Wydawca: Wydawnictwo
Granda
Data wydania: 20 kwietnia 2020
Liczba stron: 432
Oprawa: twarda
Cena det.: 49,90 zł
Tytuł recenzji: Granice
Nowa powieść Krzysztofa
Niewrzędy ma wymiar zarówno lokalny, opowiadając o trudnej drodze przejścia
Szczecina spod panowania niemieckiego ku polskości zaszczepianej w mieście
przybyszami po zakończeniu drugiej wojny światowej, jak i symboliczny, bo opisuje
losy zlagrowanego chłopca w wiecznym strachu, który szybko musi stać się
mężczyzną i przy okazji z ofiary zamienia się w kata – niesie w sobie
niepokojącą tezę, iż wojny bywają najokrutniejsze nie w trakcie swojego
trwania, ale wtedy, gdy się kończą. „Confinium” obrazuje losy miasta porzucanego i zagarnianego oraz
historię młodego mężczyzny, który uwikłany w dramatyczny czas końca wojny
konfrontuje się z samym sobą, rozpaczliwie szuka swojej tożsamości, wyzwala się
spod wpływów i walczy ze strachem, jakim naznaczył go koszmar bycia więźniem
niemieckiego obozu. Z terrorem stającym się najtrudniejszym do uniesienia
życiowym bagażem. To wielowątkowa powieść także o fatalnej polskości. Tej
wywalczonej, ale i niejednoznacznej. Książka o ludziach uwikłanych w Historię,
która każe jednoznacznie określać dobrych i złych, z chaosu powojennych zdarzeń
wywołując jednak ludzi, których nie określa tak naprawdę ich narodowość.
Niewrzęda napisał rzecz o przekleństwach losu i czasu, braku sprawiedliwości, o
wciąż na nowo stawianych zarzutach oraz o bolesnych konsekwencjach końca
drugiej wojny światowej, która w polskim już Szczecinie niewielu tak naprawdę
zapewnia pokojowe życie. O fatalnym wpływie przypadków na przypadkowe losy,
jakie niosą w sobie grozę niepewności trwania na przekór zmianom. Tym zmianom,
które dokonują spustoszeń, choć mają być gwarantem nowego ładu. I dlatego jest
to powieść tak bardzo przejmująca – ogromny ładunek tematyczny z jednej strony
przytłacza, z drugiej jednak porządkuje się w bardzo przemyślanej strukturze
tej książki.
Wszystko zaczyna się opisem
nalotu dywanowego na Stettin. To jeszcze niemieckie miasto. W nim poznajemy
21-letniego Tadeusza, który wraz z kolegą znajduje w ruinach figurkę Sediny.
Wraz z nią trafia do gospodarstwa Reginy Jungfer, gdzie udaje mu się doczekać
końca dogorywającej już wojny. Ona – niemiecka pani na włościach, której mąż w
późnym wieku został powołany na front i którego śmierci Regina się spodziewa.
On – nieokrzesany parobek, Polaczek bez przeszłości i bez planów na przyszłość,
podległy i uratowany przypadkiem przed śmiercią. Ktoś przypadkowy, kto nagle
nabierze znaczenia, stanie się kimś istotnym. Tych dwoje zbliży do siebie
świetnie portretowana atmosfera zagrożenia. Obopólna fascynacja, zakazany
romans i dramatyczne zdarzenia będące jego bezwzględnymi konsekwencjami.
Znakomicie się to czyta.
Kiedy pojawia się nowy
porządek i nowy świat. Stettin staje się Szczecinem. To Regina pokazywała
Tadeuszowi miasto po raz pierwszy. Jej miasto, niemieckie. W polskim bohater
jest jak setki innych tylko przypadkowym wędrowcem, któremu udało się odnaleźć
w miarę bezpieczną przystań. Po kapitulacji Niemiec nie jest jednak
bezpiecznie. Zginąć można od kuli niemieckiej albo sowieckiej. Zginąć można z
ręki także polskiej. Szczecin buduje swoją nową tożsamość w bólu i w
niewygodzie. Tadeusz zadaje sobie wciąż pytanie o to, kim jest. Niewrzęda
portretuje tożsamość zagubionego w wirze wojennego dramatu wrażliwego chłopca,
w którego głowie wciąż brzmią romantyczne wersy poezji Słowackiego, a który
doświadczył piekła, jakiego znamię pozostanie z nim na zawsze i niczego
wspólnego z poetyckim uniesieniem nie ma.
Część opisująca losy Tadeusza
w wolnym polskim mieście jest nieco zbyt monotonna, ale i egzystencja – mimo
wciąż obecnych zagrożeń – wpada w coś na kształt monotonnego rytmu. Są dramaty
napadów, umierania, ciągłej obserwacji śmierci i w końcu niepewność czasów, w
których po okrutnych Niemcach czas zawierzyć rzekomo dobrym Rosjanom. Tym,
którzy plądrują majątek Reginy, puszczają z dymem wioski, wydają się dzicy i
pewni swej siły, władzy nad podległym narodem. A w narodzie tym, w Tadeuszu również, rodzi się chęć zemsty. Za
niesprawiedliwości, okrucieństwa, za odebrane godne życie i za lata
bezustannego strachu. Zemsta miesza się z chwiejnym poczuciem
sprawiedliwości. Czy jest miejsce na to, by osądzić złych i gloryfikować
dobrych? Co jest w zasadzie dobre, a co złe w świecie, który rujnuje się nadal
mimo zakończenia wojny?
Tadeusz słyszy znamienne słowa
od jednego z bohaterów powieści: „Sam bądź sprawiedliwy, skoro mówisz o
sprawiedliwości”. Bohater stara się. Jest mu trudno o tyle, że nic nie jest
jednoznaczne. Formowany na nowo ład, ten polski i ten szczeciński, niesie za
sobą rozczarowania. Tadeusz jest rozpaczliwie samotny i w tej samotności musi
wciąż na nowo zadawać sobie pytanie o to, kim jest albo kim ma zamiar się stać.
Wszystko transformuje, wszystko się zmienia. Bohater Krzysztofa Niewrzędy wchodzi w zbyt wiele ról naraz i z wieloma
sobie nie radzi. Jego inicjacje to doświadczenia graniczne. Jego świadomość
kształtuje się z jednej strony patologicznie, z drugiej jednak – w bolesnej
korelacji z tym, jak patologiczny może być otaczający go świat. Nie jest
także w stanie poradzić sobie z niespełnioną miłością, której namiastkę dały mu
czułe ramiona Reginy. Prawdopodobnie jedyne, jakie cokolwiek mu oferowały w
szalonym świecie powojennych przemian.
Gorzkie jest „Confinium”,
przepełnione fatalizmem, bezradnością i ludzką bezbronnością wobec
historycznych przemian, za którymi stoją zaszłości, złe emocje, często
nienawiść i liczne uprzedzenia. Dokładnie portretowany Szczecin jest miastem,
które rodzi się z braku i niedoboru. Tadeusz doświadcza braku w wielu
wymiarach. W swej niepewności nie radzi sobie ze zmianami. Krzysztof Niewrzęda napisał także o przekraczaniu zbyt wielu bolesnych
granic naraz. O ich zacieraniu się i o dręczącej niepewności. O tym, że
najbardziej pewne może być to, co najbardziej boli. O człowieku, który
swoim życiem opowiada o wszystkich tych, którzy przeszli drogę od więźnia do
obywatela nowego państwa polskiego, ale którym nikt tak naprawdę w tej drodze
nie pomagał.
Tadeusz wciąż na nowo szuka
jakiegoś porządku. Próbuje zaakceptować coraz to nowe sytuacje. Mierzy się ze
śmiercią innych, ale zmuszony będzie do bardziej dramatycznej konfrontacji.
Jest bezlitośnie zderzany ze światem wiecznych przemian i choć udaje mu się
nawiązać przyjaźń i romans, pozostanie ze swoimi wątpliwościami sam, umęczony
oraz wciąż na nowo stawiający pytania. „Confinium” to przerażająco smutny obraz
wojny, która pozostawia swój cień na zawsze; w biografiach wrażliwych,
zagubionych, poszukujących i osamotnionych. Książka niedająca nadziei, ale
uważnie diagnozująca czas, w którym nadziei rozpaczliwie wciąż poszukiwano. Mądra,
bo zwracająca uwagę na to, że można żyć nawet wbrew temu, co sugeruje śmierć w
wielu wymiarach.