Wydawca: Wydawnictwo
Poznańskie
Data wydania: 14 marca 2018
Liczba stron: 510
Przekład: Szymon Żuchowski
Oprawa: twarda
Cena det.: 49,90 zł
Tytuł recenzji: Miasto, miłość, bezradność
Z książek dekonstruujących
mit szczęśliwej i sytej Ameryki zapadły mi w pamięć dwie publikacje. Jedna – w
surrealistycznym, groteskowym duchu – to opowiadania Judy Budnitz „Ładne duże amerykańskie dziecko”. Druga narracja pochodzi z Finlandii i zaskakująco dobrze
oddaje rysy i absurdy amerykańskiego życia. Mam na myśli „Nie wiedzą, co czynią” Jussiego Valtonena. Coraz więcej za oceanem odważnych książek ukazujących USA w
półcieniach i z obliczem, do którego Amerykanie nie chcą się przyznawać.
Dlatego Atticus Lish ze swoim imponującym
debiutem wpisuje się w nurt obrazowania Stanów Zjednoczonych inaczej niż wymaga
tego jakakolwiek poprawność. „Następne życie” to naprawdę bezkompromisowa
książka i trzeba przyznać rację, że tym razem przymiotnik w importowanych
recenzjach nie został nadużyty. To powieść o deficycie uczuć, którego nie można
niczym zrekompensować. Opowieść o zbliżeniu tych, którzy nigdy nie byli blisko
kogokolwiek. To też historia Ameryki, która niczego poza chaosem oraz
nieuporządkowaną różnorodnością nie oferuje. Jedynie gorycz bycia na
marginesie. Lish portretuje amerykański
margines, ale rozpina swą historię między kontynentami. To historia lęków i
idiosynkrazji, które przybyły do USA z Bliskiego i Dalekiego Wschodu. Bo
ludzkie zagubienie oraz bezradność nie mają adresu, znajdziemy je wszędzie i w
różnych kontekstach.
To nie jest jedna z tych
wielkich amerykańskich narracji, które stawiają przede wszystkim na drobiazgowy
opis wydarzeń w obrębie dłuższego okresu. Nie koncentruje się na zdarzeniach
granicznych, choć wyraźnie sygnalizuje te, w których bohaterowie mogą się
zmienić albo zmienić wzajemnie swoje życie. Myślę, że głównym bohaterem Lisha
jest język. Nie tylko dlatego, że z jednej strony portretuje on ujgurską
imigrantkę usiłującą odnaleźć się w angielszczyźnie, a z drugiej – weterana
wojny irackiej, dla którego słowa i zdania utraciły swoje znaczenia. Język zagarnia i obezwładnia. Mamy do
czynienia nie tylko z kilkoma rodzajami angielszczyzny obrazującymi
światopogląd i sposób postrzegania trudów codzienności. Mamy również inne
języki, zaskakujące frazy, odrębności lingwistyczne w wypowiedziach
różnorodnych bohaterów. A także język przewodnika po Nowym Jorku i jego
różnorodności. Zou Lei jest pokazywana jako ta wędrująca po mieście, które
potęguje jej zagubienie. Ponura odyseja bohaterki po metropolii, gdzie
paradoksalnie może czuć się bezpieczna, to jednocześnie obraz miejsc Nowego
Jorku, w których zakotwiczyły się różnorodne formy deprawacji i upadku
człowieka. Atticus Lish portretuje wszystkie z wyjątkową czułością i
drobiazgowością. Jego Ameryka to świat niespełnionych marzeń, gorzkich porażek,
braku kompromisu i doświadczeń granicznych. A także nadziei na to, że gdzieś
tam może kryć się inne, lepsze, to następne życie.
Jest ich dwoje. Wspomniana
już Zou Lei, która przebyła długą drogę, by uwierzyć w to, że Ameryka da jej
szczęście. Póki co musi być czujna, skupiona i walczyć o specyficzną formę
wolności. Oferowana jej – imigrantce – wolność to możliwość wyboru między jedną
a drugą męczącą pracą i możliwość wtopienia się w wieloetniczny tłum, dzięki
któremu jest niewidoczna dla policji. On przybywa do Nowego Jorku z bliżej
nieokreślonych powodów. Trudno powiedzieć, jakie są motywacje działania Brada
Skinnera, skoro wiemy jedynie o jego przeszłości. Bezsensie i boleści wojny, od
której nie może się uwolnić, wciąż na nowo oglądając – w wyobraźni i na ekranie
laptopa – sceny z Iraku, w którym codzienność działań określało przerażające: „Kogo
dziś mogę zabić, sierżancie?”. Skinner zapada się w sobie. Niby na coś czeka,
ale tkwi w marazmie. Postępuje w nim dezintegracja, wzmacniana wypijanym
alkoholem, zażywanymi lekami. Jest też pistolet jako punkt odniesienia. Tych
dwoje połączy przypadek, zamiłowanie do tężyzny fizycznej i śmieciowe jedzenie.
Ale będzie też ktoś trzeci, kto wpłynie na losy tej pary. Ten ktoś również dorasta
we frustracji i jak oni musi odnaleźć się w absurdach oraz trudnościach tak
zwanego codziennego życia.
Lish
nie oszczędza swoich bohaterów i czytelnika. Wędrujemy przez rzeczywistość, w
której wszystko jest umowne – forma zatrudnienia, charakter relacji z drugim
człowiekiem, poczucie bezpieczeństwa czy robienie planów na przyszłość. Błąkamy
się po Nowym Jorku niedającym wytchnienia. Topograficzna
dokładność opisów idzie w parze z coraz to nowym niuansowaniem smutku i
zagubienia. A także obezwładniającej wręcz samotności, wobec której bohaterowie
są bezradni. Nawet kochankowie Lisha mocno w siebie wtuleni mają gdzieś z tyłu
głowy pewność tego, że to może być tylko na chwilę. A jednak podejmują ryzyko
myślenia o tym, co mogliby zrobić wspólnie. Nie tylko zbliżyć się na siłowni
czy w fast foodzie. Nie tylko razem pobiegać. Zou Lei akceptuje każdą bliznę
Skinnera – tę na ciele i wszystkie niewidoczne. Nie pozwala mu na odrzucenie,
choć szorstkie relacje z byłym weteranem nie są uosobieniem kobiecych marzeń o
byciu z mężczyzną życia. A jednak bohaterka podejmuje trud trwania obok niego.
On decyduje się na coś więcej niż codzienny powrót w rejony, z których wrócił
naznaczony śmiercią, krwią i okaleczeniem. Czy autor da im jednak szansę, skoro
znajdą się w świecie nieuznającym szczęścia dla tych z marginesu?
„Następne
życie” to naprawdę wzruszająca historia o szorstkich ludziach, którzy nie
potrafią dać sobie prawdziwej czułości. Tak bardzo zapada nam w pamięć dwójka
kochanków, bo przecież nie mają niczego poza sobą i tylko to drugie buduje
partnerowi jakąkolwiek spójną wizję świata, w którym utknęli.
Autor ujmuje nie tylko umiejętnością oddania w języku mnogości historii – od
plastycznych opowieści ze stepu matki Zou Lei po zobrazowanie pełnego napięć i
trudności życia wspomnianej już trzeciej osoby dramatu. Widać od początku, że
struktura powieści jest bardzo przemyślana i że możemy się jedynie łudzić, iż
coś się zmieni, nie wydarzy się to, czego podświadomie oczekujemy. To także
wnikliwy portret społecznych lęków i uprzedzeń po jedenastym września –
nasilonych polityką George’a Busha i deprecjonowaniem pozycji imigranta. Lish
stara się swoich bohaterów choć na chwilę wyzwolić, pozwolić im złapać głębszy
oddech, wziąć za siebie pełną odpowiedzialność i wyrwać się z mrocznych
uwarunkowań. Świetne jest portretowanie etapów, w jakich to się odbywa. I pełna
empatii postawa autorska wobec tych, dla których Ameryka nie jest mitem o
wolności i szczęściu. Takie powieści nie tylko pozostawiają niewygodny ślad w
pamięci czytelnika. Takie powieści są potrzebne, by opowiadać o świecie oraz
ludziach, którzy być może nigdy bez ambitnych pisarzy nie będą mogli zaistnieć
w szerszej świadomości ze swym rozgoryczeniem, smutkiem i poczuciem zbędności.
PATRONAT MEDIALNY