Wydawca: Poradnia
K
Data wydania: 5 czerwca 2019
Liczba stron: 464
Przekład: Dariusz Żukowski
Oprawa: miękka
Cena det.: 39,99 zł
Tytuł recenzji: Płeć i wolność
To powieść o dylematach i
trudnościach bycia rodzicem, kiedy na świat przychodzi transpłciowe dziecko.
Nie to czyni jednak z „Tak to już jest” książkę naprawdę interesującą. Istotna
jest lekka, a zarazem przemyślana, inteligentna narracja – autorka opowiada o
świecie dziecka poszukującego swej tożsamości, ale również o ludziach z jego
najbliższego otoczenia, którzy muszą przedefiniować wszystko, co ich łączy.
Nade wszystko jednak Frankel chce zakwestionować świat, w którym oczywista
dychotomia płci porządkuje wszystko w taki sposób, aby nie było żadnych
wątpliwości, niejednoznaczności, by konstrukcja świata nie chwiała się w
posadach. Siłą tej powieści jest stopniowe odsłanianie wskazanego absurdu –
nic nie rozpada się tylko dlatego, że płeć może być niejednoznaczna. Złudne
uporządkowanie społeczne, które tutaj obrazuje przede wszystkim system edukacji
wczesnoszkolnej, jest w stanie zarówno przyjąć, jak i zaakceptować inność. O
ile naprawdę mowa jest o inności. Laurie Frankel chce w sposób ewolucyjny,
pozbawiony większych kontrowersji i dość uporządkowany przedstawić drogę
pierwszej dekady życia chłopca chcącego być dziewczynką oraz dylematy rodziców
chcących troszczyć się o niego w bezpiecznej przestrzeni domu, z którego
wcześniej czy później musi się wydobyć. Jedyne, co mi tutaj przeszkadza, to
nieco baśniowa – uzasadniona w treści – konstrukcja tej książki. Słodycz
tolerancji i miłości, która chwilami jest przesadzona. To, że poza wzmianką o
ogromnym procencie dzieci transpłciowych, które podejmują próby samobójcze, i
scenie szpitalnej, gdy bohaterka usiłuje uratować życie osobie skrzywdzonej za
swą niejednoznaczność płci, nie ma w tej powieści codziennej goryczy, strachu,
czasem przerażenia, a przede wszystkim przejawów nietolerancji otoczenia, w
którym tu naprawdę gładko problem przestaje być problemem. A to chyba nie jest
tak do końca.
Claude jest piątym dzieckiem
Rosie i Penna. Zanim pojawi się na świecie, autorka pięknie prezentuje, jak
wygląda związek rodziców chłopca – od momentu miłości „sprzed pierwszego
wejrzenia” po dylematy codzienności związane z wychowaniem czwórki dzieci.
Frankel dba o szczegóły i wiarygodność psychologiczną swoich bohaterów. Rosie
jest lekarką, osobą bardzo racjonalną, starającą się wieść uporządkowany tryb
życia i przede wszystkim oddaną swoim synom. Penn wciąż pisze powieść życia,
ale w międzyczasie tworzy baśń, w której pojawiają się pewne modyfikacje, gdy
Claude zacznie dorastać i kwestionować to, że jest chłopcem. Wszystko zaczyna
się od sukienki, która przestaje być w pewnym momencie elementem beztroskiej
przebieranki. Idzie za tym głęboka potrzeba bycia kimś innym. I rodzice
Claude’a ją rozumieją. Nawet wówczas, gdy któregoś dnia ich syn oznajmia, że
będzie Poppy, dziewczynką.
Frankel portretuje bardzo
świadome rodzicielstwo, stawiając jednocześnie pytanie o to, czy pełna
akceptacja oraz ciepło rodzinne wystarczają, aby ktoś taki jak Claude mógł
wyruszyć w życie bez poczucia bezradności, ale przede wszystkim bez cierpienia.
Cała
rodzina dozna tego cierpienia na różne sposoby, kiedy przemiana dziecka
początkowo uznawana za coś oczywistego stanie się rodzinnym sekretem dla dobra
Poppy. Przyglądamy się codzienności życia tej rodziny i dostrzegamy, jak
umiejętnie jej członkowie potrafią ze sobą rozmawiać o dylematach, których
społeczeństwo zdaje się nie rozważać. Dla świata zewnętrznego płeć społeczna
zawsze jest jasno sprecyzowana. W domu rodzinnym płeć przestaje mieć znaczenie,
kiedy pojawia się nietuzinkowa potrzeba odnalezienia swojej tożsamości.
Zaakceptowania chęci zmiany i usankcjonowania tej zmiany. Bo „Tak to już jest”
to przede wszystkim książka o jednym z najtrudniejszych życiowych wyborów, ale
też powieść, która także chce pokazać, że ów wybór kształtuje się nad wyraz
pogodnie, bez większych dramatów – albo bez sygnalizowania ich możliwości.
Najbardziej uwiera część, w
której nieco zagubiona matka zabiera swą równie zagubioną córkę do Tajlandii.
Tam syci, biali i bogaci Amerykanie mają możliwość westchnięcia nad biedą i
niedostatkiem. Bardzo to dydaktyczne – zwłaszcza gdy dochodzą do tego wątki
buddyzmu umożliwiającego pokonanie trudności występujących wciąż w tym sytym,
białym i bogatym świecie, a znikających w mgnieniu oka pod inną szerokością
geograficzną. To kwestia uproszczeń, o których wspomniałem we wstępie. Pewnej
jednowymiarowości tej książki. To nie jest tak, że wybory rodzicielskie i
dziecięcy dramat są pokolorowane zbyt pastelowymi barwami. Widzimy bardzo
wyraźnie, z jakimi trudnościami mierzą się bohaterowie, od chwili, gdy Claude
świadomie kwestionuje swą płeć, po okres, kiedy jego podróż w głąb siebie
kończy się powodzeniem, ale pozostaje jeszcze otoczenie, które musi to
zaakceptować. Brakuje mi tutaj pewnego dramatyzmu, bardziej szarpiących
emocjami czytelnika dylematów. Transpłciowość w tej powieści to przecież tylko
punkt wyjścia dla ciekawej rozprawy o tym, jak trudno jest zrozumieć
różnorodność i niejednoznaczność. Brakuje zatem nieco różnorodności postaw
wobec zaprezentowanego rodzinnego problemu. Wszystko, co niejednoznaczne i
trudne, rozgrywa się w gruncie rzeczy tylko w domowych pomieszczeniach, przede
wszystkim tylko między domownikami. Najciekawszy jest chyba bunt jednego z
synów Rosie i Penna, ale jego złość nagle zostaje skanalizowana i wygaszona.
Rodzice Claude’a-Poppy są doskonali w każdym względzie. Nawet wówczas, gdy
przyznają, że daleko im do doskonałości.
Tak czy owak Laurie Frankel
pięknie opowiada o miłości, akceptacji i szacunku do własnego dziecka. O tym,
że rodzicielstwo to nie system drogowskazów, ale również – co ważniejsze –
szereg zgód na to, co dla dziecka ważne, a co niekoniecznie słuszne z
racjonalnego punktu widzenia opiekuna. Podoba mi się konsekwentne budowanie
tutaj wizerunku rodziny jako mikrospołeczności, w której absolutnie każdy
traktowany jest podmiotowo. Chciałoby się, aby tak wyglądały instytucje
zrzeszające grupy ludzi, by tak wyglądał cały świat. „Tak to już jest” to
również mądra opowieść o drodze poszukiwania spełnienia, o umiejętnym nazywaniu
tego, czego się pragnie, i definiowaniu różnego rodzaju deficytów. Dlatego w
tej powieści nie będzie trudnych pytań, a tym bardziej trudnych odpowiedzi.
Będzie za to widoczne przekonanie, że za każdą życiową decyzją powinno iść
wsparcie bliskich. Tylko dzięki niemu można ochronić się przynajmniej przed
częścią cierpienia. To w dużej mierze książka o relacjach ludzi sobie bliskich,
dużo bardziej sugestywna niż opowieść o trudnościach wychowania dziecka
transpłciowego. Mimo wskazanych wątpliwości czyta się to bardzo dobrze,
pozostaje w pamięci wiele mądrych sentencji wyrażonych niezobowiązująco,
mimochodem. Naprawdę wyjątkowa książka o bezradności, tęsknocie oraz nadziei.
Ale przede wszystkim o tym, że zawsze jesteśmy odpowiedzialni za to, co
świadomie wybieramy.