Czas, miejsca, ludzie – wszystko zmienne, wszystko efemeryczne i w taki też sposób ukazane w powieści życia Wojciecha Bauera, który buduje swoistą literacką symfonię synestezji. Wszak jest to książka o zapachach, o dźwiękach, o smakowaniu życia i przeżywaniu wspomnień wciąż na nowo. Niebanalna książka, choć w samym swym zamyśle mogłaby się otrzeć o banał. Mądra książka i tak delikatna w swej semantyce, że chwilami odnosi się wrażenie, iż mężczyzna nie mógłby pisać tak subtelnie.
„Zapach trzciny” buduje kilkanaście wątków, spośród których znaczące są zapiski młodego bohatera, których akcja toczy się symultanicznie z wydarzeniami opisywanymi przez dojrzałego pięćdziesięciolatka. Ów człowiek przemierza całą Polskę, aby oddać ostatni hołd przyjacielowi z młodości. Nie będzie to tylko podróż, jaką wykona między śląskim miastem a mazurskim Ełkiem. Bauer przedstawi nam arcyciekawą podróż w głąb samego siebie, bo nota na okładce bardzo wyraźnie wskazuje, iż Tomasz – główny bohater powieści – jest wyraźnym porte parole autora. Będzie to więc podróż osobista i nad wyraz introwertyczny pamiętnik, który przeczytać należy w skupieniu.
Współczesny Tomasz jest dobrze zarabiającym biznesmenem, którego życie porządkuje praca i żona, która – inaczej, niż on sam – nie patrzy wstecz i próbuje być jego sterem i okrętem przez cały czas, odcinając się od tego, co było. Ona także będzie czytać jego opowieść na równych prawach z czytelnikiem, albowiem nie tylko o śmierci Leszka, na którego pogrzeb zmierza Tomasz, będzie w „Zapachu trzciny” mowa. Tomek ze wspomnień, małolat piszący książkę o doznaniach ludzi swego pokolenia w młodości, będzie uzupełniał nam coraz wyraźniej nakreślaną sylwetkę bohatera. Polifoniczność przeszłości i tego, co teraz, ustawicznie wzmaga napięcie akcji i skutecznie absorbuje uwagę czytającego. Pomost budowany między tym, co było a tym, co jest kreowany jest na zasadzie marzenia sennego, toteż o onirycznym aspekcie tej powieści należy pamiętać od początku, aby w pełni zrozumieć jej przesłanie.
Tomek stał się Tomaszem, jego gitara została pożegnana zatopieniem jej w jeziorze, ludzie z Ełku przestali czuć się jednością, jaką czuli się za szkolnych czasów, a Bauer próbuje to wszystko ze sobą połączyć i skonsolidować. Ełk ujrzymy nie tylko oczyma Tomka i Tomasza, ale także niejakiego Rosecka – Niemca, który odbywa swą ostatnią sentymentalną podróż do tego miasta tak samo, jak sentymentalny staje się dla Tomasza jego służbowy pobyt w Paryżu (genialnie sportretowana stolica Francji, chociaż swojski Ełk wydaje się bardziej przekonywać ku sobie).
Muzycy z zespołu „The Green Dog” nieśmiało próbują przy grobie ich kamrata Leszka otworzyć się na nowo i przełamać barierę lat, uprzedzeń i zmian, jakie zaszły w tym czasie w ich życiu. Nie udaje im się to, bo przekraczanie granic – czasowych, mentalnych czy naznaczonych ułomną pamięcią – nie jest w rozumieniu Bauera do końca możliwe i tylko dzięki temu próby ich przekraczania mają sens. Nieważne, że jedna z dawnych przyjaciółek Tomasza demitologizuje niejako postać Leszka w słowach : „To był taki ełcki drobny pijaczek, wiesz? Zawalił studia i ugrzązł tutaj. To tylko wasze – twoje, Marka, Linki – sporadyczne wizyty wyciągały go z tego mułu na powierzchnię. Bo przyjeżdżała klasowa elita, bohema, dla której czas stanął w miejscu w okolicach matury, a Leszek był jej gwiazdą i bardem, no to trzeba go wyciągnąć z niebytu, odkurzyć, przypudrować i niech się chłopcy nacieszą…” Pogrzeb i wspomnienia stanowią swoistą antynomię do jej zdroworozsądkowych słów, które kaleczą pamięć o zmarłym koledze.
Tomek, Leszek, Marek… będący jednością podczas grania i wyraźnie zatomizowani przez czas panowie przekraczający pięćdziesiątkę, którym trudno byłoby obecnie stworzyć coś, co tworzyli kiedyś wspólnie. Młody Tomek w swych zapiskach pięknie mówi o ich wzajemnym porozumieniu: „To nie jest sprawa świadomego rozumienia. Nigdy nie potrafiłbym sformułować słowami tego, co grałem. To raczej odczucia, nastrój… Dopasowanie… nie, nie dopasowanie – wyszukanie w sobie uczuć na zasadzie podobieństwa – albo kontrastu – do tych wyrażonych przez prowadzącego.” Muzyka stanowiła ich szyfr i muzyką żyjący Tomasz i Marek oddadzą po raz kolejny hołd Leszkowi – tym razem nie na ełckim cmentarzu, a w piwnicznym studio, gdzie zagrają koncert…
„Zapach trzciny” to także powieść o kobietach i pięknie kobiety portretująca. Ale o tym nie da się pisać, to trzeba po prostu przeczytać. A może i zasmakować… Jedno jest pewne – w tej frapującej powieści wykorzystamy wszystkie nasze zmysły, aby poznać cudze biografie i tak mocno je w sobie oswoić, że na długo po lekturze pozostaniemy przy nich myślami.
Wydawnictwo Semper, 2007