Wydawca: Marginesy
Data wydania: 18 lipca 2018
Liczba stron: 304
Przekład: Justyna Czechowska
Oprawa: miękka
Cena det.: 34,90 zł
Tytuł recenzji: Historia tajemnic
Ponieważ „Przeklęty prom”
swego czasu przepłynął gdzieś obok mnie, to moje pierwsze spotkanie z Matsem
Strandbergiem i jego powieścią obyczajową, co do której można mieć kilka
zastrzeżeń. Po pierwsze: za długo skrywa zawarty w niej ładunek emocjonalny.
Zakładam, że tak miało być, jednak „Pół życia” właśnie do połowy jest książką
dość nijaką i wymagającą naprawdę dużej dozy determinacji, by brnąć w nią
dalej. Co jednak warto robić, ale Strandberg nie proponuje powieści dla
niecierpliwego czytelnika. Po drugie: nie tyle zaskakująca, ile zupełnie
nieprzystająca do już zaprezentowanych dramatów jest nietypowa wolta w
zakończeniu. To tak, jakby statyczna w dużej mierze książka miała skończyć się
sporym przytupem. Niestety, pozostaje po nim tylko głuchy odgłos i uważam, że
autor po prostu psuje tę powieść w taki właśnie sposób. Co poza tym? „Pół życia” to kolejna – aby wspomnieć tylko
niedawno wydany w Polsce „Spadek” norweskiej pisarki Vigdis Hjort –
skandynawska powieść realistyczna brutalnie odsłaniająca hipokryzję codziennego
życia mieszkańców Północy uwikłanych w toksyczne związki albo przemilczenia
niesione ze sobą latami. A wszystko dla dobra publicznego i tak zwanej opinii. Strandberg
sięga do lat pięćdziesiątych minionego stulecia, by prześledzić skomplikowany
związek emocjonalny trójki bohaterów i wskazać, jak fasadowe życie można wieść,
umacniając się w pozorach i tkwiąc w męczących kłamstwach. Oczywiście to nie
jest takie proste, nie będzie tu – jak u Hjorth – żadnych jednoznacznych
deklaracji autorskich, żadnego oceniania ani nawet próby sugerowania, co
powinno toczyć się inaczej, w jaki sposób bohaterowie naprawdę powinni żyć.
Odnoszę wrażenie, że bazowanie na pozorach sielskiego życia w skandynawskich
rodzinach to już tendencja stała w literaturze tamtego regionu. Czy coś
niepokojącego dzieje się w północnych domach, czy też jest to po prostu modny
trend, w który Mats Strandberg wpisuje się tą powieścią?
Nie na ten temat myśli się
podczas lektury. W dość ograny sposób – pamiętnik nieżyjącej czytany przez
kogoś z bliskiej rodziny – poznajemy bardzo skomplikowaną historię ludzkiego
zniewolenia. To opowieść mocno oddziałująca na wyobraźnię, albowiem dotycząca
całego życia kogoś, kto z tym życiem się pogodził. Kogoś, kto czynił kroki, by
odnaleźć choć namiastkę wolności w specyficznym związku, ale też kogoś, kto ten
związek z kilku powodów gloryfikował. „Pół życia” to opowieść o życiowych kłamstwach, o rodzinnym wstydzie i o
tym, jak niewiele możemy o sobie wiedzieć, choć jesteśmy dla siebie najbliżsi,
najsilniej odczuwamy emocje drugiej osoby. Bohaterka powieści dowiaduje się
o wielu sprawach za późno i dochodzi do wniosku, że wcześniej była zbyt
oddalona i skupiona na sobie, by zauważyć rodzinny dramat, zrozumieć jego
istotę, zmierzyć się za życia bliskiej osoby z jej wyobcowaniem i specyficznym
rodzajem harmonii. Kontakt z pamiętnikiem będzie okazją do tego, by przeanalizować
status własnej egzystencji, wejść w dialog z trudnymi emocjami i być może
obudzić się, zacząć żyć naprawdę.
Ale o samej fabule powieści
Strandberga nie można napisać zbyt wiele, bo to jedna z takich książek, do
których musimy wejść w zaskoczeniu, oswoić się z niewyobrażalnym, zdefiniować
swoją własną bezradność i zdecydować, komu z bohaterów współczujemy
najbardziej. Prawdopodobnie nie będzie to Jessica, jeśli pozna się ją lepiej w
pierwszej, mocno nużącej części tej książki. Jessica walczy z demonami. Jest
rozpoznawalną publicznie osobą, która nie chce w żaden sposób pozwolić samej
sobie na prawdziwy kontakt z emocjami. Wspomnienia są dla niej bolesne, a
codzienność stawia zbyt trudne wyzwania. Jessica chciałaby zniknąć, choć
istnieje i funkcjonuje w kilku wymiarach. Trudno jej zbliżyć się do tego
najbardziej intymnego, nawiązać kontakt ze sobą. Tymczasem ma sobie wiele do
zarzucenia, codzienne życie w Sztokholmie jest pełne gier z ludźmi wokół, dość
męczące, szybkie i niepozwalające na złapanie oddechu. Jessica postanowiła tak
żyć, bo chciała zapomnieć. Walczy ze stanami lękowymi, drżącą dłonią trzymając
blister zoloftu. Tak skoncentrowana na sobie nie jest w stanie przyjmować
informacji zwrotnych od ludzi z jej najbliższego otoczenia. Jej postrzeganie
siebie zmieni się dopiero wówczas, gdy zacznie czytać wspomniany już pamiętnik.
Podoba
mi się klamrowa konstrukcja tej opowieści. Co autor ukrył między zniknięciem
pewnego mężczyzny a późniejszym zniknięciem kobiety? Opowie o tym, jak
kształtują nas czas i okoliczności, w których pojawiliśmy się na świecie. Odchodząc
od symboliki rodzinnego dramatu i decydując się na innego rodzaju grę z
czytelnikiem, wskaże, co fasadowego jest w samej Szwecji. Aż
do zakończenia, które – jak wspomniałem – psuje dość spójną opowieść mogącą
uwieść nie tyle niedopowiedzeniami, ile przede wszystkim spojrzeniem na dwie
bohaterki: tę, która życie ma już za sobą i nie może absolutnie niczego zmienić
w jego kształcie, i tę, dla której życie być może dopiero się rozpoczyna, choć
spisała je na straty i męczy się ze swą tęsknotą oraz poczuciem niedopasowania.
Warto zaznaczyć, że działania i przemyślenia Jessiki są mocno teatralne i można
odnieść wrażenie, że bohaterka na każdym kroku histeryzuje. Strandberg pokazuje
nam poprzez proste zderzenie, jak nieznaczące mogą być nasze lęki i neurozy w
porównaniu z tym, co przeżywają inni. Jessica konfrontuje się z bólem i
rozczarowaniami, których być może sama nie mogłaby w życiu unieść. Autor z tej
konfrontacji wyprowadza dość ciekawą wykładnię życia i funkcjonowania
społeczeństwa szwedzkiego w obrębie kilku dekad.
To intrygująca powieść o
tym, jak często w naszym świecie kipią niewyrażalne emocje, o których nikt
postronny nie może wiedzieć. O tym, jakim emocjonalnym wulkanem potrafimy być,
przekuwając tę siłę na autodestrukcję albo… Tu właśnie pojawia się kilka
ciekawych hipotez, co można zrobić ze swoim nieszczęściem, jeśli już się je tak
zdefiniowało. „Pół życia” to
także ciekawa fantazja o tym, w jaki sposób tracimy swój cenny czas i jak
bardzo deformujemy swoje życie tylko po to, by uzyskać namiastkę poczucia
bezpieczeństwa. Ogólnie zatem jest to książka warta poznania, ale to także
świadectwo tego, że autor zgodnie z tytułem chciał przełamać powieść na pół,
jednak jej pierwsza część jest boleśnie banalna i nudzi. Strandberg mówi mimo
wszystko kilka ważnych prawd o istocie ludzkiej ugodowości i gotowości na
bolesne kompromisy dla dobra innych. Opowiada także o tym, jak istotna jest
walka o osobiste szczęście. Te truizmy nie brzmią wcale fatalnie, bo „Pół życia”
to jednak inteligentna powieść z niejednym przesłaniem.