Wydawca: Czarne
Data wydania: 25 marca 2015
Liczba stron: 248
Tłumacz: Elżbieta Kalinowska
Oprawa: twarda
Cena det.: 39,90 zł
Tytuł recenzji: Samotność i ucieczki
Olga Grjasnowa napisała
rzecz o dość dużej mocy. Ta książka jest świadectwem rozgoryczenia europejskim
światem wielokulturowości, która zapada się w sobie, zdaje się mroczna,
odsłania rysy i pęknięcia. Gorzko i
smutno młoda pisarka portretuje świat, w którym rzekomo jest miejsce dla
wszystkich, ale gdzie tak naprawdę każdy chowa się w bezpieczną dla siebie przestrzeń
wytyczaną przez język, kulturę, przekonania i uprzedzenia. W tym świecie
tkwi Masza, główna bohaterka, wieczna uciekinierka - pozostawia za sobą mrok
Azerbejdżanu w piekle ludobójstwa, by szukać schronienia w Niemczech, od
których uciekała w panice babcia, ocalała z Zagłady. Masza najpierw podąża
śladami rodziców zdeterminowanych, by przychylić nieba córce. Potem zaś porusza
się już po omacku, kiedy zostaje jej jedynie wspomnienie nieżyjącej bliskiej
osoby oraz okrutne poczucie straty wraz z niedostosowaniem do świata, do
którego Maszy udało się dopasować. Albo może tak tylko myślała.
"Rosjanin to ten, kto
kocha brzozy" jest książką o gorzkich rozczarowaniach młodości. O
ludziach, którzy powinni cieszyć się z życia i czymś to życie zagospodarować,
lecz błąkają się po świecie w poszukiwaniu czegoś niemożliwego do osiągnięcia,
co jest stabilne, wolne od komplikacji, zwyczajnie swoje i naprawdę oswojone.
Masza Kogan zna pięć języków, ale ta znajomość nie otwiera jej bram do
wieloetnicznej i wielokulturowej Europy, bo języki nie mają w sobie życia. Przekonanie, iż znajomość języka daje pewną
władzę nad rzeczywistością, jest w tej powieści brutalnie zakwestionowane, bo
Maszy nie ma w tłumaczonych słowach, ona jest gdzieś wewnętrznie samotna i
mocno udręczona tym bolesnym śladem nieprzystosowania. Bo nawet kochać może
tylko na swój własny sposób, być może niedoskonale, być może zbyt zaborczo albo
wręcz przeciwnie - naiwnie. Masza musi zmierzyć się z tym największym rodzajem
utraty, gdy świat traci kontury rysowane wraz z najbliższą osobą, po której
pozostaje tylko bolesne wspomnienie.
Kiedy
umiera Elisza, a bohaterka zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo bezsensowna
jest ta śmierć, jej dotychczasowe życie rozpada się na kawałki. Nieudolnie
próbują nadać mu kształtu ludzie z jej najbliższego otoczenia, sami naznaczeni
samotnością i wyobcowaniem. Gdzieś obok jest turecki przyjaciel,
któremu Niemcy nie dają prawa do wyjścia poza okrutną etykietę "kanake", choć Cem zasłużył na
to, by czuć się pewnie w swej niemieckiej ojczyźnie. Jest były chłopak Maszy,
Sami. Arab z Libanu, dla którego czas to przede wszystkim przyszłość. Ta
umiejscowiona tam, gdzie można się rozwijać, zapominać o kulturowych
stygmatach, szaleńczo szukać szczęścia i spełnienia. To postacie blisko Maszy w
jej niemieckim rozdziale życiorysu. Gdy dziewczyna rusza do Izraela witającego
ją rozstrzelaniem komputera na lotnisku, poznaje ludzi równie zagubionych.
Inaczej myślących o świecie, ale zakorzenionych w nim poprzez niezgodę. Bunt,
który każde z nich wyraża w inny sposób.
Masza od lat ćwiczyła się w
zapominaniu, ale zapomnieć Eliszy nie jest w stanie. To tak, jakby pewna część
wypracowanej przez lata tożsamości odeszła wraz z tym, który gwarantował
spokojne życie u swego boku. Masza
zawsze pragnęła spokoju, ale dziwnym trafem życie jej go nie dawało. Uciekając
z Azerbejdżanu, pozostawiała za sobą ludzkie okrucieństwo. Potem spotkała się z
czymś znacznie gorszym, bo z obojętnością. Europa bez granic, kontynent wielu
kultur i narodów, jest miejscem rozpaczliwego zamykania się w samotności, która
rzadko daje możliwość bycia szczęśliwym choćby we dwójkę. Bohaterka
Grjasnowej czuje, że w mieszaninie języków, jakich używa, nie ma najprostszych
słów do wyrażenia poczucia obcości i tego, że życie w pojedynkę to czasami
stygmat, z którym trzeba się bezwzględnie pogodzić. I wszystko w świecie, w
którym tak wiele jest możliwe. Tak wielu ludzi obok siebie, sporo różnic
pokonanych i wciąż to przejmujące poczucie bycia osobno w morzu słów brzmiących
tak różnie, tak groźnie i obco.
Olga Grjasnowa w swoją
powieść wtłoczyła być może zbyt wiele problemów. Mamy Niemców, którym nie do
końca chyba wychodzi integracja z emigrantami, i Izrael, gdzie nie można
przeprowadzić żadnej rozmowy bez kontekstu społeczno-politycznego i rozmowy o
ciągłym zagrożeniu. Otrzymujemy obraz
różnego rodzaju skrajności. Jest wspomnienie współlokatorki Maszy, naznaczonej
bliznami za swą zuchwałość wobec muzułmańskich mężczyzn. Drugie wspomnienie - o
okrucieństwie Rosjan z Azerbejdżanu. Jest izraelskie rodzeństwo krańcowo różnie
naznaczone ciągłą mobilizacją i atmosferą niekończącej się walki o terytoria,
przekonania, o zasady i o wiarę. Ori popada w lęki, jego siostra Tal w
szaleńczą nadaktywność społeczną. W Izraelu pojawia się także były bojownik
Hamasu. Każdy, kto staje na drodze Maszy, w różny sposób sygnalizuje swoje
wewnętrzne problemy, rozdarcia i dylematy powstające w świecie własnych idei i
zagrożeń, jakie czyhają właściwie na każdym kroku, pod każdą szerokością
geograficzną. Mnogość problemów czyni
powieść Grjasnowej chwilami nieznośnie męczącą, ale też bardzo boleśnie
uświadamiającą, jak wiele różnych historii samotności i bólu można zmieścić na
kartkach książki niekoniecznie pokaźnych rozmiarów. Odnosi się wrażenie, że
autorka celowo komplikuje biografie swoich bohaterów, by udowodnić tezę o tym,
iż życie spełnione ma miejsce niezwykle rzadko. Zdarza się chwila zastanowienia
nad tym, skąd te wszystkie postacie się pojawiają i czy w otoczeniu Maszy nie
przybierają jedynie postaci światopoglądu, nie życiorysu.
Różnorodność poglądów, jakie
wyrażają młodzi ludzie w tej książce, idzie w parze z wielością perspektyw
patrzenia na świat wymykający się jednoznacznym ramom. Przez chwilę trudno uznać, czym jest prawdziwe cierpienie, kto komu
uczynił większą krzywdę i kto bardziej zasługuje na potępienie, komu zaś
zasadnie pisana jest samotność. Rozmowy Maszy w różnych językach to
lingwistyczny tygiel problemów nie do rozwiązania. Nie na dzisiaj. Nie na tym
kontynencie. Wszędzie jest obecna obcość i zagubienie, ale najbardziej
przejmująca jest próba szukania w tym wszystkim własnej drogi mimo utrat,
upokorzeń i gorzkiego odczuwania rzeczywistości przez pryzmat ran, które nigdy
się nie zagoiły.
Olga Grjasnowa napisała
książkę oskarżającą i taką, w której kameralny dramat emigracji wewnętrznej
bardzo czytelnie kontrastuje z żywiołowością świata ciągłych zmian. To opowieść
o tym, że trudno jest być szczęśliwym dzieckiem, spełnioną dziewczyną,
zadowoloną z siebie Europejką i pewną czegokolwiek kobietą. Historia życia i
ucieczki, złudy pewności siebie i dramatu pozostania z sobą samym. Dotykająca
wielu problemów opowieść o świecie, w którym wciąż nazywamy siebie za pomocą
etykiet i wciąż na nowo poddajemy się stereotypom. One zamiast porządkować
cokolwiek, komplikują rzeczywistość. I nasze samotne istnienie w niej także.