Wydawca: Wydawnictwo Marpress
Data wydania: 7 lipca 2022
Liczba stron: 300
Przekład: Zofia Sucharska
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 46 zł
Tytuł recenzji: Ruszyć w świat
Z pozoru wszystko jest oczywiste i niczego nie trzeba tłumaczyć. Tak, wybory naszych rodziców determinują nasze wybory. Tak, ich pochodzenie w znacznym stopniu określa, kim my się staniemy. Tak, wymaga bardzo dużej determinacji i siły charakteru, aby żyć po swojemu i nie powielić rodzicielskich wzorców, których się nie akceptuje. Gdyby Deniz Ohde napisała o tym reportaż, pewnie bym się przy nim nudził. Ale napisała powieść. Rzecz, w której powyższe kwestie subtelnie rezonują, rozbijając się na kolejne mikroopowieści, lecz przede wszystkim tworząc istotne sensy dodane. Warto również zwrócić uwagę na język „W sztucznym świetle” – zmienny i wieloznaczny, ale przede wszystkim świetnie opisujący kontrasty oraz podobieństwa, kiedy chce nam opowiedzieć, co to znaczy odejść: z rodzinnego miasteczka, od rodzinnych uwarunkowań, od siebie modelowanego na przykład przez system edukacji, ale przede wszystkim od pewnych marzeń i priorytetów, dla których z różnych powodów nie będzie miejsca.
Ohde frapująco opowiada tutaj opozycje. Dwie najbardziej czytelne to zderzenie tego, kim jest i chce być narratorka, z tym, kim był i chciał pozostać jej ojciec, a także co to znaczy nie być uzdolnionym i wyróżniającym się w takim modelu edukacji, który gloryfikuje i wspiera tych określonych uczniów, dopasowanych, schematycznie osiągających postępy i wyrażających swoje oczekiwania. Zatem ona wobec ojca i szkoły. To oczywiście nie wszystko. Obserwować będziemy również relacje rówieśnicze z ludźmi, którzy w przeciwieństwie do bohaterki nie odczuwają żadnej potrzeby poszukiwania świata „gdzie indziej”. I wcale nie stoi za tym teza, że wyruszanie w ten świat ma być lepszym wyjściem. To, co znane i oswojone, jest tu przecież opisywane z wielką czułością. Miejscowość gdzieś na peryferiach, dokąd autobusy miejskie dojeżdżają i zaraz zawracają, w bliskiej obecności fabryki, z zapachami komunalnymi, w każdym wymiarze brzydka i odpychająca. Bynajmniej. Deniz Ohde, opowiadając miejsce, z którego narratorka rusza w świat, jest najbardziej czuła i poetycka. Nie chodzi tylko o nakreślenie przestrzeni początku, stawania się. Miejsce, do którego bohaterka wraca po latach, zawsze pozostanie częścią jej tożsamości. A skoro ono ma ją opowiadać najpierw i najbardziej sugestywnie, niemiecka pisarka dokłada wszelkich starań, by jego obrazowanie nie było oczywiste.
To, co urzeka w tej powieści, to – poza przyciągającymi uwagę opozycjami – umiejętnie wypracowana w każdym rozdziale delikatność mówienia o nieprzystosowaniu w bardzo szerokim znaczeniu. Stawanie się anonimowej bohaterki, która jednak ma jakieś imię – a to imię bywa dla niej stygmatem i nie pojawia się na gadżetach przeznaczonych dla niemieckiej młodzieży – jest procesem bardzo intymnym, a Ohde stara się opowiadać tę intymność, tylko zbliżając się do tego wszystkiego, co tak mocno dotyka wyobraźni i ją modeluje. Dlatego część przytaczanych sytuacji i konfrontacji widzimy fragmentarycznie. A niektóre uderzają całą swoją oczywistością. Deniz Ohde nie będzie tu na przykład pisać wprost o agresji i przemocy. O rasizmie doświadczanym przez potomkinię Niemca i Turczynki, „tę ciapatą”, tę z dziwnym imieniem i nieprzystającą do modelu edukacyjnego, podążającą inną ścieżką, pozwalającą sobie na dystans wobec świata i na to, by w tym świecie po prostu zwolnić. Tymczasem na przykład punktowane są lęki, idiosynkrazje i przekonania ojca – to postać zarysowana najbardziej wyraźną kreską, a jednocześnie ktoś, od kogo wciąż się odbijamy, dryfując gdzieś po oceanie życia z bohaterką i jej przekonaniem, iż bez względu na wszystko ten pełen ułomności ojciec zawsze będzie jej latarnią, wyznaczać życiowy azymut.
„W sztucznym świetle” opowiada o niemieckiej szkole, której wyraźna struktura wiele wymaga i równie wiele narzuca. Nikomu tu nie chce się myśleć o odmienności czy o czymś wypadającym poza schemat, oczekującym dla siebie specyficznej, wytężonej uwagi. Bohaterka jest na wskroś niestandardowa według ustalonych przez tę szkołę reguł. Nie ma w niej jednak jakiejś wyjątkowości geniusza, nie jest też osobą z żadnymi jasno określonymi dysfunkcjami. U Ohde uczennica staje się problemem, gdy stara się oswajać i przyswajać świat na własnych zasadach, trochę wolniej niż inni, ze skupianiem się na innych priorytetach. Czuje swoją nieprzystawalność i jest gotowa zrobić prawie wszystko, by ją zniwelować. A jednocześnie jest tą, dla której należałoby napisać inny program, wytyczyć inną ścieżkę rozwoju. Niedostosowana, lecz gotowa na to, że w tym systemie musi się dopasować. Perypetie szkolne bohaterki są egzemplifikacją tego, w jaki sposób wchodzi ona w równie wyraźnie określony świat rodzinnych oczekiwań. Wydaje się, że życiowo bierny ojciec, dla którego najbezpieczniejsza jest zawodowa rutyna, jest jednym z najsurowszych nauczycieli, którego cieniem staje się matka – kobieta uciekająca z pewnej nadmorskiej dalekiej miejscowości, by mieć jakieś możliwości. Jakie otrzymuje przy takim mężu?
Mamy dwie szkoły życia bohaterki tej książki. Z tej rodzinnej nie musi się rozliczać świadectwami. Niczego nie musi udowadniać, do niczego się zmuszać. Jednakże wciąż jest tą, której trzeba dać szansę, bo funkcjonuje i odbiera rzeczywistość inaczej. W tym znaczeniu Deniz Ohde opowiada nam przejmującą historię dziewczynki, a później kobiety, która buduje część swojej tożsamości na bolesnych wątpliwościach. Rzeczywistość wokół – ta najbardziej intymna i ta uporządkowana w edukacyjną strukturę – jest dla niej przestrzenią, w której pada wiele pytań retorycznych, a każde kolejne doświadczenie to dorastanie do samej siebie z lękiem niejasności. Czy bohaterka podąża po omacku? Niekoniecznie. „W sztucznym świetle” to przecież świetna powieść o zdeterminowaniu.
Cel nadrzędny jest jeden:
pożegnać świat, w którym kształtowały się pierwsze emocje, przywiązania,
priorytety, poglądy na to, jaki sposób życia ma znaczenie i co będzie w nim
ważne. Można to zrobić spektakularnie. Tak jak zrobiła pewna kobieta, która
wysadziła się w miejscowym kościele, a której historia powraca tutaj jako
mroczne memento, ale i kolejna nieoczywista opozycja nakreślana w tej powieści
jako coś ważnego. Narratorka Ohde pragnie pożegnania, odcięcia się i
pewności siebie wkraczającej w inny wymiar, jednak wciąż zastanawia się nad
tym, co warunkuje skuteczne odejście. Bo przecież nie chodzi o śmierć.
„Kiedyś stąd wyjadę”, które bohaterka mruczy sobie pod nosem na samym początku
książki, będzie tu powracać z jednej strony jako imperatyw, z drugiej jednak –
jako kolejna wątpliwość osadzona w kontrze do świata oferującego przede
wszystkim bezpieczną powtarzalność. Dlatego cała ta narracja jest wątpliwością,
deklaracją wyboru, ale przede wszystkim uważnym świadectwem obserwatora życia,
dla którego jego nowy rozdział to nie tylko wyzwanie polegające na dopasowaniu
się i zmianie. „W sztucznym świetle” to powieść inicjacyjna uciekająca
schematom. Oferująca głównie historię o łagodnych zdziwieniach, nie o
dramatycznych konfrontacjach. A i tak wszystko, co dramatyczne, widać tu
doskonale i w gruncie rzeczy to w pewnych aspektach bezkompromisowa, czule
smutna historia egzystencjalna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz