Wydawca: Czarne
Data wydania: 7 listopada 2013
Liczba stron: 260
Tłumacz: Ewa Rojewska-Olejarczuk
Oprawa: miękka lakierowana ze skrzydełkami
Cena det: 34,90 zł
Tytuł recenzji: W którą stronę z tym zagubieniem?
Zachar Prilepin to - jak
wspomniałem w omówieniu "Patologii" - pisarz całkowicie
nieprzewidywalny, choć z drugiej strony zawsze piszący tak, że odnosi się do
czysto zwierzęcych instynktów, które w taki czy inny sposób determinują ludzkie
życie. Prilepin pisze o złości, nienawiści, goryczy i strachu, wykorzystując
język dwuznaczny, domagający się czytelniczej uwagi, szarpiący nią i
wewnętrznie pulsujący, bo wyraźny i ze złości często zrodzony. To autor, który
o kondycji współczesnego człowieka rosyjskiego opowiadać może, wtłaczając go w
rozmaite sytuacje krańcowe. Tym sposobem jego debiut, czyli świetne "Patologie", to książka polityczna. "Sańkja" - dzieło
iskrzące, kontrowersyjne i bardzo wyraźne - jest powieścią ideologiczną. Wydana
przed dwoma laty "Czarna małpa" nie może się zdecydować, czym ma być.
I za ten brak zdecydowania Prilepina trzeba zganić, bo w nadmiarze groteski,
dziwnym pomieszaniu mitów, faktów i medialnej demagogii, pośród wyrazistych
sytuacji i wyrazistych bohaterów, otwiera nam się wiele ścieżek
interpretacyjnych, jednak żadna w zadowalający nas sposób nie prowadzi do celu.
"Czarna małpa" jest jak dusza
głównego bohatera - pełna chaosu, wewnętrznego zagubienia, pełna skumulowanego
zła i braku możliwości pozbycia się owego bolesnego balastu. Książka, która
świetnie się zaczyna, ale słabo kończy. Faktycznie nie można przewidzieć, co
Zachar Prilepin za chwilę napisze...
Punktem wyjścia jest doskonale
zarysowana i pogłębiona psychologicznie sytuacja wspomnianego już zagubienia.
To jego świadectwo; autor sięga daleko wstecz, by je uwiarygodnić i zmusić nas
do uważnego śledzenia poczynań mężczyzny, który wydał trzy agresywne powieści
polityczne, a tymczasem sam w świecie niekoniecznie politycznym czuje się
bezbronny, zaś dowodem pomieszania w infantylności zabranej już w dzieciństwie,
są kolorowe skarpetki - jeden z kilku fetyszy uwypuklonych w tej zmierzającej
ku samozagładzie narracji.
Mamy piekielny sierpień. Anonimowy
bohater książki pracuje w zespole redakcyjnym, w którym nie czuje się doceniony,
dlatego woli pracować samodzielnie. Pewnego dnia zostaje sprowadzony do
podziemi, gdzie prowadzi się tajemnicze obserwacje na kilku obiektach; jest
oficjalnie uznany za zmarłego terrorysta, dzieciobójczyni, gwałciciel, mordercy
i ... dzieci, rzekomo najbardziej przerażające z całego grona. Obserwowani
małoletni mają być wyspecjalizowanymi w bliżej nieokreślonym czasie i
przestrzeni maszynami do zabijania. Dzieciom łatwiej być okrutnikami, bo
okrucieństwa nie rozumieją. Ktoś wyszkolił je do tego, by bezwarunkowo
zabijały. By były potworami, ale czy można je tak nazwać, skoro inni
bohaterowie książki też kiedyś i kogoś chcieliby brutalnie zabić?
Czas zabił miłość, jaka
łączyła smutnego pisarza i dziennikarza z towarzyszką życia, dzisiaj po prostu
mijaną w domu żoną, matką dwójki dzieci. Tak, dzieci to chyba jedyne, co mu
pozostało i z czego może czerpać jakąś radość. Nie daje mu jej kochanka,
ekscentryczna jak on sam, a może tak jak on zagubiona w tym, czego naprawdę
pragnie. Trudno mówić o spełnieniu pragnień,
kiedy czytamy o nienawiści do ludzi i o odcięciu się od świata, którego nie
tyle nie chce się widzieć, co przede wszystkim poznać. Redakcja jest
całkowicie podporządkowana władzy. Życie na prowincji - bo autor rusza wraz z
kochanką tropem sensacyjnej afery wielokrotnego morderstwa, którego rzekomo dopuściła
się banda dzieci - jest szpetnym i szarym światem; bohater nie chce go
zrozumieć tak, jak nie rozumie codzienności wielkomiejskiego zgiełku, przed
którym można skryć się w czeluściach metra czy ramionach przypadkowo poznanej
prostytutki. Świat "Czarnej
małpy" jest zły na wskroś, mroczny mrokiem bez odrobiny jasności i
kumulujący w sobie wściekłość i frustracje, jakie determinują wszelkie
zarysowane relacje międzyludzkie.
Na to wszystko nakładają się
wspomnienia głównego bohatera z dzieciństwa (doznawane lub obserwowane krzywdy),
dwie fatalne opowieści odzieciach inspirowane obrazkami widzianymi w
podziemiach i załamująca się narracja, która unosi nas w świat onirycznych
wizji, by za chwilę osadzić w gorzkiej rzeczywistości bezwzględnego fałszu,
gdzie nie ma miejsca na to, by być człowiekiem takim, którego można przestać
nienawidzić.
Być może jedne z
ważniejszych słów padają u Prilepina nie między podkręcanymi na siłę
sensacyjnymi zdarzeniami, a w zamkniętej przestrzeni szpitala psychiatrycznego,
gdzie słyszymy fundamentalne pytania, dające nam trop, na którym warto się
oprzeć, czytając "Czarną małpę".
"Gdzie się kończy rozsądek i zaczyna szaleństwo? Co jest bliższe ludzkiej
naturze - pokora czy bojowość?". Co można nazwać rozsądnym, a co
szalonym w świecie, który zaciera granice między normą a zaburzeniem? Czy pokornie
znoszący ciosy od losu bohater nie chciałby, jak te dzieci, co tak intrygują,
zabijać i niszczyć bez poczucia, iż dokonuje gwałtu wobec norm, jakie ulegają
zacieraniu?
Nie wiem, w jakim
kierunku miała podążać cała ta historia, ale na jednej konkretnej stronie traci
ona wszelką wiarygodność. Rosyjska codzienność i rosyjski człowiek w sytuacji
krańcowej tym razem nie przemawiają u Prilepina przekonująco. Odnosi się
wrażenie, iż został zmarnowany potencjał na rzecz fabularnej narracji, która
miała oddawać napięcia emocjonalne towarzyszące pogrążającym się w coraz
większym marazmie ludziom z tej powieści. Rozedrgane
jest to wszystko, przesycone szaleństwem i bylejakością; formalnie nie do
opisania i czytelniczo nie do udźwignięcia. Wypadki przy pracy zdarzają się
najlepszym twórcom. Przejdę nad wyżej opisanym do porządku dziennego; z wiarą,
iż niebawem polski czytelnik pozna "Grzech" i że będzie to ten
świetny Prilepin z "Patologii" czy powieści "Sańkja".