Wydawca: Agora
Data wydania: 2 października 2019
Liczba stron: 660
Oprawa: twarda
Cena det.: 44,99 zł
Tytuł recenzji: Samotność i wykorzenienie
Blisko dekadę temu z dużą
uwagą czytałem „Jula”, którego inteligentna prowokacyjność pozostała ze mną do
dzisiaj. Ale pamiętam, że zakodowałem sobie wtedy, iż Paweł Goźliński to pewna
specyficzna jakość pisarska – człowiek potrafiący we współczesnej literaturze
zakotwiczyć i ożywić pewien narodowy zestaw instrumentów opowiadania o świecie,
który nie będzie archaiczny, wciąż na nowo rezonując i wydobywając formalnie
to, co nadal ważne, w sposób może nie nowatorski, ale nowoczesny. Autor „Jula”
nie chciał być w sposób bezpośredni korespondentem między współczesnością a
romantycznymi mitami. Zagrał konwencją kryminału, ale wydobył z mesjanizmu to,
co ponadczasowe. Z wielkim zainteresowaniem zatem sięgnąłem po „Akana” –
opowieść o bracie Józefa Piłsudskiego, który zmuszony został do dalekiej
emigracji, skąd mentalnie nigdy nie powrócił. „Akan” portretuje kolejną po
„Julu” epokę, choć sięga aż do czasów drugiej wojny światowej. Nawiązuje do
niej zarówno w formie powieści dojrzałego realizmu z uzupełnieniem o narracje
bliskie pozytywistycznej (i jeszcze romantycznej) literaturze, jak i w
konstruowaniu wizerunku głównego bohatera, tak sugestywnie przedstawionego, że
odnosi się wrażenie, jakby autor go poznał. A Bronisław Piłsudski z całą swoją
fascynującą historią życia jest tu przede wszystkim kimś, dzięki komu Paweł
Goźliński opowiada o antropologicznych fascynacjach, ontologicznej samotności
człowieka i o idei wierności sobie, ale przede wszystkim o tym, że potrzebujemy
zakorzenienia, funkcjonowania w pewnej strukturze społecznej. Że zbyt pewnie i
zbyt nonszalancko potrafimy mówić o tym, skąd się wydobyliśmy i co nas
ukształtowało.
Dlatego mimo wielowątkowości,
a także interesującej polifoniczności tej opowieści (zwraca uwagę zwłaszcza
narrator podążający śladami bohatera, ze swym wstydem i winą pragnący
sprowadzić go z powrotem do świata, który się go wyrzekł), skupiłem się głównie
na kwestii odrzucenia i przynależności. Piłsudski, pieszczotliwie i
konsekwentnie nazywany Bronisiem, staje się w tej historii człowiekiem, któremu
najpierw odebrano poczucie bycia częścią jakiejś wspólnoty, potem uzmysłowiono,
że odnalazł je w nie tej wspólnocie, co trzeba, a ostatecznie pozbawiono
człowieczeństwa w wymiarze plemiennym i egzystencjalnym. Dlatego to powieść o
niewyobrażalnym cierpieniu oraz doświadczeniu wyobcowania. Myślę, że bardzo
silnie działająca na autora, bo dokonał rzeczy niezwykłej – nie tyle ożywił i
zbliżył nas do człowieka znajdującego bliskość w innym rejonie świata i z
innymi kulturowo ludźmi, ile przede wszystkim dał nam poznać, jak silne
dylematy rozrywały serce kogoś, kto w miejscu przez wielu określanym jako
piekielne odnalazł prawdopodobnie każdy rodzaj potrzebnej mu bliskości i
przywiązania, z których istnienia nie zdawał sobie sprawy w swym codziennym,
tak zwanym cywilizowanym życiu w sercu Europy przełomu wieków.
Bronisław Piłsudski z XIX
wieku nie jest już tym, który wraca z zesłania i mierzy się z trudnościami
adaptacyjnymi w Europie XX wieku. Jego brat wybiera drogę, która po latach
specyficznej formy życia na Sachalinie jest dla Bronisława niezrozumiała i
daleka mu. A przecież wcześniej dzielili pasje i ideały. Razem chcieli zmieniać
świat. Dać odpór carskiemu zniewoleniu. Chcieli wolności, którą definiowali
podobnie. Paweł Goźliński opowiada o tym, jak ludzka wolność – ta
prawdziwa, egzystencjalna, w pełni zrozumiana i przeżyta – wydobywa się z miejsca udręki, z
przestrzeni zesłania przepełnionego niewolą. Dlatego „Akan” tak fascynuje jako
psychologiczna wiwisekcja tego, w jaki sposób obcość staje się oswojona i
bliska. Dlatego też Goźliński – w moim odczuciu – napisał mądrą i przejmującą
rozprawę z figurą Obcego, jego konotacjami i niejednoznacznym odbiorem. To też
książka opowiadająca o konfrontacji języków jako narzędzi opisu i definiowania
świata. Nomenklatura okresu walki z carskim reżimem staje się opresją w tym
znaczeniu, że słowo może skazać, może też zabić, jest niebezpieczne i
bezkompromisowe. Na dalekim Sachalinie bohater doświadcza zarówno łagodności,
jak i pewnego rodzaju czystości słowa. Dialog z autochtonami nie jest dialogiem
pojęć przepełnionych ideologią, demagogią czy propagandą. Tam słowo staje się
precyzyjne, ważne i nie krzywdzi. Z lingwistycznej konfrontacji wyłania się nie
tylko ciekawość, ale i taka forma międzyludzkiego przywiązania, której bohater
nie był w stanie odnaleźć w świecie, z którego został wyrwany. I osadzony w
obcej przestrzeni, która szybko przestaje być obca.
„Akan” to fascynująca opowieść
o tym, czym może być antropologiczna ciekawość – Goźliński pisze o
przełamywaniu granic i fascynacji tym, co te granice tworzy. W relacjach
międzyludzkich opartych na bliskości kultury i obyczajów. Bronisław
Piłsudski nie jest tu badaczem innych społeczności, dalekich od tak zwanego
cywilizowanego świata. Staje się – w niezwykły sposób – integralną częścią tej
społeczności. Dla niego Ajnowie to wybawienie i przekleństwo jednocześnie.
Goźliński opowiada o świecie ludzi ze specyficzną kulturą oraz trybem życia, do
którego wdziera się bezkompromisowość konfliktu wojennego. Ale także pokazuje,
czym Ajnowie do siebie przywiązują. Dlatego „Akan” to książka o
antropologicznej i egzystencjalnej pokorze wobec drugiego człowieka. I w takim
rozumieniu odbierałem ją od początku do końca. Jednak ta pokaźna historia to
epicki rozmach mówienia nie tylko o tych kwestiach. „Akan” jest też intrygującą
opowieścią o postawach, dylematach, problemach oraz wątpliwościach
pozytywistycznych i młodopolskich bohaterów literackich. Ale jest w tej
powieści także dużo romantyzmu. Romantyczne jest pojmowanie miłości, która
ocala i niszczy, jak również obowiązków wobec państwa i rodziny.
Bo przecież w tej historii
bardzo ważne są perypetie rodzinne. Zmieniające się relacje, ale i pustka
pozostająca przez kilkanaście lat zesłania. W miejscu przywiązania do brata i
pierwszej ukochanej pojawia się pustka sachalińskiej ziemi (wspaniała scena
przybycia na Sachalin!). Autor interesująco portretuje historię rodzinną
Piłsudskich, zwraca uwagę na naznaczenie przez relacje z najbliższymi, na
ukształtowanie się światopoglądu głównego bohatera, lecz także jego
priorytetów, które musi potem zabrać w okrutną wędrówkę na drugi koniec globu,
gdzie czekać go ma oczyszczenie i przemiana. „Akan” opowiada o tym, czym tak
naprawdę jest rodzina, co ją tworzy i konstytuuje. Przecież Broniś po
zakończonym zesłaniu będzie bardzo nieszczęśliwy, choć przecież w bliskości
tych, którzy powinni być najważniejsi. W tej pełnej surowości i
bezkompromisowości historii o wyrwaniu z przestrzeni bliskich relacji pojawia
się przecież sugestia, że ta bliskość może być czymś innym, inaczej
zdefiniowanym, inaczej odczuwanym. W tym znaczeniu „Akan” jest historią pewnej
bezradności, kiedy nie wie się, do kogo się należy, komu trzeba być bliskim,
jak rozumieć te najważniejsze relacje z drugim człowiekiem. I to bardzo
smutna opowieść, smutna wyjątkowo w ostatnich rozdziałach. Ale także
interesująca fantazja o życiu człowieka, który odzyskuje jego sens i siłę tam,
gdzie wszyscy je tracili. Mądra historia o wspólnocie, przywiązaniu, prawości,
ale przede wszystkim o ludzkiej potrzebie posiadania miejsca oraz ludzi, z
którymi można się identyfikować.