2018-09-24

„Poza siebie” Sasha Marianna Salzmann


Wydawca: Prószyński i S-ka

Data wydania: 18 września 2018

Liczba stron: 348

Przekład: Agnieszka Walczy

Oprawa: miękka

Cena det.: 39,90 zł

Tytuł recenzji: Poszukiwania

„Poza siebie” to brawurowo opowiedziana historia rozpadu rodziny na emigracji, poszukiwania własnej tożsamości (także seksualnej) i rozpisana na wiele głosów historia poszukiwań powiązania z miejscem, w którym przyszło żyć. Ale przede wszystkim jest to historia tęsknoty za wolnością i opowieść o deficycie wywołanym zniknięciem jednego z rodzeństwa. Sasha Marianna Salzmann świetnie wpisuje się w nurt powieści młodych autorek opowiadających o trudach emigracyjnego dostosowania się, dołączając między innymi do Meral Kureyshi („Słonie w ogrodzie”) czy Olgi Grjasnowej („Rosjanin to ten, kto kocha brzozy”). Rozpaczliwe poszukiwania własnego miejsca albo odbicia siebie w drugim człowieku sytuuje w plastycznie opisanych przestrzeniach. Najważniejszy dramat rozgrywa się w Stambule, ale wszystko, co do niego doprowadziło, miało miejsce wcześniej – w Rosji radzieckiej, potem tej po transformacji, a następnie w Niemczech, emigracyjnym przystanku rodziny ulegającej w obcym dla niej świecie rozpadowi. „Poza siebie” to też książka o indywidualnych formach wyobcowania. Wszyscy bohaterowie zdają się nie na miejscu, nie tam gdzie trzeba, nie w tych sytuacjach i relacjach, w jakich mogliby czuć się bezpiecznie. Jest też motyw podróży i wspomnianego już zniknięcia. Całość tworzy powieść, która zawłaszcza. Salzmann ma niebywały talent do snucia takich form narracji, w których odsłaniana historia łączy się z niuansowaniem ludzkiego zagubienia i cierpienia. Dlatego jest to powieść mądra, także odważna, prowokująca do wielu pytań. W specyficzny sposób nieoczywista. Umiejętnie skonstruowana, gdy polifonia wypowiedzi bohaterów zamyka się w dość skromnej objętości książki.

Alisa przybywa do miasta rozpiętego między dwoma kontynentami. Nie jest pewna swoich działań, nie ma planu, czuje jedynie potrzebę poszukiwania. To stamtąd dotarła pocztówka od jej brata Antona. Ali jest zdeterminowana, by go odnaleźć. Powody tej determinacji będziemy poznawać stopniowo. Tymczasem dzieje się coś, czego nie można było przewidzieć. Poszukiwaniu towarzyszy przemiana. A wokół bohaterki stambulskie smaki, zapachy i doświadczenia. Turcja, która zdaje się bezpieczną przestrzenią dla człowieka przygarniającego Ali, jest sportretowana jak wrzący wulkan, który za chwilę wybuchnie. W takich to miejskich dekoracjach rozegra się historia unikatowych doświadczeń, także tych seksualnych. Stambuł niesie w sobie te nieokreślone kształty, z których wydobyła się pamięć bohaterki poszukującej najbliższej jej osoby. Człowieka, z którym wspólnie w dzieciństwie przyjmowała razy za obcość i inność. Człowieka, z którym weszła potem w specyficzną relację. Kogoś, dla kogo i dzięki komu stała się taka, jaka jest dzisiaj. Kogoś, kto stał się jej częścią. Której teraz nie ma, musi ją odnaleźć. Bohaterka jest niespokojna i funkcjonuje w rytmie stałego napięcia. Nieoczywista w ocenie czytelniczej. Salzmann bardzo się postarała, by wszystko, o czym pisze, miało ten wieloznaczny wydźwięk zagadki. Także oblicza ludzkiego zagubienia. Przecież o nim w dużej mierze jest ta książka.

Bardzo podobają mi się subtelne i czułe opisy. Niektóre są literackimi miniaturami, inne zajmują uwagę na dłużej. Autorka portretuje charaktery i miejsca, zaznaczając pewne graniczne sytuacje, poza którymi są już zupełnie nowe możliwości albo też tych możliwości brak. Rosyjska rodzina ukształtowana wedle nieprzystających do kraju emigracji wzorców. Trudna sytuacja tej rodziny w nowym miejscu, gdzie wszystko staje się inne, wymagające. Ucieczki różnego rodzaju – w przestrzeni, ale także w głąb siebie. To tak jak z płaczem w tej rodzinie, który zawsze trzeba było skrywać gdzieś do wewnątrz. A poza tym erozja relacji uznawanych w ojczyźnie za silne. Narzuconych niejako w swej oczywistości i pod wpływem innych okoliczności życia ujawniających pustkę. Rodzice i dzieci zatomizowani. Coraz bardziej świadomi tego, że nie są tą wspólnotą, jaką byli, przybywając do obcego kraju. Osobni i nieszczęśliwi. To prowadzi do kolejnych dramatów…

Pierwszym słowem Ali na emigracji staje się „przepraszam”. Musi uczyć się pokory, gdy przybywa z kraju, w którym wiecznie należało pokornie schylać głowę, co doskonale wypracowała sobie jej matka. Kolejne słowa w obcym języku zdobywa jak swoiste trofea i stara się je rozumieć w zgodzie z bratem. Anton stanowi dla niej punkt odniesienia i staje się z czasem najważniejszy w bardzo wyjątkowy sposób. A potem znika. Salzmann obrazuje nie tylko rozpacz pustki i kompulsywną próbę jej zapełnienia, ale przede wszystkim trud odnajdywania siebie pośród bodźców i wrażeń coraz bardziej dezintegrujących. Stąd też ciekawa autorska fantazja, by to rozedrganie wewnętrzne osadzić w kontekście niepewności płciowej – form i doznań warunkujących spełnione życie seksualne. Życie, które Ali chciałaby mieć pod kontrolą choć przez chwilę.

„Poza siebie” to bardzo ciekawa opowieść o byciu na peryferiach ludzkości. Emigracyjna historia rosyjskiej rodziny z żydowskimi korzeniami rozgrywana w konwencji dramatu, którego początki sięgają daleko wstecz, stąd też narracje z poprzednich pokoleń, być może też tłumaczące teraźniejsze działania głównej bohaterki. Ujmuje sposób, w jaki Salzmann kolekcjonuje zdarzenia minione w swojej prozie. Co z nimi robi, jak je przedstawia, jaki porządek buduje tymi historiami. To jedna z tych książek o ludzkim niepokoju, która zaraża tym niepokojem w trakcie lektury na tyle, że finałowe rozwiązania mogą wydać się mocno przejmujące. A przecież większość pytań i odpowiedzi ukryła się w tym, co już minęło. To powieść umieszczona gdzieś między narodowościami, kulturami i płciami – po to, by zadawać pytania o ludzkie nieszczęście, jakie rozwija fakt niemożności przynależenia do czegoś jednolitego. To świetna narracja o ludzkiej bezsilności oraz bezkompromisowości w działaniu. W historię emigracji wpleciona jest bardzo interesująco postać Agłai Veteranyi. To wyjątkowy smaczek tej powieści. Ale Sasha Marianna Salzmann potrafi zaskoczyć nie tylko czymś takim. „Poza siebie” pozostawia z wieloma pytaniami bez odpowiedzi. To pytania trudne, fundamentalne, a jednak postawione w sposób zupełnie zaskakujący. Jednocześnie autorka stale stawia pytanie o to, skąd się wywodzimy, kim dla siebie jesteśmy i jak bardzo wrastamy w miejsca, które wydawać się mogą tymczasowe. Nietuzinkowa powieść.

Brak komentarzy: