Dwukrotnie nominowany do
Literackiej Nagrody Europy Środkowej Angelus Miljenko Jegović nareszcie w tym
roku ją otrzymał. Nie za "Rutę Tannenbaum", fabularyzowaną opowieść o
cierpieniach w wojennym Zagrzebiu, a za monumentalną „Srdę śpiewającą o
zmierzchu w Zielone Świątki”. Proponowana przeze mnie do przeczytania najnowsza
książka autora - jego bardzo osobisty esej napisany po śmierci ojca - jest literaturą wyznania i zwraca uwagę na
fakt, iż tylko w przeszłości, bez patrzenia na to, co będzie, możemy prawdziwie
określić swoją tożsamość. Budują ją nam inni, szczególnie bliscy. Najbardziej
chyba ci, z którymi się nie rozmawia. Bo syn od przynajmniej trzydziestu lat
nie miał żadnego kontaktu z Dobroslavem. „Ojciec” to zapis istnienia nici
porozumienia metafizycznego, a także bezkompromisowa rozprawa zarówno z członkami
rodziny, jacy uczynili autora takim, jakim jest, jak również z dramatyczną
historią bałkańskiej wojny, w której stawało się Chorwatem przez ochrzczenie, a
czas miniony można traktować jako próbę charakteru – narodów bałkańskich i
samego Jergovicia, dla którego śmierć ojca staje się powodem do rozważań o tym,
jak wiele w nim było syna i kim syn ów jest nie tyle dla siebie, co dla innych.
Jergović pisze: „Literatura
to umiejętność organizowania ciągu metafor i przekształcania przeszłości w nową
rzeczywistość”. Jego esej wyrasta z prozy życia, ale zamienia ją w metaforyczną
wędrówkę ku udręczonej przeszłości, w której każdy członek rodziny autora w
różny sposób uwikłany był w wojenny bałkański danse macabre. Jergović określa
kilka swoich tożsamości dzięki uważnemu przyglądaniu się temu, co minęło.
Pamięć pozwala odtworzyć mu barwne losy prababki i jej męża, licznych sióstr
swej demonicznej babki Štefaniji, ale przede wszystkim losy ojca, z którym był
blisko, ale nigdy przy nim tak naprawdę. Jego pożegnalny esej to z jednej strony
świadectwo próby zrozumienia oraz definiowania tego, co nazwane zostało okresem
dorastania w niesprzyjających okolicznościach społecznych i politycznych. Z
drugiej zaś – osobisty monolog, przywoływanie wspomnień, szkicowanie postaci
ojca i odkrywanie, jak wiele mu zawdzięcza, choć przecież tak bardzo nie
rozumie.
Przyjrzyjmy się chwilę
różnym definicjom tożsamości autora. Obwiniając ojca, obwinia siebie. Między
nimi stanął kiedyś mur nieporozumienia i dopiero śmierć pozwoliła ten mur
rozbić. Tyle tylko, że z rozważaniami o sobie i wspomnieniami ojca Miljenko
Jergović zostaje sam. Jest mu z tym ciężko i chciałby choć część
odpowiedzialności za to, kim jest, zrzucić na nieżyjącego ateistę, na którego
nie czekały ani niebiańskie polany, ani ahiret, ani też żadna inna przestrzeń
życia pozagrobowego. Koniec życia Dobroslava to w pewnym stopniu początek
świadomego życia jego syna. Człowieka, który wskazuje kilka swoich tożsamości.
Jedną jest tożsamość winy z powodu poczucia niespełnienia się w relacji z
ojcem. Druga z nich to tożsamość dziecka rozwiedzionych rodziców, dla których
ważniejsze było szczęście własne, a nie przyglądanie się temu, czego do szczęścia
potrzeba synowi. Trzecią tożsamość Jergovicia określa postkatolickie
rozgoryczenie, któremu winni są przodkowie z ich wiarą w Boga i niewiarą w to,
że ludzkość jednak jest słowem, które brzmi dumnie. Czwartą może być tożsamość
człowieka przerażonego… pralką. Każda to składowa tradycji – wpojonej albo też
samodzielnie zrozumianej; lęków i
nieporozumień; braku zrozumienia dla świata, który nękany coraz nowymi
konfliktami zbrojnymi, jest w stanie wypracowywać sobie coraz to nowe definicje
człowieczeństwa oraz nakreślać granice, które człowiek jest w stanie znieść.
Prababka Jergovicia zniosła
bardzo wiele. Biedę i nagłą odmianę losu. Porzucenie i gorycz. Świadomość, że
jest się samemu – w różnym znaczeniu tego słowa. Jedna z jej córek, matka ojca
autora, to dla jego żony lodowata teściowa, dla samego wnuka osoba podwójnej
moralności i podwójnego sprytu, a epizod opisujący jej okrucieństwo względem
półmartwego syna jest trudny do opisania, ale przede wszystkim niemożliwy do
osadzenia w żadnym kontekście tradycji, kultury i wspólnoty. Dobroslav został
wychowany tak, żeby najlepiej o wielu sprawach nie pamiętać. Był oportunistą,
bo tak trzeba było. Przeciwstawił się systemowi tylko raz – by realizować swoje
marzenia, dostać się na studia medyczne i zostać lekarzem. Ponieważ Boga nie ma
w prosektoriach i salach, gdzie umierają ludzie z zaawansowanym stadium raka,
ojciec autora – jak on sam potem – będzie sobie radził bez niego. Trudno mu
było jednak radzić sobie ze sobą. „Jako lekarz był taki dobry, że wydawało mu
się, iż we wszystkich innych sprawach sumienie może mieć spokojne. Ale nie miał
i w szpitalu pracował jeszcze więcej, żeby je uspokoić”. Nie był w porządku nie
tylko wobec syna. Był na tyle wygodny i nieszczęśliwie zakorzeniony w jednym
miejscu, że pozostał w piekle sarajewskiej wojny, bo przecież nie miał dokąd
się udać. On i jego syn przeżywali wspólnie, choć przecież osobno, absurdy i
grozę czasów, kiedy zbiorowe zbrodnie otrzymywały bałkańskie definicje, a
ustasze prowadzili swoje własne warsztaty śmierci i umierania.
„Ojciec” to rozprawa z ładem
i nieładem, w których ludzkie biografie przyjmują najmniej spodziewane
kształty. To z jednej strony rekonstrukcja zdarzeń dzięki temu, co usłyszane i
często mgliście zapamiętane; z drugiej jednak tworzenie wszystkiego na nowo. Po
co? By pogodzić się ze śmiercią. By przeprosić – siebie i innych. By chociaż
próbować dotrzeć do tego, co właściwie się stało na półwyspie bałkańskim, gdzie
tożsamość człowieka stała się sumą przypadkowych doświadczeń, upokorzeń i czasu,
w którym wiecznie wszystkiego się zapierano.
Chociaż Miljenko Jergović
już nie porozmawia z ojcem, może rozmawiać z samym sobą. Ta książka jest
gorzka, ale i konieczna dla samego autora, bo ocala pamięć. Czytelnikom
uświadamia dramat odrzucenia i rozpaczliwe próby zrozumienia przez
dorastającego mężczyznę, jak bardzo trzeba się starać, by uzyskać choć
namiastkę bliskości swojego ojca. Ta opowieść jest jak szpitalny labirynt
korytarzy w królestwie Dobroslava w białym fartuchu. Jergović otwiera kolejne drzwi,
przechodzi przez następne, cały czas czegoś szuka i do czegoś dąży, a pozostają
mu tylko domysły.
Nie można oceniać tak
prywatnych książek w żadnej kategorii. „Ojciec” jest poza klasyfikacjami także
dlatego, iż to historia doznań pokoleń odczuwana w jednym, wciąż drżącym sercu,
którego właściciel tuż przed śmiercią ojca po raz ostatni usłyszał jego głos,
zrywając jednocześnie z przeszłością, którą trzeba przecież zrozumieć.
tłum. Magdalena Petryńska
Wydawnictwo Czarne, 2012