Taki mniej więcej obrazek prezentuje tytułowe opowiadanie ze zbioru Jarka Tomszaka. Tematyka scence fiction służy autorowi do ukazania problemów dręczących człowieka współczesnego, samotnego satelity, wykorzenionego i czującego się zbędnym. Jedenaście miniatur literackich Tomszaka to może nie wizja na miarę Stanisława Lema, ale inteligentne i ironiczne przeniesienie się w przyszłość tylko po to, by zrozumieć, czym do końca jest teraźniejszość.
Przyszły świat ma charakter opresyjny. Nie ma w nim miejsca na indywidualność, szarości zacierają kontury każdego kolejnego dnia, a ludzie żyją albo w cieniu katastrofy kosmicznej albo też setki lat po niej. Znajdujemy się w świecie maszyn. Mechanizacja rzeczywistości ukazana jest na różne sposoby. Może to być pędzący gdzieś w nieznane pociąg, z którego nie sposób się wydostać. Może to być świat kamer, komputerów i sprytnej inwigilacji. Jakiegokolwiek ludzkie uczucia, pragnienia i emocje są czymś zbędnym, niezauważalnym, coraz trudniej je w sobie odnaleźć. Tomszak pisze o bohaterach przeciętnych, a pragnących wybić się poza przeciętność. W większości opowiadań nie mają imion. To Autor, Użytkownik czy Obywatel. Każdy na swój sposób sparaliżowany strachem wobec wszystkiego, co go otacza. Każdy próbuje ocalić swą jednostkową godność i uciec ze świata, od którego nie ma ucieczki.
Obywatela z „Tak jak wszyscy” męczą senne koszmary, w których widzi żonę tulącą się do mężczyzny będącego klonem jego samego, który dodatkowo wyprasza go z jego domu. Te sny zaburzają harmonię. Obywatel nie jest już taki jak wszyscy. A przecież to, co nienormalne, pali na co dzień w krematorium. Normalny jak każdy wydaje się także Max, informatyk z opowiadania „Mniejszość”. Tyle tylko, że wszystko, co robi i to, jak żyje odejmuje mu wartości w świecie, w którym stawia się na inność czy też innowacyjność. Tytułowy mieszkaniec w świecie maszyn nie może pisać o miłości i szczęściu, bo przecież nie jest w stanie ich doznać. Czy normalność to stygmat? Należy od niej uciekać czy się jej poddać? Czego można pragnąć w świecie uniformu, maski i komputerowych technologii uznających człowieka za numer ewidencyjny albo coś temu podobnego?
Choć świat nadal istnieje, u Tomszaka jest na skraju agonii. „Sodoma i Gomora” ukazuje czas apokalipsy, gdzie ziemia przetrwała zderzenie z asteroidą, ale nie jest w stanie być światem dobrym, gdy codziennością są eutanazje, usuwanie ciąż, przemoc różnego rodzaju i życie w pełni kontrolowane od pierwszych do ostatnich chwil. W tym świecie nie ma miejsca na żywe emocje. Nawet mężczyzna zdradzony, który chce się zemścić na obojętnej żonie, nie czyni nic, bo czymże jest wulkan emocji w jego sercu w zestawieniu ze świadomością, iż świata za chwilę może nie być?
W „Sądzie najwyższym” przeczytamy gorzką diagnozę życia bez wartości, które w gruncie rzeczy jest nicością, jakimś trudnym do określenia trwaniem na przekór. Bohaterowie Tomszaka nie są w stanie zmienić w sobie niczego, choć na zmianach tak bardzo im zależy w sytuacji, gdy otaczający ich świat stanowi wartość niezmienną. Poprawną postawą człowieka jest postawa niewyprostowana. Taka, gdzie pochylając głowę, nie widzimy nieba, bo przecież i tak go nie ma. Cybernetyczna przestrzeń na granicy kosmosu to świat, w jakim ludziom żyje się o tyle trudniej, iż nie mogą tej przestrzeni nadać jakiejkolwiek wartości. Sami są tej wartości pozbawieni. I nic nie wskazuje na to, że przyszłość cokolwiek zmieni.
Jedno z ciekawszych opowiadań to tekst „Śmiech bogów”. To ironiczna i przewrotna opowieść o ludzkich ułomnościach osadzona w kontekście biblijnym. Skrzywiony człowiek stworzył świat w krzywym zwierciadle. Jego produkty – komputery stały się samowystarczalne, a kontrolę nad tym, co jest istota ludzka ma tylko pozorną. Tomszak próbuje pokazać kruchość i jałowość egzystencji, ale jednocześnie zauważa, iż do człowieczego upadku po części doprowadzamy my sami.
„Wersja Oficjalna” to jedenaście przejmujących miniatur o człowieku w dobie różnego rodzaju zawirowań. Literacka maska science fiction jest dość łatwa do rozpoznania. Tomszak pisze o świecie jak najbardziej realnym. Świecie nas samych, którzy z trudem określamy, kim naprawdę jesteśmy. W przyszłości natomiast możemy przestać zadawać sobie takie pytanie. I to będzie największy dramat ludzkości zdanej na łaskę zrodzonego zeń potwora – techniki i maszyn.
Warszawska Firma Wydawnicza, 2012
KUP KSIĄŻKĘ