Wydawca: Cyranka
Data wydania: 20 listopada 2021
Liczba stron: 400
Przekład: Krzysztof Cieślik
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 44,90 zł
Tytuł recenzji: W tłumie
Nie za bardzo rozumiem sens odgrzewania tego wydawniczego kotleta. Nie widzę potrzeby, by pośród tak wielu ważnych tłumaczeń – także reporterskich – zaproponować polskiemu czytelnikowi właśnie to. Nie dostrzegam w tej książce niczego legendarnego ani też niczego bestsellerowego, może poza ujęciem tematu, z którego mimo wszystko niewiele wynika. Problem zrecenzowania „Między kibolami” polega przede wszystkim na tym, aby tej książki nie streścić. A prosi się ona o to dlatego, że w ten sposób najlepiej można ukazać, jak bardzo jest o niczym. Bill Buford, amerykański reporter, postanawia przyjrzeć się bliżej angielskim kibicom. Ale nie tym, którzy grzecznie ustawiają się w kolejkach na trybuny, posiadają zakupione wcześniej bilety, chcą przede wszystkim chłonąć atmosferę meczu i naprawdę pasjonują się sportem. Tu oczywiście będzie chodzić o inny rodzaj kibicowania. Wymowna okładka daje już rozeznanie w treści. Zatem Buford postanawia poznać kiboli, przyjrzeć się im uważniej, potowarzyszyć w podróżach, doświadczyć prymitywności i wulgarności zachowań, a także być blisko rozrób, tworzyć specyficzną filozofię przemocy, a ostatecznie dać się pobić policjantom, aby poczuć na własnej skórze konsekwencje bycia tym, o kim chce się napisać książkę, z której naprawdę niewiele wynika.
Zdradziłem za dużo? Przykro mi. To i tak miłosierdzie wobec czytającego, który będzie miał do pokonania czterysta stron. Opowieści o tym, że nie powinno się spoglądać na agresywnych angielskich kibiców z perspektywy utrwalonych stereotypów, ale gdy spojrzeć inaczej, nie widzi się raczej niczego innego. Bill Buford gotów jest do ekstremalnych poświęceń, aby wejść w agresywny tłum wszędzie tam, gdzie „coś ma się zacząć”. Rozmyśla nad tym, czy jest lojalny i obiektywny wobec faktów, albowiem na potrzeby swojego reportażu kilka razy musi się porządnie upić. A potem przede wszystkim patrzy. Na wszelkie przejawy zezwierzęcenia i agresji, jakie rodzą się kompletnie bez powodu. Bo instynkt i impuls nie będą tematami na dobrą książkę nawet dla kogoś tak inteligentnego jak Buford. Nawet w tych fragmentach, gdzie frapująco opisuje ludzi, których życie czy sposób myślenia w żadnym aspekcie nie są interesujące, pokazuje swoje zdolności oraz świetne pióro. Opisać ludzką brzydotę, głupotę, wszelkiego rodzaju niedoskonałości i zrobić to tak, żeby momentami naprawdę dało się to czytać – to na pewno wielka sztuka. Szkoda, że autor zmarnował swój potencjał, biorąc się za temat, z którego za wiele wydobyć się nie da. Choć Buford napina się i kombinuje na bardzo wiele sposobów. Pozostaje to jednak tylko opowieścią o dzikiej i niekontrolowanej przemocy oraz złudnym poczuciu bycia częścią grupy, w której można zapomnieć o wszelkich kompleksach i życiowych upokorzeniach.
„Dlaczego Anglicy tak się zachowują?”. To pytanie pada z ust obserwatora tego, co dzieje się na ulicach Turynu, które angielscy kibice zaczynają demolować metodycznie i konsekwentnie, a Buford czyni z relacji o tym fragment batalistyczny mający być dla czytelnika absolutnym novum w zakresie literackiej sprawozdawczości. „Między kibolami” nie udziela na zacytowane pytanie głębszej odpowiedzi. Zachowują się tak, bo tak. Naprawdę nie ma w tym przesadnego ironizowania, to jest zasadniczy przekaz tej książki, w taki sposób odpowiada ona na postawione pytania. Bo będzie tu też dużo o psychologii tłumu. Buford najpierw będzie drwiąco wspominał wszystkich tych, którzy analizowali zjawisko tłumu w oddaleniu od niego, a potem postara się pokazać, że tłum jest czymś zupełnie innym, gdyż on stanie się jego częścią i jak nigdy w życiu przeżyje intensywne chwile pośród ugniatania ciał, pochłaniania i wydalania pokarmów oraz napojów alkoholowych, pośród wyczekiwania na impuls do rozróby, wśród potu pijanych i szalonych młodych mężczyzn, którzy chcą bić obcych, niszczyć i pozostawiać po sobie zgliszcza. Problem polega na tym, że nic szczególnego z reportażu Buforda nie wynika. Jest nudny wykład o tym, że bycie cywilizowanym człowiekiem jest fasadowe, i usiłowanie, by przekonać czytelnika, że zawsze jest częścią tłumu, choćby się od niego najmocniej nawet odcinał. Co miałoby iść za tym przekonaniem? Że my wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za to, iż kibice pewnych drużyn czy pochodzący z pewnych krajów w niewielkim stopniu zajmują się sportem, a w dużo większym chcą iść na całość z podobnymi sobie, bo tylko takie pójście na całość definiuje im sens i żywiołowość życia?
Nie znajdziemy tu żadnych rozmów z socjologami, psychologami albo choćby rodzinami kiboli, z ich partnerkami, rodzicami, przyjaciółmi czy współpracownikami – cały ten reportaż prezentuje się jako manifest aktywności zawodowej, zbierania materiału na polu walki, spisywania tego, co przeżywane, na bieżąco. Ma być mocno monolityczny, jednostronny, choć jego nieciekawi bohaterowie naprawdę nie są kimś, kogo można uczynić frapującym w odbiorze, nawet jeśli ma się możliwości opowiadania o nim nietuzinkowo. „Między kibolami” nie odda zatem głosu także tym, którzy walczą z agresją i przemocą, czyli służbom porządkowym. Pojawia się krótki rozdział, zapis rozmowy z policjantem – nie wiem, na ile ma być sarkastyczny. W każdym razie jeden z rozmówców Buforda stwierdza, że tak naprawdę największym problemem jest policja wtrącająca się w bitwy kibiców. Gdyby mogli się tłuc między sobą bez ograniczeń, nie działoby się tyle złego.
Należy zaznaczyć, że w
opowieściach o swoich bohaterach autor stara się być zabawny. Swojskie
„chopaki” stają się agresywnymi elementami dzikiego tłumu tylko pod wpływem
jakichś okoliczności. Poza tym można ich rubasznie sportretować. Buford
wykorzystuje także komizm słowny, a niektóre fragmenty tego reportażu chcą
odczarować grozę poprzez humor. Starania o to, by wtłoczyć sens i jakiś przekaz
w dość ekstrawagancką fascynację tematyczną, są tu różnorodne, bo bywa też
śmiertelnie poważnie. Zwłaszcza gdy autor opowiada o tym, że jego bohaterowie
przynoszą śmierć – sobie i innym. Najbardziej męczące w lekturze jest to, że
Buford po prostu wciąż się powtarza. Opowiada o tym samym i w końcu temat się
wypala. Można zająć uwagę ekscesami szalonych i pijanych mężczyzn na, powiedzmy,
stu stronach, ale na kolejne naprawdę trzeba mieć pomysł. Tymczasem kończy się
tę książkę z przekonaniem, że niby było się w centrum wydarzeń, od których wolałoby
się być jak najdalej, ale nie ma żadnego zysku z tej wyprawy. Co więcej:
ludzi, którym autor poświęca tak wiele stron, nie zaczyna się widzieć w innym
świetle, nie dostrzegamy jakiejś ciekawej perspektywy. Być może dlatego, że
temat nie jest ciekawy, lecz przerażający. Szkoda, że autor nie zrobił nic, aby
odsunąć odium i uprzedzenia. Może dlatego, że nie da się ich odsunąć. Że w
gruncie rzeczy chodzi o sfrustrowanych i podatnych na wpływy mężczyzn, którzy
widzą swoją wartość w grupie, lubią dużo wypić, zjeść, poprzeklinać i na koniec
trochę z innymi mężczyznami powalczyć. Czy to naprawdę wszystko? Obawiam się,
że nie da się postawić za wielu interesujących pytań podczas lektury „Między
kibolami”.