Wydawca: Karakter
Data wydania: 5 września 2017
Liczba stron: 190
Przekład: Anna Dzierzgowska
Oprawa: miękka
Cena det.: 37 zł
Tytuł recenzji: Płeć przemocy
Publikowane wcześniej eseje
i wykład na temat bliskości z Virginią Woolf i Susan Sontag Rebecca Solnit
zebrała w jednym zbiorze nie bez powodu. Teksty pełne ciętej ironii i gorzkiego
sarkazmu ogniskują się wokół utrwalanej przez wieki niemożności kobiet do
wyrażenia siebie, zabrania głosu w każdej sprawie, do wypowiadania się w
kwestiach, w których to kobiety mają najwięcej do powiedzenia. Ten zbiór tekstów obrazuje także genezę i
różnorodność męskiej przemocy wobec kobiet, ukazując autorską dumę z tego, jak
wiele zmian dokonało się dzięki ruchom feministycznym. „Mężczyźni objaśniają mi
świat” to w gruncie rzeczy opowieść o tych, którzy powinni posłuchać, a nie
objaśniać. To książka, którą powinien przeczytać każdy mężczyzna, bo
traktująca męskość z niebywałą empatią – taką, jakiej brakuje dominującym w
przestrzeni publicznej i w prywatnych domach oprawcom. Nazywająca przemoc
imieniem płci męskiej i demaskująca różne formy uprzedmiotawiania kobiet,
których źródeł Solnit szuka w bardzo szerokiej perspektywie, punktując między
innymi nadużycia władz. Czarny humor i erudycja autorki łączą się zgrabnie z
publicystycznym sznytem publikacji. Czytanej na wdechu i specjalnie
tendencyjnej, choć momentami niekoniecznie trafnej – jak w opowiadaniu o problemach
wokół Międzynarodowego Funduszu Walutowego i kapitalistycznych nierówności
językiem opisującym seksualną podległość.
Zasadnicza teza zbioru
koncentruje się wokół problemu odbierania kobietom wiarygodności oraz
słyszalności. Tendencja do tego, by wątpić w to, co kobieta mówi, albo
ignorować jej punkt widzenia, rozwijała się konsekwentnie od wieków – w
kulturze patriarchatu, związków opartych na podległości i zdecydowanym
przekonaniu o tym, że żona jest cieniem męża. Solnit porusza także kwestię gwałtu. Pisząc z kraju, w którym zgłaszany
jest on wymiarowi sprawiedliwości co sześć minut. W imieniu tych, które tego
nie robią i które mogłyby zintensyfikować tę przerażającą statystykę.
Rozważania Solnit o kondycji ofiary oraz o portrecie sprawcy idą w parze z
nakreślaniem pewnych społecznych zależności, które – także z kolejnymi wiekami –
usankcjonowały akt seksualny oparty na przemocy. To właśnie męską przemocą
amerykańska działaczka stara się konsekwentnie zajmować w każdym z esejów
zbioru. To jej genezę i obraz współczesny przestawia, podejmując wątek
nieobecności kobiety w strukturach, związkach i zależnościach sankcjonowanych
przez mężczyzn.
Rebecca
Solnit używa nomenklatury wojennej, by oddać bezsilność i częste porażki kobiet
pragnących walczyć o własną tożsamość i samostanowienie. Jednocześnie punktuje
momenty, w których odwaga kobiet pomogła zerwać z maczystowskim status quo. Nie
chodzi jedynie o to, co mąż robi żonie w przestrzeni ich wspólnego domu. Chodzi
o klasyfikację rodzajów przemocy, których dopuszczają się mężczyźni w sferze
publicznej – słowem, frazą, gestem, dopiero na końcu czynem. Solnit nie
umniejsza wagi żadnego problemu związanego z deprecjonowaniem kobiecej
tożsamości. Bardzo ciekawie wygląda analiza językowa tego, w jaki sposób
poprzez słowa umniejsza się znaczenie przemocy wobec kobiet oraz jak marginalizuje
się cierpienia ofiar. Już sam język może być opresyjny, a tłumaczone za jego
pomocą zdarzenia mogą zawierać margines interpretacyjny, nie brzmieć
jednoznacznie. A przecież przemoc, ta męska i ta sankcjonowana w tak wielu
kontekstach, stale ma miejsce i wciąż na nowo trzeba o niej mówić. Dlatego
cieszy pomysł zebrania esejów w jeden tom, bo być może teraz sygnalizowane
problemy, dla których męski świat nie szuka rozwiązań, stają się nakreślone w
wielu kontekstach i jest to bardzo czytelne.
„Mężczyźni objaśniają mi
świat” proponuje taki model krytyki rzeczywistości, który wydobył się z uważnej
lektury dzieł wspomnianych Virginii Woolf i Susan Sontag. Polemizując i
zgadzając się z nimi, Solnit obrazuje pewien rodzaj wrażliwości na detale,
poprzez które interpretowane są ludzkie zachowania. Sugestywność tego, w jaki sposób słowo nie jest kompatybilne z czynem,
każe autorce poszukiwać rozumnej i gniewnej drogi kontestowania zła świata
wobec kobiet, które to zło zostaje nieprecyzyjnie albo błędnie nazwane. W tym
znaczeniu nie jest to tylko odzwierciedlanie faktów, ale przede wszystkim ich
krytyczna interpretacja. Rola kobiety, tej, której słowo może mieć mniejszą
wagę niż słowo mężczyzny, to rola ofiary – sankcjonowanej jako ta, która bardzo
często w jakiś sposób dopuszcza do spotykającego ją aktu przemocy. Solnit
dobitnie i wyraźnie mówi za te wszystkie kobiety, które dotknęła przemoc i
niesprawiedliwość jej akceptowania. To zatem książka o trudności w obronie i
lekkomyślności sprawców różnorakich aktów przemocy. O świecie, w którym nawet
narzędzia władzy pozwalają sankcjonować gorszą pozycję kobiety, tej
nieporadnej, czasem konfabulantki, niewiarygodnej i często oczekującej więcej,
niż może oczekiwać.
W
zasadzie to powinno dziwić i zatrważać, że taka publikacja jest wyjątkowo
czytelna i bolesna dzisiaj, w XXI wieku. Solnit zdaje się sugerować, że upływ
czasu w postrzeganiu relacji damsko-męskich i statusu kobiety w bardzo
niewielkim stopniu wpływa na zmiany w postrzeganiu tychże. To
jednak książka pokazująca, jak wiele mimo wszystko udało się osiągnąć. Często
to nie kompromisy, lecz walki na froncie wojennym o uznanie i tożsamość
spowodowały, że część kobiet w USA i na świecie osiągnęła to, o czym pisze
autorka – zostały wysłuchane i są partnerami w światowej dyskusji dotyczącej
nierówności praw i przywilejów, dzięki którym męska przemoc w wielu wymiarach
wciąż ma się na świecie tak dobrze. To też wyraz zadowolenia z tego, że przemoc
wobec kobiet zaczyna być widziana we właściwych ramach. Dlatego Solnit czuje
się działaczką, osobą na ideologicznej wojnie, powierniczką lęków
egzemplifikowanych przez patriarchat i zdecydowaną buntowniczką wobec
opresyjności spadającej na kobiety za to, że… stały się ofiarami, dały
możliwości i stworzyły konteksty dla tej przemocy, której same mogły zapobiec.
Teksty zbioru elektryzują,
są bardzo dynamiczne i celnie portretują tę odwieczną walkę płci, w której
budowane są mury i różnice, a coraz trudniej ujrzeć równość – możliwości,
potrzeb i oczekiwań. Feminizm, o jakim rozprawia Solnit, ma za zadanie bronić
przed niesprawiedliwością. To książka o długiej drodze do tego, by kobiety były
traktowane sprawiedliwie. To dość żenujące i naprawdę przykre, że o
sprawiedliwość i równość między płciami wciąż tak samo intensywnie trzeba
walczyć. Pouczające i zapadające w pamięć!