Czefur to w Słowenii obraźliwe określenie przesiedleńca z południowych republik byłej Jugosławii. W pełnej buntu, wulgarności, ironii i dowcipu książce Gorana Vojnovicia czefurzy funkcjonują nie tylko jako imigranci, ale również rodziny imigrantów. Wszyscy zamknięci w specyficznym getcie, na osiedlu Fužiny - blokowisku stolicy Słowenii, w którym rozgrywa się dramat wyobcowania i mają miejsce rozpaczliwe próby manifestowania tego dramatu, a całemu problemowi przyglądać się będzie nastoletni bohater i narrator, Marko Đordić, młodziutki i nadwrażliwy słoweński blokers, którego irytują w życiu drobiazgi, ale i ogólna sytuacja, w jakiej znalazł się on i jemu podobni.
Rodzice Marka przybyli do Słowenii z Bośni. Osiedlenie się w innym kraju nigdy nie dawało im poczucia, że są u siebie. Mimo kupna mieszkania w fužińskim wieżowcu, mimo pracy zajmującej im cały dzień i mimo tego, że starają się za wszelką cenę żyć jak inni Słoweńcy. Marko nie jest Słoweńcem i nie zamierza nigdy się nim stać. Marko i jego koledzy codziennie starają się dowieść światu, że są wyłącznie gośćmi w Lublanie. Bo przecież nie mogą stać się kimś innym niż są. A są czefurami – ludźmi wyobcowanymi, napiętnowanymi i niezdolnymi do tego, by cokolwiek w swoim życiu zmienić. Dla Marka przez pewien czas liczy się koszykówka, ale wagarowanie, picie, ćpanie, spędzanie czasu na osiedlu i przygody kończone czasem nocą na komisariacie nie pozwalają bohaterowi na to, by rozwinął swój talent. Przynajmniej w jego odczuciu nie pozwalają. Bo przecież bycie czefurem to znamię, to stygmat na całe życie. Bycie czefurem to codzienność naznaczona pasmem upokorzeń i klęski. Życie czefura w Słowenii to życie outsidera, który do niczego się nie nadaje i którego nigdzie nie chcą.
Myliłby się ten, kto pomyśli, że Vojnović buduje swoją opowieść tylko z agresywnych, często prostackich tekstów, które pokazują, iż świadomość głównego bohatera jest ograniczona. Bynajmniej. „Czefurzy raus!” to nie tylko interesujący przegląd fobii, kompleksów, lęków i pragnień młodego pokolenia, które dorasta na osiedlu cieszącym się złą sławą. To także wnikliwe świadectwo przemian, jakie zaszły po wojnie bałkańskiej nie tylko w odcinającej się od pozostałych republik Słowenii (która przecież – jak mówi jeden z bohaterów – jest już w Europie), ale także w zniszczonej Bośni, do której w końcu ojciec wysyła syna.
Dramat Marka to dramat młodzieńca, który jest przekonany o tym, że odebrano mu w życiu jakiekolwiek szanse. Że można tylko zbierać kolejne pały w szkole, szlajać się po osiedlu, jeździć po nim samochodem z muzyką włączoną na full, pajacować i obserwować ludzi tak samo szarych, bezbarwnych, pozbawionych ambicji i marzeń jak on. Bohaterowi dodatkowo komplikują życie stosunki rodzinne. On nie ma mamy i taty, on ma Rankę i Radovana. Z Ranką nie znajduje żadnego wspólnego tematu, a Radovan to surowy ojciec, który wciąż czegoś się od niego domaga. Niemniej jednak relacje syna i ojca są w tej książce dość istotne, bo zmiany, jakie w nich zachodzą (przejawy czułości, troski) są jednocześnie zapowiedzią zmian, jakich doświadczy główny bohater.
Kiedy już w końcu Marko przestanie być nazywany czefurem i wróci do ojczyzny swego ojca, otrzyma nowe miano, stanie się Janezem. Tym, który przybył z bogatej Słowenii i nie rozumie problemów życia codziennego w Bośni. Marko jednak wydaje się znakomitym obserwatorem zarówno tego, co dzieje się w Słowenii, jak i procesu rozpadu, jakiemu ulega Bośnia. Kiedy zatem wydawać by się mogło, że fužińskie wyobcowanie Marka odejdzie w przeszłość z chwilą wyjazdu ze Słowenii, okaże się, iż „Czefurzy raus!” to nie tylko książka osadzona w lokalnych realiach i książka o słoweńskich mieszkańcach blokowiska. To książka o wszystkich, których bunt nierzadko jest głośny, ale doprowadza jedynie do coraz większej izolacji.
Vojnović ukazuje, że bardzo trudno jest wyjść ze społecznej roli narzuconej przez innych. Trudno przełamać stereotypy, a czasem po prostu nie chce się tego robić. Kilka refleksji łączy jego książkę z inną słoweńską powieścią, wydaną całkiem niedawno w Polsce. I w zaskakującym formą "Psie” Mazziniego, i w „Czefurzy raus!” autorzy podejmują próbę krytyki słoweńskiej rzeczywistości i krytyki rzeczywistości w ogóle, nakazującej przyjmować ściśle określone role i zachowywać się w społeczeństwie tak, a nie inaczej. Warto też zauważyć, że fužińskie starsze pokolenie czefurów to rozczarowani i znudzeni życiem ludzie bardzo bliscy bohaterom kolejnego słoweńskiego twórcy, Aleša Čara. Smutek i przygnębienie, które są obecne w czterech ścianach lublańskich blokowisk to nie tylko problem imigrantów. Wszak „Awaria” jest zbiorem piętnastu sugestywnych opowiadań o tym, jak trudne i patologiczne może być życie we współczesnej Słowenii nawet dla tych, którym rzekomo w tym kraju się udało.
Gniewna, ciekawa i warta poznania książka Gorana Vojnovicia to kolejny przykład na to, że przekładami słoweńskiej prozy powinny się zająć nie tylko niszowe wydawnictwa. Bo Słoweńcy pisać potrafią. Bynajmniej nie tylko o sobie i swoich lokalnych problemach.
Wydawnictwo Międzymorze, 2010
Rodzice Marka przybyli do Słowenii z Bośni. Osiedlenie się w innym kraju nigdy nie dawało im poczucia, że są u siebie. Mimo kupna mieszkania w fužińskim wieżowcu, mimo pracy zajmującej im cały dzień i mimo tego, że starają się za wszelką cenę żyć jak inni Słoweńcy. Marko nie jest Słoweńcem i nie zamierza nigdy się nim stać. Marko i jego koledzy codziennie starają się dowieść światu, że są wyłącznie gośćmi w Lublanie. Bo przecież nie mogą stać się kimś innym niż są. A są czefurami – ludźmi wyobcowanymi, napiętnowanymi i niezdolnymi do tego, by cokolwiek w swoim życiu zmienić. Dla Marka przez pewien czas liczy się koszykówka, ale wagarowanie, picie, ćpanie, spędzanie czasu na osiedlu i przygody kończone czasem nocą na komisariacie nie pozwalają bohaterowi na to, by rozwinął swój talent. Przynajmniej w jego odczuciu nie pozwalają. Bo przecież bycie czefurem to znamię, to stygmat na całe życie. Bycie czefurem to codzienność naznaczona pasmem upokorzeń i klęski. Życie czefura w Słowenii to życie outsidera, który do niczego się nie nadaje i którego nigdzie nie chcą.
Myliłby się ten, kto pomyśli, że Vojnović buduje swoją opowieść tylko z agresywnych, często prostackich tekstów, które pokazują, iż świadomość głównego bohatera jest ograniczona. Bynajmniej. „Czefurzy raus!” to nie tylko interesujący przegląd fobii, kompleksów, lęków i pragnień młodego pokolenia, które dorasta na osiedlu cieszącym się złą sławą. To także wnikliwe świadectwo przemian, jakie zaszły po wojnie bałkańskiej nie tylko w odcinającej się od pozostałych republik Słowenii (która przecież – jak mówi jeden z bohaterów – jest już w Europie), ale także w zniszczonej Bośni, do której w końcu ojciec wysyła syna.
Dramat Marka to dramat młodzieńca, który jest przekonany o tym, że odebrano mu w życiu jakiekolwiek szanse. Że można tylko zbierać kolejne pały w szkole, szlajać się po osiedlu, jeździć po nim samochodem z muzyką włączoną na full, pajacować i obserwować ludzi tak samo szarych, bezbarwnych, pozbawionych ambicji i marzeń jak on. Bohaterowi dodatkowo komplikują życie stosunki rodzinne. On nie ma mamy i taty, on ma Rankę i Radovana. Z Ranką nie znajduje żadnego wspólnego tematu, a Radovan to surowy ojciec, który wciąż czegoś się od niego domaga. Niemniej jednak relacje syna i ojca są w tej książce dość istotne, bo zmiany, jakie w nich zachodzą (przejawy czułości, troski) są jednocześnie zapowiedzią zmian, jakich doświadczy główny bohater.
Kiedy już w końcu Marko przestanie być nazywany czefurem i wróci do ojczyzny swego ojca, otrzyma nowe miano, stanie się Janezem. Tym, który przybył z bogatej Słowenii i nie rozumie problemów życia codziennego w Bośni. Marko jednak wydaje się znakomitym obserwatorem zarówno tego, co dzieje się w Słowenii, jak i procesu rozpadu, jakiemu ulega Bośnia. Kiedy zatem wydawać by się mogło, że fužińskie wyobcowanie Marka odejdzie w przeszłość z chwilą wyjazdu ze Słowenii, okaże się, iż „Czefurzy raus!” to nie tylko książka osadzona w lokalnych realiach i książka o słoweńskich mieszkańcach blokowiska. To książka o wszystkich, których bunt nierzadko jest głośny, ale doprowadza jedynie do coraz większej izolacji.
Vojnović ukazuje, że bardzo trudno jest wyjść ze społecznej roli narzuconej przez innych. Trudno przełamać stereotypy, a czasem po prostu nie chce się tego robić. Kilka refleksji łączy jego książkę z inną słoweńską powieścią, wydaną całkiem niedawno w Polsce. I w zaskakującym formą "Psie” Mazziniego, i w „Czefurzy raus!” autorzy podejmują próbę krytyki słoweńskiej rzeczywistości i krytyki rzeczywistości w ogóle, nakazującej przyjmować ściśle określone role i zachowywać się w społeczeństwie tak, a nie inaczej. Warto też zauważyć, że fužińskie starsze pokolenie czefurów to rozczarowani i znudzeni życiem ludzie bardzo bliscy bohaterom kolejnego słoweńskiego twórcy, Aleša Čara. Smutek i przygnębienie, które są obecne w czterech ścianach lublańskich blokowisk to nie tylko problem imigrantów. Wszak „Awaria” jest zbiorem piętnastu sugestywnych opowiadań o tym, jak trudne i patologiczne może być życie we współczesnej Słowenii nawet dla tych, którym rzekomo w tym kraju się udało.
Gniewna, ciekawa i warta poznania książka Gorana Vojnovicia to kolejny przykład na to, że przekładami słoweńskiej prozy powinny się zająć nie tylko niszowe wydawnictwa. Bo Słoweńcy pisać potrafią. Bynajmniej nie tylko o sobie i swoich lokalnych problemach.
Wydawnictwo Międzymorze, 2010