Wydawca: Wielka
Litera
Data wydania: 25 marca 2020
Liczba stron: 304
Oprawa: miękka
Cena det.: 34,90 zł
Tytuł recenzji: W matni lęków i wyobrażeń
Lubię takie dowody drogi
twórczej i rozwijania się, jakim jest ta książka. Lubię jako recenzent, który
zdecydował się na pisanie własnych powieści, bo „Czarne morze” to książka
redaktorki piszącej w podziękowaniach o tym, że autorzy, z którymi współpracowała,
są w tej narracji obecni. Cieszę się, albowiem Macios trochę jak ja
udowadnia, że nie jesteśmy tymi, którzy kreślą na czerwono powieści innych,
gdyż sami nie potrafią napisać nic swojego. Czytając tę książkę,
zastanawiałem się, czy autorka kiedykolwiek współpracowała redakcyjnie z
Małgorzatą Wardą. Bo to bardzo podobna fraza, sposób budowania napięcia,
psychologiczne portretowanie bohaterki. Znalazłem też inne powiązanie. Wciąż z
tyłu głowy odzywało mi się poczucie, że „Czarne morze” – opowieść o kobiecie w
szponach lęku i zawieszonej między dwiema płaszczyznami czasowymi, która
odkrywa, że ktoś manipuluje jej życiem – przypomina mi coś, co czytałem
niedawno. I tak, to „Krok trzeci” Bartosza Szczygielskiego, bardziej może
odważna narracja, bo ciekawiej kompilująca świat rzeczywisty z wyobrażeniami
bohaterki. Te, które proponuje Karolina Macios, są naprawdę imponujące i kilka
przebija nawet najmroczniejsze wizje z azjatyckich horrorów, ale odnosiłem
wrażenie, że autorka – w przeciwieństwie do Szczygielskiego – nie zdecydowała
się na bardziej odważne wizje. Trochę jakby się ich bała – pojawiają się, ale
są okrojone, jakby niedopracowane, niepełne. Stanowią tylko delikatne tło dla
napięcia, które Macios buduje inaczej. Mimo że w sposób oczywisty pomysł i
wykonanie nie są tu dla mnie nowe, czytało mi się „Czarne morze” bardzo dobrze.
Najlepiej skonstruowany jest
początek tej książki. Już pierwsze słowo przykuwa uwagę. Tak, znajdziemy potem
momenty, w których czytelnik będzie miał problem ze złapaniem oddechu.
Introdukcja budzi duży niepokój i daje nadzieję na świetną fabułę. Poznajemy
bohaterkę, która była świadkiem jakiegoś mrocznego zdarzenia na nadmorskim
klifie. Kobietę borykającą się z trudnościami, by określić, z jakiego miejsca w
niej wydobywają się coraz bardziej mroczne wizje. Kobietę niepewną samej
siebie, osaczoną i zagubioną przede wszystkim w związku. Poznajemy kogoś,
kto metodycznie i dokładnie rozplanował każdy metr przestrzeni swego
mieszkania. Osobę, która jednocześnie w tej przestrzeni zacznie tracić kontakt
z rzeczywistością, ale instynkt przetrwania pozwoli jej spojrzeć na swoje
fantazje oraz lęki z innego punktu widzenia.
Joanna nosi w sobie dar. A
może przekleństwo. Albo też całość została źle nazwana i zinterpretowana przez
nią samą. Bohaterka, dotykając czyjejś dłoni, doświadcza wizji. Widzi to, co
wydarzyło się w życiu danej osoby, czy to, co dopiero będzie w tym życiu mieć
miejsce? Za tym idzie szereg utrudnień w codziennym funkcjonowaniu, bo Joanna stale
podlega opiece psychiatrycznej. To jej dobry wpływ jest pokłosiem wspaniałych
relacji, jakie bohaterka miała kiedyś ze swoją ciotką – jedyną osobą naprawdę
rozumiejącą jej stany emocjonalne, zwłaszcza depersonalizację, za którą
wiecznie stoi strach. Macios portretuje kobietę, która od dawna musiała
przed czymś uciekać, wciąż na nowo szukać bezpiecznej przestrzeni i stale
mierzyć się z wizjami, które atakowały i atakują nad wyraz często. To tylko
sny? A może projekcje, w których ukrywają się przerażające prawdy o samej
Joannie? Czy ten dar będący przekleństwem nie jest przypadkiem bolesnym
genetycznym bagażem? Co stanie się wówczas, kiedy bohaterka przestanie
odróżniać rzeczywistości od sfery swoich wyobrażeń? Gdy stanie się więźniem
swojego doskonale zaprojektowanego mieszkania?
Karolina Macios opowiada tu
jednocześnie o kilku bardzo bliskich relacjach, a także o takich, które z
różnych względów zostaną wystawione na próbę. Warto przyjrzeć się temu, co
warunkuje pozorną sielankę w życiu małżeńskim. Mocno trzeba skoncentrować się
na tym, jak bohaterka postrzega siebie jako matkę. Istotne jest także śledzenie
relacji ujawniających swój skomplikowany charakter dzięki interesującym
retrospekcjom. „Czarne morze” opowiada o pewnych ułomnościach i dysfunkcjach,
które rodzą się pod wpływem różnych okoliczności, ale zawsze wywołują
frustrację. A w powieści tej stanowią dodatkowe źródło niepokoju. O to, kim
jest mąż, gdzie znajduje się dziecko, czy o to, jakie rodzinne tajemnice
zostały przemilczane w domu Joanny. Macios świetnie uwypukla dramat każdej
trudnej konfrontacji z tym, co jest dla jej bohaterki niezrozumiałe. W tym
znaczeniu to świetna powieść o osaczeniu, ale także o bardzo specyficznym
rodzaju prześladowania. Bo czy Joanna nie staje się prześladowczynią samej
siebie?
Podoba mi się to, jak autorka
łączy irracjonalną i wizyjną część swojej książki ze światem rzeczywistym,
który – na specjalnych zasadach – sankcjonuje to, co pojawia się w umyśle
bohaterki. Bardzo ciekawe jest także mylenie czujności czytelnika. Dość długo
jest się pewnym, że nieobecność jednej osoby w życiu Joanny jest dla nas
całkowicie zrozumiała. „Czarne morze” to psychologiczny thriller, który
opiera się właściwie na bardzo już wyeksploatowanych literackich zagraniach,
ale jest w tym wszystkim świeży, bo Karolina Macios interesująco ustala
proporcje między solidną powieścią obyczajową środka a soczystym thrillerem, w
którym boimy się czegoś, co w zasadzie jest oswojone. Nie ma niczego
spektakularnego w przerażających wizjach autorki. Brakuje im – o czym
wspomniałem – może rozmachu, ale mam wrażenie, że wszystko tu jest doskonale
przemyślane i ta książka ma opowiedzieć o tym, jak wiele strachu może się wydobyć
z tego, co zawsze wydawało nam się znane i oswojone.
To książka o bardzo trudnych
relacjach rodzinnych, które osaczają i deprymują. Niezwykle wnikliwie
przedstawionych, choć zbliżamy się do cierpień rodzinnych tylko na bezpieczny
dystans. Relacje tworzą kameralne dramaty i atomizują członków rodziny. Jest w
tym wszystkim wiele melancholii, ale też groźnych elementów wskazujących na to,
że w rodzinie jesteśmy w stanie tworzyć sobie piekło za każdym razem, kiedy
chcemy od niego uciec. Trauma, jaką niesie w sobie główna bohaterka, jest tu
pokłosiem straumatyzowania wszystkich ludzi, którzy mają w zamiarze się chronić
i kochać, a jednak desperacko starają się uciec od relacji, które są za trudne
do uniesienia. Odnajdą się w tej powieści ci, którzy szukają opisów mechanizmów
wpływających na dysfunkcję rodziny – ale bez moralizatorstwa i bez uproszczeń.
Karolina Macios napisała po prostu interesującą książkę, od której trudno się
oderwać. Myślę, że ludzie literatury zajmujący się tym, co otrzymują inni
twórcy, od czasu do czasu mogliby w taki sposób jak autorka zasugerować, że też
mają do opowiedzenia całkiem niezłą historię.