2018-06-15

„Maszkaron” Patrycja Pustkowiak


Wydawca: Znak

Data wydania: 23 maja 2018

Liczba stron: 352

Oprawa: twarda

Cena det.: 39,90 zł

Tytuł recenzji: Z nienawiści

Jestem bardzo rozczarowany. Patrycja Pustkowiak popełnia grzech literackiej wtórności i niewiele przekonuje mnie do tego, że ma naprawdę coś nowego do powiedzenia. „Maszkaron” tak jak „Nocne zwierzęta” portretuje kobietę obsesyjnie skupioną na sobie. Sfrustrowaną, wściekłą, krytykującą wszystko wokół, ale przede wszystkim nadającą sobie status kogoś zbędnego. O ile Tamara Mortus z pierwszej książki dochodzi do pewnych wniosków, doświadczając osobiście rozmaitych form świata i relacji międzyludzkich, o tyle Marianna z „Maszkarona” wbrew jakimkolwiek doświadczeniom neguje wszystko – siebie i otoczenie. Wrasta we wściekłość, a potem w nienawiść i jest dużo bardziej antypatyczna niż Tamara. Jeśli „Nocne zwierzęta” zaskakiwały soczystą frazą i w swej bezkompromisowości oraz kontrowersyjności naprawdę przykuwały uwagę, to nowa powieść coraz mocniej ją rozprasza, staje się książką zbyt wielu znaczeń i w gruncie rzeczy jest o wszystkim i o niczym.

Trudno jednoznacznie orzec, ku czemu prowadzą refleksje i obserwacje głównej bohaterki. Mam wrażenie, że Pustkowiak napisała kolejną ponurą książkę o tym, jaka Polska jest brzydka w kilku symbolicznych znaczeniach, a wspomniana wtórność polega głównie na przedmiocie opisu, braku jakichkolwiek diagnoz lub refleksji. Tak, zdaję sobie sprawę z tego, że szpetna bohaterka egzemplifikuje tezę, że kategoria brzydoty w doskonałym kształcie świata złudzeń i iluzji XXI wieku jest pewną formą niepełnosprawności społecznej i z niej wynikają wszystkie możliwe złe emocje, głównie autodestrukcyjne. Problem polega na tym, że autorka proponuje opis polskich przywar i bolączek, który jest bardzo rozmyty, niezwykle sztampowy, mało kreatywny i dotykający tych sfer oraz problemów, które nie tyle są zwyczajnie widoczne dla każdego, ile w „Maszkaronie” tylko punktowane. O co właściwie chodzi Mariannie? Kto i dlaczego jej przeszkadza? Pustkowiak myślami swojej bohaterki przypuści frontalny atak na wszystko, co jest dla niej irytujące w Polsce i Polakach. Pozostaje jednak niedosyt, bo „Maszkaron” niczego nowego ani w zasadzie ważnego nie punktuje. Odnoszę wrażenie, że jest głównie autorską grą z opanowanymi już frazą i stylem. Tym, co zaskakiwało i intrygowało w „Nocnych zwierzętach”, a tutaj zwyczajnie męczy, bo obok soczystych fragmentów pełnych słusznej ironii i doskonałego czarnego humoru Pustkowiak proponuje nam wyolbrzymienia i satyrę, których czasami nie da się znieść – jak w przypadku sceny filozoficznego panelu dyskusyjnego. Poza tym – lawirowanie między kameralnym dramatem egzystencjalnym a odważną powieścią społeczną. Ani jedno, ani drugie nie wychodzi dobrze.

Tkwimy w bezradności i bezwoli, która charakteryzuje Mariannę, wyjątkowo brzydką trzydziestopięciolatkę uważającą, że przegrała swoje życie, niczego w nim nie doświadczyła, nie poczuła się ani kobietą, ani człowiekiem, ani istotnym członkiem jakiejkolwiek społeczności. Zdana na pastwę własnych lęków i neuroz „męczennica wisząca na krzyżu własnego ciała” poszukuje takich form koegzystencji z innymi ludźmi, które choć na chwilę uczyniłyby ją kimś podmiotowym, ważnym członkiem zgromadzenia, częścią jakiejś całości, fragmentem żywej tkanki społecznej. Tymczasem trochę na własne życzenie, ale głównie z powodu odium wobec wszelkich form ludzkiej szpetoty Marianna musi wycofywać się w głąb siebie. Jej życie seksualne nie istnieje. Nikt nigdy jej nie chciał i nigdy nie zechce. Pozostają pornografia i żałosne substytuty doświadczeń erotycznych. Wydobyła się z opresyjnego domu z zachowawczymi rodzicami, wulgarną matką i poczuciem wiecznego stłamszenia. Uciekła z ciasnego mieszkania rodzinnego do zlokalizowanej w innym, bardzo drogim mieście ponurej kawalerki, którą może wynajmować z powodów znanych tylko autorce, albowiem budżet bohaterki prawdopodobnie nie obejmuje komfortu wynajmu mieszkania w żadnej większej polskiej metropolii. Marianna obserwuje, analizuje, przygląda się, podsłuchuje. Między drobnymi zleceniami snuje się po mieście i tworzy jednoosobową lożę szyderców, odsłaniając absurdy codzienności pozornie szczęśliwych ludzi.

Tu przechodzę do szeregu przewidywalnych i tendencyjnych scen. Patrycja Pustkowiak pozwoli swojej bohaterce na niczym nieskrępowany krytycyzm. Dostanie się zatem uporządkowanemu życiu rodzinnemu, dostanie się modnym i wyzwolonym grupom wzajemnego wsparcia kobiet. Ośmieszeniu ulegnie pewna atrakcyjna fizycznie filozofka, a także filozofowanie samo w sobie. Aby było dosadniej, Marianna dołoży w myślach nawet Miłoszowi. Jej niechęć i narastająca nienawiść obejmą wszystkich – od rodziców i szkolnych kolegów będących oprawcami po poetów, filozofów i ludzi proponujących jakiekolwiek sensowne wykładnie świata chaosu. Świetnie, bardzo to żywe, momentami drapieżne i przykuwające uwagę, ale nic z tak prowadzonej w „Maszkaronie” narracji nie wynika. Obserwujemy, w jaki sposób rodzi się frustracja ludzka oraz społeczna. Otrzymujemy przejaskrawiony obraz wszystkich wyautowanych, z daleka od polskich antagonizmów, ale daleko również od jakiejkolwiek stabilnej pozycji w polskim społeczeństwie.

Pustkowiak chce odważnie wyjść poza prywatną sferę upokorzeń, frustracji, lęków i ograniczeń z „Nocnych zwierząt”, by uczynić z nowej bohaterki pewną wędrującą po skompromitowanym mieście abnegatkę, która wydobywa z codziennego życia naznaczonego fałszem i złudnymi ideałami cały brud, ten brud symboliczny, całą brzydotę, która w przeciwieństwie do jej brzydoty fizycznej wciąż formuje się na nowo, nabiera nowych kształtów, pochłania i zawłaszcza. Marianna jest wbrew modom, tendencjom, oczekiwaniom, narzucanym sposobom funkcjonowania na co dzień. Jej pozostaje już tylko nienawiść. Trochę zabawne jest postrzeganie tej książki jako manifestu wściekłości wykluczonych, którzy oferują samymi sobą jedynie głębokie pokłady złych emocji. I teraz nie wiem, czym mam się bardziej przejąć – tragikomiczną sytuacją Marianny, druzgoczącą próbą diagnozy kilku wyeksponowanych środowisk czy może rozpaczliwą niemocą, która nad tym wszystkim wisi i do której bardzo zgrabnie nawiązuje inteligentne zakończenie. Problem polega na tym, że dylematy i sytuacja Marianny jakoś nie wzbudzają współczucia, a być może nawet zainteresowania, diagnoz zaś w tej powieści nie ma żadnych. „Maszkaron” ma być gniewnym odzwierciedleniem tego, jak nonsensowne jest nasze życie, w którym trzeba się za czymś opowiedzieć, wobec czegoś być w kontrze, gubić kontakt z własnym wnętrzem, a jeśli już go mamy – może być tak obsesyjnie irytujący jak ten Marianny rozdzierającej szaty nad własnym tragicznym położeniem.

Myślę, że Patrycja Pustkowiak straciła czujność. Nieźle pisząc, pomknęła w jakiś wyjątkowo dobrze oswojony rejon tematyczny. Nie wydobywa stamtąd niczego interesującego. Maszkaron” to powieść rozmyta, rozdrobniona. Jak wspomniałem na wstępie – o wszystkim, a właściwie o niczym nowym. Kpina i satyra to również narzędzia, którymi autorka posługuje się sprawnie, ale w pewnym momencie nie widać celu ani przesłania w ich stosowaniu. Szkoda, bo miałem nadzieję na coś nowego i świeżego. Feministycznego, dającego kopa i możliwości różnych przemyśleń. Nie mam ich zbyt wielu po lekturze „Maszkarona” i obawiam się, że ta opowieść o aspołeczności i nienawiści może zostać szybko zapomniana – że za miesiąc już nie będę pamiętał, o czym była ta książka.

2 komentarze:

Jardian pisze...

Kolejna wyczerpująca recenzja, pozdrawiam imiennika !

Iwona Smól pisze...

Również nie polubiłam głównej bohaterki, nie wzbudza żalu i nie zasługuje na współczucie. Na dodatek, osoby które mogłyby się z nią utożsamić, raczej nie przeczytają tej książki. Jednak styl narracji według mnie zasługuje na uwagę. Niektóre frazy chodzą mi jeszcze po głowie.