Wydawca: Marginesy
Data wydania: 3 czerwca 2020
Liczba stron: 384
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 39,90 zł
Tytuł recenzji: Lato żywiołu
Gdy pisze się o „Topieli”, w
dobrym tonie jest odnieść się do tego, jak pamięta się lato 1997 roku w Polsce.
Pamiętam je bardzo dobrze. Miałem dziewiętnaście lat, byłem w przedpokoju
dorosłości i miałem okazję doświadczyć piekła zalewanego Wrocławia oraz
przyglądać się temu, jak do pokazu niszczycielskiej siły wód
południowo-zachodniej Polski dołączyła potem Wisła, mniej agresywna, ale równie
bezkompromisowa w zawłaszczaniu. Jakub Ćwiek nawiązuje do samego początku. Do
tych dni, w których żywioł nie robił jeszcze wrażenia, dopiero zaczynał
atakować. Wdzierał się na ulice, podwórka i do domów, ale przede wszystkim do
świadomości ludzi, którzy nie byli w stanie zrozumieć potęgi oraz okrucieństwa
wielkiej wody. Bo ona jest niemym, lecz głównym bohaterem tej powieści.
Książki najbardziej osobistej
z bogatego dorobku twórczego autora i pierwszej Ćwieka, jaką miałem okazję
przeczytać. Może łatwiej mi będzie ją ocenić. Przyjrzeć się tej narracji bez
zbędnych porównań, refleksji komparatystycznych. Ale muszę na początku napisać
o powieści, którą wciąż miałem z tyłu głowy, czytając kolejne rozdziały
„Topieli”. To „Inna dusza” Łukasza Orbitowskiego. Napisana na zamówienie i
najlepsza rzecz tego autora. Podobieństw jest kilka. Podobny czas akcji – 1995
i 1997 rok. Podobnie portretowane relacje rówieśnicze. Podobny klimat
fatalizmu, od którego nie można się uwolnić po przeczytaniu ostatniej strony.
Jednak to, rzecz jasna, różne powieści. Orbitowski twórczo przekształca fakty,
prowadząc nas po ścieżce zbrodni. Ćwiek przekształca wspomnienia, robi to
momentami nawet lepiej w tym twórczym porywie i widać, że to powieść będąca
pamiętnikiem przeżytych wydarzeń. Mam na myśli konfrontację z żywiołem.
Opisanym tutaj niezwykle sugestywnie i śmiałbym nawet wysunąć tezę, że bardziej
czule niż chłopięce relacje rówieśnicze, które w czasie żywiołu wystawione są
na trudne próby. Dramat nastolatków wchodzi pod skórę tak samo stopniowo i
niebezpiecznie jak woda wdzierająca się podstępnie, a potem z ogromną, zadziwiającą
wszystkich siłą. Tymczasem Jakub Ćwiek zaskakuje tutaj realizmem i takim
rodzajem sugestywności, że zabiera się jego opowieść ze sobą, znajduje dla niej
miejsce w sercu i konstatuje, że właśnie przeczytało się jedną z najbardziej
smutnych i jednocześnie ujmujących narracji ostatniej dekady polskiego męskiego
pisania.
Głuchołazy. Miasto jeszcze nie
wie, co je czeka. Na razie groźnie podnoszą się wody miejscowych rzek, deszcz
wystukuje mroczny rytm kolejnych dni, a mieszkańcy nie spodziewają się tego, z
czym przyjdzie im się zmierzyć. W takiej samej sytuacji są nastolatkowie:
Darek, Grzesiek, Kacper i Józek. Ci trzej pierwsi są u siebie. Czwarty
przyjeżdża na wymuszone chyba wakacje w Głuchołazach u boku matki poszukującej
wytchnienia lub wsparcia w spokojnym domu dziadków Józka. Ćwiek nie będzie
kopiował twórców zarażających świadomość młodych czytelników wspaniałym światem
przygód, w których rówieśnicy dobrze się bawią i odkrywają, że dzieciństwo może
być cudownym czasem. W dzieciństwie portretowanych chłopców nie ma niczego
cudownego. Okazuje się, że muszą wziąć na swe wątłe ramiona problemy i traumy
dorosłych ludzi. Ich rodziny tylko pozornie tworzą sielankę i dają poczucie
bezpieczeństwa. Chłopcy doświadczają braków oraz utrat, które na pewno wpływają
na szorstkość ich sposobu bycia. Bohaterowie „Topieli” nie będą bawić się w
infantylne gry ani rozwiązywać zagadek o charakterze edukacyjnym czy
dydaktycznym. Ci chłopcy zostaną zderzeni z doświadczeniami ekstremalnymi. Będą
zmuszeni wziąć na siebie przeżycia, z którymi nie uporałby się niejeden
dorosły. Tkwią również w miasteczku, które zmienia kształt, a wdzierająca się
do niego woda potęguje klaustrofobiczną atmosferę. To nie będzie lato pełne
wrażeń, lecz czas, w którym chłopcy doświadczą bezkompromisowości życia. I nie
każdy będzie mógł ją unieść.
Nieprzypadkowo powieść otwiera
scena, w której dowiadujemy się, że odnaleziono ciało chłopca, z którym woda
obeszła się szczególnie okrutnie. Naturalnie zastanawiamy się, którego z
młodych bohaterów będzie dotyczyć ta antycypacja. Ćwiek tak prowadzi nas przez
świat doświadczeń chłopców, że trudno jest cokolwiek przewidzieć, ale widzimy za
to bardzo wyraźnie, z jakimi problemami muszą mierzyć się dzieci w taki czy
inny sposób zmuszone do konfrontacji z trudnościami swoich rodzin. Słowo
„rodzina” będzie miało tu jeszcze jedno, być może najbardziej fatalne
znaczenie. Tymczasem opowieść w „Topieli” jest senna. Efekt grozy wzmacniają
doskonałe opisy tego, w jaki sposób żywioł powodzi przybiera na sile. Woda jest
tu chaosem. Coraz bardziej chaotyczne będzie stawać się dla chłopców
postrzeganie tego, co się dzieje wokół nich, ale także wzgląd we wzajemne relacje.
Fatalizm Ćwieka jest
jednocześnie melancholijną czułością. Te Głuchołazy, które właśnie chce
zniszczyć woda, stają się centrum nastoletniego wszechświata. Tylko tu będą
mieć miejsce zdarzenia, które na zawsze zapadną w pamięć. Tylko tutaj zatrzyma
się postrzeganie świata jako całości i emocjonalność koncentrująca się jedynie
na tym, co dzieje się w danej chwili. Istotne jest też śledzenie
tego, jaki rodzaj zapisków rozbija linearność opowieści o czterech chłopcach.
To uzupełnienia dużej wagi, choć przez dłuższy czas koncentrujemy się na
rzeczach pierwszych, jakich doświadczają młodzi bohaterowie. Co stanie się
wówczas, gdy jedną z tych rzeczy będzie upokorzenie? Czy nastoletnie relacje są
na tyle silne, by grupowo unieść ciężar okrutnych doświadczeń, których tylko
tłem będzie odbierająca szansę, nadzieję i normalność powódź? Czyta się to
świetnie, bo żywioł dotyczy nieokiełznanej potęgi wody, ale także idących z nią
w parze emocji, nad którymi nastolatkowie nie są w stanie zapanować. „Topiel”
to też opowieść o tym, że proza codziennego życia może być literacko
zachwycająca. Tu nie myśli się o rozwoju wydarzeń – obserwuje się bohaterów i
przywiązuje do nich właśnie dzięki temu, że są tak zwyczajni.
To też kronika specyficznego
czasu, w którym trzeba się było spieszyć, aby jeszcze zdążyć osiągnąć sukces.
Czasu nieobecnych rodziców wierzących w to, że intensywna praca na Zachodzie
zapewni im status kogoś ważnego w Polsce. Czasu, w którym mimo wszystko
dziadkowie mogą najwięcej, a nastoletni chłopcy fascynują się pierwszą
mnogością obrazków – tych papierowych i telewizyjnych. „Topiel” nawiązuje
jednak do roku niewyobrażalnych dramatów. Wtedy cierpienie mnożyło się, ale
pomnożone nie potęgowało się jakoś w świadomości. Ćwiek chce opowiedzieć o
indywidualnym i bolesnym doświadczeniu. O cierpieniu, z którego nie można było
się wydobyć. Ale i o pamięci, która odtworzy miejsca oraz ludzi, których tak
łatwo zawłaszczała i niszczyła kiedyś wielka woda. Mocno zapadająca w
pamięć książka.