty z misją duchowego ratunku przez zabójstwo.

Brak komentarzy: