2020-05-19

„Matka jej córki” Daniela Petrova


Wydawca: Świat Książki

Data wydania: 25 marca 2020

Liczba stron: 384

Przekład: Grażyna Woźniak

Format e-booka: MOBI i ePUB

Cena w Virtualo.pl: 22,10 zł

Tytuł recenzji: Wyobrażenia i rzeczywistość

Powieść Danieli Petrovej z pewnością zachwyci wielbicieli obecności Nowego Jorku w literaturze. „Matka jej córki” to książka, w której amerykańska metropolia nabiera specyficznego klimatu i jest ważnym elementem narracji – podobnie jak ma to miejsce w przypadku ostatnio wydanych narracji takich jak „Pan i pani Fleishman” Taffy Brodesser-Akner czy „Mój czas relaksu i odpoczynku” Ottessy Moshfegh. Umiejscowienie zdarzeń w dużym mieście jest tu znaczące, albowiem Petrova będzie opowiadać o roli przypadku i świadomych ludzkich działań w kształtowaniu wyobraźni o innych osobach. Ale będzie to również pasjonująca fantazja literacka o tym, jak modelowany jest świat relacji przez to, co dzieje się zupełnie przypadkowo, i przez to, co w wyniku tego przypadku sobie myślimy lub jak działamy. Wielkomiejskie tło potęguje poczucie zagubienia w tym świecie przedstawionym. Pisarka prowadzi jednocześnie trzy narracje i z tej polifonii też należy wydobyć esencję, co wcale nie będzie łatwe. „Matka jej córki” to opowieść o kobietach tworzących sobie iluzje, ale przede wszystkim o konsekwencjach ich stwarzania. Drugoplanowi mężczyźni pozornie odgrywają tu mniej istotne role. Tymczasem Petrova ciekawie opowiada o emocjonalnym kotle rozmaitych relacji damsko-męskich. Także o związku, w którym partnerskie tajemnice doprowadzą do zaskakujących rozwiązań, dodatkowo komplikując fabułę.

Lana zbliża się do czterdziestki. Ostatnio wszystko podporządkowuje pragnieniu posiadania dziecka. Jej bezpłodność stanowi źródło nieopisanych frustracji, a bohaterka z tęsknoty za potomkiem zaczyna popadać w obsesję. Okaże się dość szybko, że nie ta obsesja zbuduje nam ciekawą intrygę w powieści. Lana, której matka jest pochodzenia bułgarskiego, bardzo chciałaby, aby dawczynią jajeczka jej wymarzonej ciąży była właśnie Bułgarka. W Nowym Jorku wszystko jest możliwe. Tyle tylko, że poszukiwana przez nią kobieta wprowadzi wielki zamęt do życia Lany. Podsycany dodatkowo obawami bohaterki, bo jak twierdzi ona sama: „Na tym świecie nie brakuje przecież wariatek”. Ostatecznie wbrew lękom o to, że prawdziwa matka może kiedykolwiek zaingerować w jej macierzyńskie szczęście, Lana poddaje się zabiegowi zapłodnienia, ale w międzyczasie jej wieloletni partner odchodzi, tłumacząc, że nie jest w stanie nadal brać odpowiedzialności za ich wspólne życie, tak naznaczone opresją i napięciem.

Bohaterka Petrovej pozostaje zatem sama. Do momentu, w którym przypadkiem nie natknie się na dawczynię jajeczka w metrze. Niemożliwe? A jednak. Znając jej zdjęcie z medycznej bazy danych, szybko uświadamia sobie, że ma przed sobą kobietę odpowiedzialną za jej ciążę. Nosi w sobie jej dziecko. Lana działa bardzo impulsywnie i postanawia podążać za Katją. Nie ma pojęcia, w jak skomplikowany ciąg zależności wejdzie. Nie wie, że to nie ona śledzi i podąża czyimś tropem. Ale wiedza o tym, jak jest naprawdę, połączy się tu z historią kryminalną. I zdarzeniami, po których przeżyciu Lana nie będzie już tą samą osobą.

„Matka jej córki” odważnie buduje piętrową intrygę wokół trzech postaci, którym oddany jest głos. To Lana, Katja, ale także partner tej pierwszej decydujący się na odejście. Śledzimy poczynania tej trójki i każde z nich odsłania swoje tajemnice w taki sposób, że Petrova przykuwa uwagę do wszystkich trzech postaci. Psychologicznie wiarygodne są jednocześnie przerażające i irytujące. W życiu każdego z trojga dochodzi do jakiegoś tąpnięcia, dzieje się coś niezwykłego, wszyscy przekraczają też pewne granice. Zbliżając się do siebie czy oddalając?

Moją uwagą zdecydowanie przykuła Katja, początkowo kreowana na postać drugiego planu. Ale to ona oddziałuje zarówno na matkę swojego dziecka, jak i na ojca przyszłego potomka, który zupełnie nie wie o tym, co ma miejsce w życiu Lany. Silna, niezależna i zdeterminowana Lana zaczyna zachowywać się zupełnie irracjonalnie. Decyduje się na duże ryzyko działania w taki sposób, który może się wiązać z poważnymi konsekwencjami. Przekracza granice. I zaczyna się w tym wszystkim gubić. Coraz trudniej jest też Katji, której krajobraz emocjonalny zarysowany jest tu bardziej wyraziście, ta postać lubi skrajności i potrafi zachowywać się zupełnie nieprzewidywalnie. W tym wszystkim coraz więcej wspomnianego przypadku, nieszczęśliwych zbiegów okoliczności i voyeryzmu, który wpędza w zagubienie, bo przyglądać się drugiej osobie u Petrovej to przede wszystkim widzieć w niej wyraźniej samego siebie. Albo może to, czego nie dałoby się ujrzeć bez dziwnej fascynacji drugą osobą.

Warto postawić sobie pytanie, czy ta książka to thriller psychologiczny. Zarysowana intryga jest rzeczywiście skomplikowana i trzeba śledzić sporo zależności oraz relacji nowojorczyków, by odkryć, co stoi za tragedią, która niejako rozłamie tę powieść na pół. Ktoś zyska szczęście, ktoś niepokój. Ale najciekawsze jest tu to, co bohaterom się wydaje, a nie rzeczywistość, którą dostrzegają tylko fragmentarycznie. Petrova kroczy bardziej w kierunku interesującej powieści obyczajowej, może trochę romansu. Opowiada jednak o tym, jak bardzo zawęża nam się zawsze spojrzenie na otaczający świat, kiedy skupimy się na priorytetach i będziemy ten świat tłumaczyć przez pryzmat tego, czego oczekujemy i co musi zostać spełnione. W sportretowanej trójce pojawi się dużo goryczy, ale także nieprzyjemnego zaskoczenia. Kim są dla siebie? To ustalą zaskakujące sytuacje oraz to, co myślą o pozostałych. W rezultacie „Matka jej córki” jest historią o wyobcowaniu i pewnym rodzaju egoizmu, ale również powieścią o niespełnionych oczekiwaniach i zawiedzionych nadziejach.

To również narracja z feministycznym sznytem, którego wymiar staje się nieco dydaktyczny, ale tak już chyba musi być w przypadku tak skrojonej intrygi. Kobiety są tu postaciami walczącymi, mężczyźni sprawcami opresji albo też ludźmi o dużo bardziej niestabilnej sferze emocji niż bohaterki pozornie będące instynktem i przeczuciem, a nie zdrowym rozsądkiem. Daniela Petrova debiutuje w dobrym stylu, bo zdaje sobie sprawę z tego, jak skonstruować wiarygodne postacie, lecz przede wszystkim przekonująco opowiada o tym, jak wiele niszczymy w swoich relacjach, kiedy zapominamy o tym, że zwykle nasze myśli nie są tym, co tworzy kształt rzeczywistości. Jest w tej książce mowa o ogromnej tęsknocie za byciem akceptowanym. Ale też o rodzinnym dramacie w dalekiej Europie, który będzie rzutował na kolejny dramat rozegrany w centrum anonimowego Nowego Jorku. Lektura wartka, sprawnie napisana i interesująco stopniująca napięcie. E-book w dobrej cenie oferuje Virtualo.pl

Recenzja powstała we współpracy z księgarnią Virtualo.pl

Brak komentarzy: