Wydawca: Pauza
Data wydania: 13 marca 2019
Liczba stron: 128
Przekład: Alicja Oczko
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 34,90 zł
Tytuł recenzji: Bez współczucia
Wydawnictwo Pauza ceni sobie
sztukę kondensacji treści w dobrych powieściach, bo po „Naszym chłopaku”
Daniela Magariela i „Historii przemocy” Édouarda Louisa otrzymujemy trzecią
powieść o charakterze raczej jej szkicu. Tommy
Wieringa już udowodnił polskiemu czytelnikowi, że potrafi stworzyć książkę
klasycznego rozmiaru, ale myślę, że to nie „Joe Speedboat” powinien być
pierwszą przygodą czytelniczą z pisarstwem holenderskiego prozaika, lecz
właśnie „Piękna młoda żona”. Rzecz naprawdę dojrzała, doskonale przemyślana i
gotowa rzucić wyzwanie czytelnikowi, stawiając przynajmniej kilka ważnych pytań
retorycznych. Przejmująca opowieść o
empatii. Tak skonstruowana, że każdy, nawet pozornie niepotrzebny w tej
krótkiej formie wątek okazuje się elementem mistrzowskiej układanki wówczas,
gdy Wieringa opowiada o zaniku współodczuwania u współczesnego człowieka.
Rozgrywa ten temat dwuplanowo – obserwujemy małżeńską zapaść i rozpacz
sfrustrowanego także starzeniem się mężczyzny, ale otrzymujemy również wykłady
o metodycznej i analitycznej pracy przy największym zagrożeniu dla ludzkości
oraz opowieści o zwierzętach, które rzekomo nie odczuwają żadnych silnych
emocji. Te trzy płaszczyzny tworzą książkę naprawdę znakomitą. Nasza cywilizacja
przejrzy się w niej ze swą hipokryzją, uprzedzeniami, wybiórczością współczucia
i zatomizowaniem. Ale i tak najważniejsze będą łzy. Niepodważalne świadectwo
cierpienia. Symboliczny przejaw tego, że czujemy. Czy umiemy także
współodczuwać i rozumieć innych?
Jeśli przyjrzeć się głównemu
wątkowi powieści, wyda nam się zaskakująco wtórna. Typowa opowieść o tym, co
sobie robimy w związku, by stał się on opresyjny i przestał nas
satysfakcjonować. On, dużo starszy od niej, chce przestać być „kolekcjonerem
pierwszych razów” i przeżyć naprawdę głębokie uczucie, za które chyba nie jest
gotów wziąć odpowiedzialności. Ona, bardziej enigmatyczna niż on, decyduje się
na związek z nieco innymi oczekiwaniami. On będzie walczył z pokusami ciała,
ale przede wszystkim wstydził się swej starości (Wieringa używa tylko kilku
zdań, ale niesamowicie oddaje ten wstyd, tak wszechobecny i tak skrywany). Ona
zdecyduje się na to, co w jego planie na dobre małżeństwo raczej się nie
mieści. Oboje zaczną od pełnego emocji, erotycznych fascynacji i planów na
przyszłość zbliżenia, które w pewnym momencie zacznie zamieniać się w niezwykle
trudną konfrontację. Ktoś będzie w niej przegranym. Ten, kto zwycięży, nie
weźmie jeńców. Widać bardzo wyraźnie
wszelkie pęknięcia, które rozsadzą zwartą strukturę małżeństwa. Związku, co do
przyszłości którego niektórzy już na wstępie mają wątpliwości. Ale nie
przewidują tego, co naprawdę może się wydarzyć. Nikt nie przewidzi prawdziwych
okoliczności tego, co będzie mieć miejsce.
Wieringa opowiada o ludziach,
których zbliżają seksualne napięcie i fantazje o tym, co atrakcyjnego mogą
sobie zaoferować. O ludziach, dla których ważne jest ciało – estetyzują je,
fetyszyzują także. Autor prowadzi nas przez całą skomplikowaną ścieżkę odbioru
ciała – swego i drugiej osoby w związku. Od jędrności, która kusi, by uprawiać
seks właściwie wszędzie, po sflaczały brzuch i piersi będące źródłem
nieopisanej frustracji. W chwili, kiedy ciało przestanie być ważne, relacja
skręci w dość mroczny rejon. I zamieni się w koszmar, którego jedno z kochanków
nigdy by się nie spodziewało.
Holenderski prozaik mocniej
i dosadniej koncentruje się na Edwardzie – nie tylko dlatego, że daje nam
większy dostęp do jego emocji, skrupulatnie odnotowuje ścieżkę naukowej kariery
czy zwraca uwagę na te wspomnienia, które na zawsze ukształtowały go takim,
jaki jest. On absorbuje uwagę, bo jest też obsesyjnie skupionym na sobie typem,
który za późno i zbyt nierozważnie dochodzi do wniosku, że samodzielnie przez
życie nie jest w stanie się przeprawić. Ruth jest zagadkowa, ale przede
wszystkim ma w sobie zupełnie inną energię. Na początku zdajemy sobie sprawę z
tego, że to energia młodości. Potem jej konsekwencja oraz determinacja
przeradzają się w pewną srogą karę dla mężczyzny, który zdecydował się na
bliskość. Edward jest bardzo ambiwalentny, Ruth statyczna. Podział na płeć
buduje tutaj dodatkowe napięcie i w rezultacie ta dwutorowość sprawia, że „Piękna
młoda żona” to na pewno doskonały materiał dla bibliotecznych klubów
dyskusyjnych. Ale odnoszę wrażenie, że dramat jest tu jeden i dotyczy tego, ile
z samego siebie możemy dać drugiej istocie. Ile jesteśmy w stanie zrozumieć
tylko dlatego, że możemy to poczuć.
Tommy Wieringa opowiada o rozpaczliwych próbach zbudowania czegoś trwałego w
cywilizacji i kulturze, które przecież są nadzwyczaj trwałe (nie boją się bomby
atomowej i zawsze skutecznie zwalczają nowe wirusy), a mimo wszystko cementują
je ludzie o chwiejnym charakterze, labilni emocjonalnie, poszukujący uczuć jak
małe dzieci i jak te dzieci płaczący z powodu utraty tego, czego nie byli w
stanie unieść, zrozumieć. Ta cywilizacja jest gotowa unieść wszystko i
zmierzyć się ze wszystkim, ale nie jest gotowa, by ujrzeć łzy i by zrozumieć,
skąd bierze się czasem rozpaczliwy płacz.
Ta powieść opowiada o tym,
jak „triumfy i wyzwolenia” zamieniają się w gorycz oraz w taki rodzaj
bezradności, że nie można otworzyć już serca i umysłu na kogoś, kto dotychczas
był adorowany i uznawany za najważniejszego na świecie. To również
przygnębiająca opowieść o tym, jak świetnie się trzymamy jako świat i jak
fatalnie emocjonalnie jesteśmy rozsypani jako ludzkość. Ten kameralny dramat
opowiada o problemie wydobywającym się poza czas i uwarunkowania. Wieringa
odchodzi od widocznej np. w powieści „Joe Speedboat” koncentracji tego, co
holenderskie, by uczynić to synonimem czegoś uniwersalnego. Tu historia szybko
i konsekwentnie wydobywa się z prywatnych perypetii dwójki zakochanych w sobie
ludzi. W tym znaczeniu ta mała powieść
mówi nam o świecie naprawdę wielkie rzeczy. I jest bardzo bezkompromisowa.
Pełna rozpaczy, ale i szerszego ujęcia tego, skąd ta rozpacz się wydobywa i w
jaki sposób rozprzestrzenia. To jedna z tych książek, po których lekturze
powinno się uściskać bliską osobę i zapewnić ją oraz siebie, że ta historia
nigdy nie będzie wspólną historią. Jest jednak odbiciem tego, z czym zmaga się
współczesny świat. Brak empatii to najgorszy i najtrudniejszy do zwalczenia
wirus.