Wydawca: Mando
Data wydania: 7 września 2022
Liczba stron: 544
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 49,90 zł
Tytuł recenzji: Pamięć i heroizm
Myślę, że to najbardziej osobista powieść w dorobku Magdy Knedler i powinna skupić uwagę wielbicieli jej talentu. Ta książka to świetny dowód na to, że bardzo duży segment literatury powstaje w wyniku odkrywania i analizowania dziejów własnej rodziny oraz pytania o nie. Z tych wątpliwości zawsze wychodzi narracja, wobec której twórca jest ogromnie czuły, to książka dla niego najważniejsza. Knedler udowadnia, że w takim pisaniu bardzo ważne jest to, by wszystko, co prywatne i obciążone subiektywnym zaangażowaniem tworzącego bardziej pamiętnik dla siebie niż literaturę dla innych, miało też wymiar uniwersalny. By powieść stworzona z osobistych wątpliwości, pytań i poszukiwań była wyrazem tego, co wychodzi poza sferę intymnego kontaktu z własną lub przodków przeszłością.
„Narzeczona z powstania” to zatem opowieść o dwójce bliskich autorce ludzi, lecz również znakomicie poprowadzona narracja o tym, w jaki sposób człowiek funkcjonuje w sytuacjach granicznych, odbierających poczucie bezpieczeństwa i rujnujących ład, zabierających wszelkie marzenia o zwykłym, normalnym życiu, wdzierających się pod skórę i w świadomość z siłą ostrego sztyletu, na zawsze druzgocących przekonanie o tym, że cokolwiek dobrego w życiu jest na stałe. Jeden z bohaterów zadaje sobie dramatyczne pytanie: „W ilu światach może żyć człowiek i jak szybko może się przyzwyczajać do kolejnych?”. Magda Knedler opowie o okrucieństwie wojny, ale przede wszystkim o granicach wytrzymałości ludzkiego charakteru, o tych momentach sprawdzających nasze poczucie własnej wartości, ale i testujących zwyczajną przyzwoitość. Będzie to również opowieść o tym, kim jesteśmy w obliczu nagłej i bezsensownej śmierci. Wobec bezkompromisowości wojny, którą zabiera się ze sobą na zawsze, jeśli dane będzie tę wojnę przeżyć.
To kolejna powieść tej autorki wykorzystująca drugą wojnę światową jako mroczne tło rozważań egzystencjalnych. W „Położnej z Auschwitz” Knedler skupiała się na doświadczeniu ekstremalnym i tworzyła trochę paradokumentalną narrację, w której wstrząsające obrazy oddziaływały na czytających nieco inaczej, niż dziać się to będzie w przypadku „Narzeczonej z powstania”. Siłą tej powieści bowiem będzie plastyczne i przerażające opowiadanie o tym, w jaki sposób wojna wkracza w normalne życie, rozsadza je, przewartościowuje poglądy, ale przede wszystkim zmusza do tego, by żyć dalej pośród końca istnienia najbliższych, w tyglu piekła świata na zawsze zmieniającego kształt. Niektóre z tych opisów są tak przejmujące, że musiałem sobie robić dłuższe przerwy w lekturze. Jakże mocno oddziałują na nas dzisiaj, kiedy wojna nie jest dokumentalną warstwą powieści obyczajowej czy mrocznym wspomnieniem o tym, czego już nie będzie! Zaczyna się od proroctw, rozmów o niemożliwym, a przecież tak realnym. O tym, w jaki sposób wojna kształtuje świadomość ludzką, jeszcze zanim wybuchnie. A potem? Magda Knedler opowiada nam o ludziach, dla których coś kończy się na zawsze i coś bardzo bezkompromisowego się zaczyna, kształtując nowe życie. Młodziutka bohaterka powieści bardzo długo nie daje sobie zabrać swej niefrasobliwości, dziewczęcej wrażliwości i naiwności. Jednak to wszystko zostaje jej odebrane. Nie od razu i nie gwałtownie. „Narzeczona z powstania” pokazuje, jak koszmar wojny wkracza w codzienne życie niczym przypływ na stały ląd. Do opowieści o siedemnastoletniej dziewczynie, której doświadczenie dorosłości będzie tak przerażające i gorzkie, dołącza druga historia – starszego o dziesięć lat mężczyzny, który ujrzy wojnę taką, jaka zawsze jest. Jest ludzkimi wnętrznościami na trawie. Jest głodem i strachem. Jest absurdalną przypadkowością, kiedy życie stracić można w jednej chwili – bez sensu, bez celu, bez bycia na to gotowym.
Zatem Maria i Rudolf. Knedler niespiesznie – bo są i fragmenty koncentrujące się na detalach codzienności – lecz konsekwentnie snuje opowieść o ludziach, którzy na pewnym etapie życia staną naprzeciw sobie i spróbują coś zbudować wspólnie. Ale wcześniej jest ta okrutna wojna, która nadeszła niespodziewanie i wymusiła szereg zachowań świadczących o ludzkiej uczciwości oraz przyzwoitości lub zaprzeczających im. Zmieniająca się pod wpływem doświadczeń wojennych siedemnastolatka po zakończeniu wojny będzie już kimś innym. Tymczasem w obliczu zagrożenia Maria kieruje się niezachwianym imperatywem: pomagać innym, oddać siebie w służbę krajowi, być gotową na poświęcenie dla wszystkich tych, którzy cierpią z pewnością bardziej, są bardziej bezradni niż ona, potrzebują zdecydowanych i śmiałych działań, a Maria cała jest działaniem. Do pewnego momentu. Rudolf wkracza w wojenny koszmar nieco inaczej. Nie tylko dlatego, że jest mężczyzną i ma już w sobie większy bagaż życiowych doświadczeń niż Maria. Oboje jednak doświadczą przecież tego samego: bezsensu, okrucieństwa i destrukcji wojny, która nie tylko rujnuje budynki i zabija przypadkowych ludzi. Ta wojna, a zwłaszcza udział w powstaniu warszawskim, odcisną się na tej dwójce bolesnym piętnem.
W tej historii ważna jest jeszcze jedna narracja, narracja z tła. Miejsca, gdzie głos zabiera wnuczka Marii i Rudolfa skonfrontowana z pamięcią oraz pamiątkami po nich. Tu łączność fabularna i spójność w wielu wymiarach sygnalizowana jest poprzez przedmioty. Na przykład zdjęcia przechodzące z rąk do rąk. Dawniej znaczące co innego niż dzisiaj w rękach wnuczki usiłującej zrozumieć charyzmę swoich dziadków. Mamy tutaj swoistą pisarską autoterapię, bo Magda Knedler, komentując przede wszystkim to, co jej babcia mogła myśleć i czuć oraz jakie motywacje do działania mieć przed laty, zadaje sobie pytania o to, w jakim stopniu jej własna tożsamość – także twórcza – jest tożsamością dzielnej babki, jaką częścią tamtego świata jest i ile z niego powinna pamiętać, ile rozumieć, jak rozumieć i czego się trzymać w swoim dzisiejszym, tak spokojnym i uporządkowanym życiu. „Narzeczona z powstania” z tą boczną, lecz istotną narracją jest zatem ciekawą fantazją o tym, do czego my, pozbawieni bezpiecznego i spokojnego świata XXI wieku, bylibyśmy zdolni, doświadczając tego, co nasi dziadkowie. To nie jest powieść gloryfikująca i tym samym nie jest tendencyjna. Knedler nie opowiada o dzielnych przodkach, którym się udało i których postawy warto naśladować. A przynajmniej nie tylko o tym. To historia tego, kim jesteśmy w pamięci i poprzez pamięć o niezwykłych losach starszych członków naszej rodziny. Tu przecież wszystko będzie wątpliwością, a najczęstszym doświadczeniem Marii będzie wahanie i niepewność każąca myśleć o tym, że być może nie postąpiło się słusznie. Poruszające rozmowy bohaterów o tym, czy powstanie warszawskie było zasadne, to jeden z ciekawszych fragmentów tej powieści. Nic tu nie jest jednoznacznie przedstawione, choć oczywiście na pierwszy plan wysuwa się ten społecznikowski heroizm, który zakreśla ramy całej tej historii.
To również poruszająca
historia o tym, gdzie tworzą się między ludźmi bliskość i porozumienie. Bohaterowie
„Narzeczonej z powstania” umocnią więź, za którą stoją liczne wahania, rozpacz,
upokorzenia i odebrane nadzieje. W okrutnym świecie wciąż jest miejsce na
ludzką przyzwoitość i dzięki niej buduje się tu trwała relacja. Ale
opowieść Magdy Knedler to również mroczne memento w czasach, w których wojna
się powtarza i zagląda zza wschodniej granicy. Powieść znakomicie kontrastująca
wartości, dla których powinno się żyć, i te,
które pozbawiają to życie sensu. Myślę, że ta książka należy do najlepszych w
dorobku autorki. Wstrząsa i pozostaje w pamięci. A także wiele uczy, choć w
żadnym akapicie nie stara się być dydaktyczna.