Wydawca: Wydawnictwo Luna
Data wydania: 27 marca 2024
Liczba stron: 336
Oprawa: miękka
Cena det.: 44,90 zł
Tytuł recenzji: Znikanie
Omawiając najnowszą powieść Agnieszki Jeż, nie będę już wspominał o tym, o czym pisałem, recenzując inne jej książki. Pozwolę sobie na krótkie podsumowanie i udzielenie rady. Obcowanie z każdą powieścią tej pisarki jest przyjemnością, gdyż jest to prawdziwa mistrzyni kryminału, a jeśli ktoś w zalewie książek tego gatunku chciałby przyjrzeć się, jak tworzy się perfekcyjną konstrukcję takiej prozy, powinien sięgnąć po kryminalne powieści Agnieszki Jeż. Jest ich już sporo, a „Pastwa” to kontynuacja „Pomroki”, w której autorka stworzyła bardzo ciekawą postać prowincjonalnej policjantki, o której wiarygodność psychologiczną zadbała i w pierwszej, i w obecnej narracji. Dbałość o język, pomysłowość, wielopłaszczyznowość, świetnie portretowane i niuansowane kwestie obyczajowe – tak, Agnieszka Jeż wie, co robi, panuje nad każdym zdaniem i rozdziałem, oferując po prostu jakość, która usatysfakcjonuje odbiorcę takich powieści jak „Pastwa”.
Podoba mi się, że Jeż stawia na krótkie tytuły. Jedno słowo zazwyczaj trafnie oddaje złożoną strukturę jej powieści. Ten tytuł można interpretować na kilka sposobów, ale jego wykładnia pojawia się stosunkowo późno. Wcześniej dzieją się rzeczy, na których wymyślanie może sobie pozwolić ktoś z takim doświadczeniem pisarskim jak Jeż, a co w wykonaniu początkujących lub po prostu kiepskich twórców gatunku mogłoby zrujnować odbiór książki. Chodzi mi o dwa zabiegi mogące zdziwić czytelnika, a jednocześnie będące mocnymi stronami „Pastwy”. Pierwszą kwestią jest to, że w intrygę kryminalną wchodzimy bez pośpiechu. Przez pewien czas nie dzieje się nic, co na tym etapie fabuły wyolbrzymiają twórcy kryminałów, by za wszelką cenę już na początku przykuć uwagę czytających. Jeż rozpoczyna powoli. Od spraw codziennych, wątku obyczajowego. Od pozornie spokojnego życia głównej bohaterki, która wciąż wewnętrznie buzuje, nadal nie przepracowała traum i wciąż zastanawia się nad tym, czy jako córka toksycznej matki będzie dobrą matką dla dorastającej dziewczyny, która w „Pomroce” przeżyła być może coś gorszego, niż Sonia Kranz, dorastając u boku rodzicielki. Drugą ciekawą kwestią jest to, jak Jeż zdradza wydarzenie kluczowe dla intrygi kryminalnej. Dowiadujemy się o nim już w połowie powieści. I nie, nie powoduje to zniechęcenia, rozczarowania ani wątpliwości, czy czytanie dalej ma sens. „Pastwa” tak prezentuje to makabryczne i jednocześnie na swój sposób fascynujące zdarzenie, że druga część książki, oparta na uzupełnieniach, nabiera tempa, ale przede wszystkim staje się coraz ciekawsza. Tak, po zdradzeniu tego, co najważniejsze. Jak to możliwe? Warto się przekonać, jak robi to Jeż. Tym bardziej że potem jest naprawdę intrygująco, bo podobnie jak w przypadku „Pomroki” pisarka opowiada o tym, że zbrodnia może być nieoczywista, a jej motywy powodują, że ścigający zbrodniarza policjant może zapłakać nad jego losem.
„Pastwa” to historia o rodzinie zamkniętej w koszmarnym domu przypominającym mauzoleum. Oczywiście metafora zamknięcia jest obszerna i podczas lektury przyjrzymy się temu, co działo się i dzieje z członkami rodziny mieszkającej w miejscu, w którym Sonia Kranz od samego początku czuje się niekomfortowo. Jeż ponownie przyjrzy się relacjom rodzinnym, koncentrując się przede wszystkim na zjawisku cichej przemocy w czterech ścianach, poza które nie wychodzą dramaty łamiące życie albo powodujące, że to życie staje się w różny sposób zdeformowane. „Pastwa” opowiada o mężczyznach, którzy zniknęli, wcześniej zaś byli królami życia. Albo kimś takim się wydawali. Rodzinny interes połączył oraz podzielił. Mężczyzna u Jeż jest dominujący i nieskłonny do kompromisów. Krzywdy dziejące się z jego powodu są nakreślone w tej powieści w taki sposób, że „Pastwa” łączy kilka wątków o podobnym natężeniu. W związku z tym ten kryminał cały czas żyje i pulsuje. Zwłaszcza gdy okazuje się, co naprawdę stoi za przerażającym zdarzeniem odkrytym bardzo szybko, co – podkreślam ponownie – większość powieści kryminalnych przedwcześnie by zabiło, ale „Pastwę” i jej czytelników niesie dalej. Ku kolejnym przerażającym odkryciom.
Jest jeszcze jeden zabieg formalny, który Agnieszka Jeż potrafi wykorzystać bardzo dobrze: koncentracja na detalu, który będzie mieć znaczenie dla fabuły. Czy jest to drobiazg wpadający do buta głównej bohaterki, czy fragment czegoś, co znajduje w sierści psa, czy na przykład coś, co nie powinno się znaleźć w jedzeniu, którego Sonia Kranz na szczęście nie próbuje. Albo zauważenie odmiennej od innych ramki na zdjęcie. To są bardzo ważne tropy umieszczane w dobrych miejscach i tak, by nie rzucać się czytelnikowi w oczy swoją oczywistością. Tak jak Sonia Kranz jest ostrożna w okazywaniu zaufania otoczeniu, a przede wszystkim jego męskiej części, tak czytający powinni być odrobinę nieufni wobec prezentacji takich detali. Wydaje się, że nie wniosą nic nowego do fabuły. Wnoszą bardzo wiele, zwłaszcza w sferze antycypacji po odsłonięciu kluczowego zdarzenia dużo wcześniej, niż robią to klasyczne kryminały.
Jednakże warta uwagi jest również płaszczyzna psychologiczna i obyczajowa „Pastwy”. Sonia Kranz została w „Pomroce” przedstawiona jako kobieta, która na zgliszczach przeszłości musi zbudować coś, co nazwie nowym domem. Powracają wydarzenia z pierwszej powieści cyklu, natomiast ciekawe jest to, w jaki sposób Agnieszka Jeż uwiarygodni psychologicznie bohaterkę, nie stawiając jej w bezpośredniej konfrontacji z oprawczynią. Mam na myśli dwie świetnie napisane tu rozmowy telefoniczne Kranz z jej matką. A raczej z obrazami mrocznej przeszłości, które łączą się z głosem rodzicielki. Jeż nie potrzebuje spektakularnych scen konfrontacyjnych, by pokazać złożone problemy swoich bohaterów, a przede wszystkim dylematy Soni Kranz. Czasem dużo więcej ukryte jest w tym, jak policjantka reaguje na pewne wydarzenia, niż w tym, co o nich myśli.
„Pastwa”, znakomita powieść o
zemście za rodzinne krzywdy, jest książką pokazującą dualizm każdej istoty
ludzkiej – jej umiejętność dopasowania się do tak zwanych cywilizowanych,
rodzinnych, usankcjonowanych zasadami świata standardów oraz atawistyczną dzikość,
za którą stoi gotowość do popełnienia najbardziej mrocznych czynów. Ten
dualizm świetnie pokazany jest na przykładzie zachowań psa Soni, ale w
„Pastwie” będziemy mieli również „udomowionych” ludzi, w których ożywa zew
natury. Wszystko zmierza do nieoczywistego zakończenia, bo jak wspomniałem, to
już kolejna z napisanych przez Agnieszkę Jeż powieści, w której zbrodnia ma
zaskakujące motywy, czasem dużo bardziej przerażające niż akt odebrania komuś
życia. Wszystko rozegrane na pozornie malowniczej dolnośląskiej prowincji, co
również jest cechą wyróżniającą pisarstwo Jeż: stawianie w roli jednego z
bohaterów konkretnego polskiego regionu. Splotą się tam w tragiczny sposób losy
ludzi, którzy będą musieli zapłacić za swoje grzechy. A Jeż opowie o tym jak zawsze
w świetny sposób.