Wydawca: Wydawnictwo Agora
Data wydania: 12 kwietnia 2023
Liczba stron: 320
Oprawa: miękka
Cena det.: 46,99 zł
Tytuł recenzji: W chaosie
Mają tyle lat, by metrykalnie odpowiadać za każde swoje działanie. Mają tyle lat, by być osobami biorącymi za siebie pełną odpowiedzialność. Mają dokładnie tyle lat, ile trwała ich bezradność, samotność, ich narastająca frustracja, mnożące się lęki i poczucie niedopasowania. Mają tyle lat, żeby rozumieć, jak jest ciężko i że może wcale nie być lepiej. Mają również tyle lat, że swoimi traumatycznymi doświadczeniami z dorastania mogliby obdzielić kilkanaście innych osób, a i tak nie zdjęłoby to z ich barków bolesnego ciężaru. Bo młodzi ludzie z debiutu Dawida Karpiuka w większości musieli wydostawać się z dysfunkcyjnych rodzin. Żyć w świecie, w którym nie otrzymali wzorców, musieli kompulsywnie uciekać przed antywzorami. Przed przemocą, obojętnością, niedojrzałością dorosłych do tego, by posiadać dzieci. By je rozumieć. Można odnieść wrażenie, że poziom empatii autora wobec jego bohaterów jest czymś, za czym każdy z nich tęskni i co chciałby poczuć przez chwilę. Być dostrzeżonym. Być kimś istotnym. Być głosem i historią.
Ta książka jest w swym oczywistym wymiarze i dyskusyjna, i kontrowersyjna. Zdecydowanie nie dla purystów językowych ani tym bardziej dla ludzi uważających, że dzisiejsza młodzież jest straszna, a kiedyś bywało inaczej. Ano nie bywało. Karpiuk – ze znakomitym wyczuciem najważniejszych i najsilniejszych emocji młodych ludzi wchodzących w dorosłość – postanawia opowiedzieć ich historię za pomocą dynamicznej, przejmującej i wielopoziomowej narracji. „Dzieciaki” to opowieść złożona z niemych krzyków, niewypowiedzianych skarg, z dosadną frazeologią i czarnym humorem. Bo przecież trzeba czymś rozsadzić to napięcie, ten przejmujący fatalizm, to przekonanie, że nie każdy sobie w życiu radzi i nie każdy musi sobie radzić. A najmniej kompetencji i możliwości do wzięcia życia w swoje ręce mają właśnie współcześni nastolatkowie. Kiedyś dorastało się inaczej – i to jest smutna prawda. Bez przebodźcowania, kultury obrazkowej, atakujących zewsząd wzorców kultury masowej. Bez narzucania, kim się być powinno i kim na pewno się nie jest, bo się na to nie zasługuje. Dawid Karpiuk opowiada o tym, że dzisiaj naprawdę trudno jest być dorastającym nastolatkiem. Naprawdę trudno jest młodej osobie spotkać na swej drodze kogoś, kto ją wesprze i wskaże jej właściwą drogę. Bohaterowie tej książki już dawno rozmyli sobie pojęcie tej właściwej drogi. Zmierzają donikąd. Rozpoczynają tak zwane dorosłe życie, a są zrujnowani, zmęczeni, wypaleni. Nie chcą świata, który zdążył ich wykończyć swoją intensywnością. Nie umieją znaleźć kontaktu z samymi sobą. I bardzo cierpią. To nie jest fikcja literacka. „Dzieciaki” trochę przypominają reportaż, to z pewnością proza interwencyjna, ale przede wszystkim narracja z bardzo dokładnie przemyślaną strukturą. I dlatego uważam, że może to być jeden z ciekawszych debiutów tego roku.
Karpiuk bardzo dba o to, by „Dzieciaki” były książką wielu odniesień i wielu płaszczyzn. Wszystko łączy oczywiście kilka pojęć. Mamy tutaj do czynienia z literacką polifonią bezradności i rozpaczy, ale także prób walki o siebie – podejmowanych niejednokrotnie ostatkiem sił. Tu także w znaczeniu bycia swoim głosem – słyszalnym i mówiącym wreszcie do słuchacza, który zechce posłuchać. „Dzieciaki” to poruszające studium tendencji ucieczkowych, bo tylko w eskapizmie cierpiący młodzi ludzie mogą znaleźć jakiś sens. Nie poszukują, chcą się schronić przed poszukiwaniami. Najtrudniejszym i najboleśniejszym wyzwaniem są sami dla siebie. Komu bardziej będziemy współczuć? Kogo nie zrozumiemy? Kogo ocenimy pochopnie albo uznamy za irytującego niedorajdę? Emilię, która emocjonalnie rozsypała się w gimnazjum, a dziś wyjątkowo okrutnie wchodzi w dorosłość? Paukę, którą poznajemy na oddziale toksykologii, prawdopodobnie ostatnim przystanku jej smutnej życiowej podróży? Cinka, który wkracza na przestępczą ścieżkę, bo taki wybór wydaje mu się najwłaściwszy? Może Lenę, której śladami traum są blizny na uszkodzonym ciele?
Jedna z bohaterek niby mimochodem zauważa, że w jej życiu „nie za bardzo jest miejsce na dzieciństwo”. Ci młodzi ludzie nie mogli się z różnych powodów wychować w spokojnych domach. Nie mogli zaznać komfortu poczucia bezpieczeństwa. I potem już atawistycznie szli przez życie z gotowością do walki, nie do zrozumienia złożoności świata, z którymi walczą. Pośród nieudanych prób stanięcia na nogi znajdziemy wszystkie najboleśniejsze eskapizmy współczesnego świata: to cała gama różnego rodzaju leków, używki, wszelkie środki zniekształcające rzeczywistość. Bo świat bohaterów Karpiuka zniekształcił się już dawno i fundamentalnie. To, co oni usiłują zrobić, to zapomnieć o bezradności wobec wszystkich wykoślawień. To często w ich oczach świat, gdzie – ponownie cytat – „wszyscy mają zaburzenia emocjonalne”. Albo jakaś koszmarna przestrzeń, która jest po prostu zacieśniającą się klatką i działa coraz bardziej destrukcyjnie. Karpiuk nie tyle portretuje ludzi, którzy usiłują się od czegoś uwolnić, ile nastolatków uwięzionych w traumach swoich i swych najbliższych. Każe się im brać odpowiedzialność za zbyt wiele. Bo dla nich często tak zwane normalne życie to zbyt wiele. Coś nieosiągalnego. Coś, w co przestali już wierzyć. Ku czemu przestali dążyć.
„Dzieciaki” to książka bezkompromisowa, wyjątkowo mroczna i taka, która nie daje zbyt wiele nadziei. A jednak – jak zasygnalizowałem – ma bardzo wyraźny charakter interwencyjny. Ta fikcja literacka nie jest żadnym zmyśleniem. Wspomniana polifoniczność Karpiuka wyraźnie sygnalizuje, że chce on ukazać problem niedostosowania i cierpienia w szerokim kontekście. To opowieść złożona z głosów rozpaczy, ale również historia rozpaczy, której nikt nie wyraził, bo nie miał ku temu możliwości. Bohaterki i bohaterowie tej książki są ludźmi bez zdolności do tego, by odrzucić to, co jest destrukcyjne. Bez umiejętności stawienia czoła największej trudności – sobie, swym zaburzeniom odżywiania czy osobowości, wszystkim przejmującym konsekwencjom tego, że na jakimś etapie życia zostali odrzuceni, pozostali sami ze sobą. Tu samotność jest destrukcyjna, ale czasem tylko ona się liczy. A czasem liczy się śmierć. „Dzieciaki” wstrząsają naprawdę mocno, kiedy kierują uwagę czytelnika tam, gdzie kończą się definicje, poglądy, przeżycia i emocje. Opisać pustkę i kres istnienia? Z perspektywy nastolatków? Dawid Karpiuk podejmuje się zadania trudnego i wymagającego. Dlatego też tworzy taką strukturę opowieści. Są w niej pojedyncze dramaty, ale również ten jeden, rozpisany na role i uzupełniany przez kolejne smutne opowieści. Młodych ludzi tak skupionych na swym cierpieniu, że nawet nakreślona w tle pandemia nie jest niczym ważnym, ot, nieistotnym tłem. A może istotnym szczególnie, bo doświadczenie izolacji z minionych lat było dla wielu nastolatków wyjątkowo traumatyczne.
Będziemy obcować ze światem schizofrenicznym, mrocznym, przerażającym i sprawiającym wrażenie wielopoziomowego piekła. A jednak nie ma w „Dzieciakach” tylko tego, co najprościej opisać, czyli narracji o dramacie ze smutnym końcem. Jest tu coś więcej, a właściwie dużo więcej. Ta wielowątkowa historia, a przede wszystkim żywy, zmienny język opowieści każą myśleć o tym, ile witalizmu jest mimo wszystko w tych zagubionych, przerażonych, zniszczonych przez życie lub samych siebie młodych ludziach. Niektórzy są rozpaczliwie samotni, bo nie potrafią stworzyć żadnej relacji. Niektórzy cierpią, bo każda osoba na ich drodze to w różnym stopniu toksyczne zależności. „Dzieciaki” to też narracja tak napisana, by czytający byli bezradnymi obserwatorami. Jednakże można wyjść poza tę książkę. Ona niczego nie zmyśla, nic nie imituje. Świetnie pokazuje, ile zaniedbań społecznych stoi za hipokryzją oceniania tej dzisiejszej młodzieży, która ponoć nie taka jak kiedyś. Karpiuk pisze z pełną świadomością tego, że jest jednocześnie odważny, wyraźny i przejmujący. Ale pisze całą prawdę. I umie ją opowiedzieć z istotnymi niuansami.