Wydawca: Prószyński
i S-ka
Data wydania: 9 października 2014
Liczba stron: 512
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det: 36 zł
Tytuł recenzji: Śmierć w habicie
Zabalsamowany trup w kanale
oraz szalone rozgrywki nekrofila. Morderstwo w klasztorze i zabójca planujący
kolejne trupy. Atmosfera podgrzana do czerwoności już od pierwszych zdań.
Policjanci wikłający się w tropach tak jak we własnych biografiach, które nie
są proste. Wyraźna, mocna i przerażająca
- taka jest najnowsza rzecz Mateusza M. Lemberga.
Autor swoją pierwszą
książką, "Zasługą nocy", bardzo wysoko postawił poprzeczkę zarówno
swoim kolejnym dokonaniom literackim, jak i wielu debiutantom kryminalnym, co
próbują pisać, bo jest moda i każdy teraz czyta kryminały. "Patron"
unosi ciężar pierwszej powieści Lemberga, chociaż mamy tutaj do czynienia z
zupełnie inną fabułą. Wątki obyczajowe, tak wyraźnie eksponowane w debiucie,
kryją się gdzieś na drugim planie, choć nadal zarysowane są z werwą, przez co poznawanie
okaleczonych emocjonalnie bohaterów "Zasługi nocy" będzie równie
pasjonujące, co wcześniej. Co ważne - czytelne dla tych, co nie znają
poprzedniej książki. W
"Patronie" na pierwszy plan wysuwa się seria makabrycznych morderstw.
Okaleczany trup ściele się gęsto, a intryga kryminalna, która ma zdemaskować
psychopatycznego zabójcę, koncentruje się na kręgach kościelnych, bo pierwszą z
ofiar jest biskup, a kolejne mordy mają wyraźnie zarysowane tło religijne.
Trudno jest napisać taką książkę.
Sami fikcyjni bohaterowie stwierdzają, że w naszym kraju nikt z takim
okrucieństwem żadnego biskupa nie zamordował. To nie tylko kwestia tego, że
motywy zabójcy powiązane są z mroczną zakonną tajemnicą, a jego zabijanie to
zemsta i za kostyczność kleru, i za fałsz skrywany gdzieś pod habitami, i też za
samą instytucję, która anachronicznymi metodami wymaga bezwzględnego
posłuszeństwa dogmatom. Lemberg gra na
czułej nucie. Zabity biskup słynął z liberalnego nastawienia do antykoncepcji.
Jedna z bohaterek przekonana jest o tym, że ciąża to balast i zamierza ją
usunąć. Karykaturalnie przedstawiona jest organizacja Pro Life - zbiorowisko
buntowników, którzy stają się głośni wszędzie tam, gdzie ktoś wspomni jedynie o
zabezpieczaniu się przed niechcianą ciążą. Motyw ten dodatkowo kształtuje
trudny już zarys fabularny, w którym komisarza Krzysztofa Witczaka, udręczonego
schizofrenią i usilnie usiłującego zapanować nad głosami w głowie, autor
przesuwa gdzieś na dalszy plan. Siłą "Patrona" jest dynamizm i trochę
skandynawska konstrukcja fabuły, bo śledzimy wydarzenia rozgrywające się
symultanicznie w kilku miejscach, a sprawa zabitego biskupa łączy się też z
innymi kryminalnymi historiami, jakie w finale znajdują swoje rozwiązanie.
Czytałem "Patrona"
trochę jak pewną rozprawę z ludzką hipokryzją. Tło cichego klasztoru, w którym
odnajduje się umęczony szpitalnymi doświadczeniami Witczak, jest jednocześnie
przestrzenią kryjącą wiele tajemnic sprzed lat. Zakonnicy niosą w sobie
brzemię, o jakim nie wolno im rozmawiać. Kościół
usiłuje wpływać na działania policji i choć wpływ ten jest żaden, widzimy
wyraźnie, że warszawscy policjanci nie czują się pewnie, penetrując przestrzeń
uznaną za wyizolowaną od reszty życia. W tej przestrzeni dzieją się dramaty
kształtujące nam, czytającym, obraz seryjnego zabójcy. Człowieka, którego finał
powieści odziera nieco z tajemniczego rysu psychopaty. To jedyny minus
"Patrona". Reszta to świetna robota, nad którą Mateusz M. Lemberg
pochylał się z uwagą, dbając o każdy szczegół i pozostawiając kilka kwestii
nadal niewyjaśnionymi.
O ile zmagający się z
chorobą umysłu Witczak, którego autor darzy szczególną sympatią nie tylko
dlatego, iż jest jego rówieśnikiem, walczy przede wszystkim sam ze sobą i stara
się być błyskotliwy, choć brakuje mu już werwy i czujności, o tyle portretowana
w poprzedniej książce Agnieszka Cynowska zagarnia dużą przestrzeń i sporo
naszej uwagi. Cyna boryka się z kryzysem w związku oraz ze świadomością, iż
zmiana płci, o jakiej marzy, jest procesem długotrwałym i skomplikowanym. Jej
prywatne problemy rzutują na to, jak pracuje. A obok sprawy Patrona ma do
wyjaśnienia jeszcze jedną, bardzo osobistą. Cyna w śledztwie dopuszcza się
niesubordynacji, zataja pewne fakty i usiłuje odwieść uwagę innych od pobocznego,
acz ważnego wątku śledztwa zabójcy biskupa. Szyki miesza jej Misia - policyjna
pani psycholog o irytującym cienkim głosiku. Misia tak jak Cyna zdecyduje się
prowadzić swoje własne śledztwo. Zaskakujące będą jego wyniki, a Lemberg
udowodni, że kobiety cechują się dużo większą wrażliwością na detale i
sprawniej rozwiązują zagadki oparte na psychologii działania nieznanego
sprawcy. Dwie prywatne sprawy Cyny i
Misi dodatkowo ubarwiają niezwykle ciekawą fabułę zapewniającą nieoczekiwane
zwroty akcji oraz wywołującą czytelnicze przekonanie, iż zabójca wciąż
wyprzedza wszystkich o krok.
Jest tajemnicą, w jaki
sposób Lemberg poradzi sobie z dalszym pisaniem po wydaniu dwóch różnych, ale w
obu przypadkach bardzo dobrych książek. "Patron"
epatuje okrucieństwem i taką formą przemocy, która wdziera się gdzieś do
podświadomości w sposób bardzo perfidny, nieprzewidywalny. To bardzo
mroczna książka i odważna także. Penetruje środowisko, do którego niewielu z
nas ma dostęp. Buduje sprytną kryminalną intrygę wokół tych, którzy winni
świecić dla wiernych przykładem, a którzy na różny sposób pogrążają się w
marazmie, od jakiego zwykły człowiek stara się uciekać między innymi w stronę
czegoś mistycznego. "Patron" nie jest mistyczny, lecz krwisty,
bezkompromisowy i jednocześnie wzbudzający zainteresowanie, bo dotykający kilku
palących problemów, które wciąż są niewygodne tak, jak niewygodne z jakichś
powodów były ofiary psychopaty z misją duchowego ratunku przez zabójstwo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz