Wydawca: Filtry
Data wydania: 9 marca 2022
Liczba stron: 352
Przekład: Rafał Lisowski
Oprawa: miękka
Cena det.: 44,90 zł
Tytuł recenzji: Wobec odejścia
Z szacunku do niejednoznacznego stosunku do własnej płci należy nazywać Akwaeke Emezi osobą. Omawiając tę poruszającą książkę, będę się zatem bardzo pilnował, by nie użyć określenia „autorka” czy „pisarka”. Dużo trudniej opowiedzieć o jej bohaterze (?), ale zakładając przyjętą w powieści konwencję, którą wyznacza również tak, a nie inaczej przetłumaczony tytuł, będę mówił o dramacie młodego Nigeryjczyka, który ma tu nie tyle niejednoznaczny stosunek do swej tożsamości płciowej, ile jest przede wszystkim niejednoznacznie nakreśloną postacią, wokół której Emezi tworzy taką opowieść, że w gruncie rzeczy ważniejsze stają się konteksty, uwarunkowania, a ostatecznie – ludzie z otoczenia Viveka. Jest to jednak – w moim odczuciu – przede wszystkim poruszająca historia kilku rodzajów niespełnienia. Rzecz o tęsknotach i szczególnym rodzaju wrażliwości. Jak wspomina zza grobu bohater: „Niektórzy ludzie, widząc wrażliwość, koniecznie muszą ją zranić”. Akwaeke Emezi opowie o tym, jak szeroko możemy zrozumieć pojęcie „zranienia”, kiedy znajdziemy się w świecie przedstawionym odsłaniającym zagadki określonego już na wstępie faktu. Tutaj wszyscy otrzymają od losu takie ciosy, że rany opisywane w tej powieści staną się nad wyraz głębokie i wciąż na nowo krwawiące, bo nikt już nie będzie oczekiwał, iż mogą się zabliźnić. „Śmierć Viveka Ojiego” to też dowód plastycznej, malarskiej wręcz wrażliwości opowiadania o cierpieniu drugiego człowieka przez portretowanie najpierw fragmentów, potem pełnej ludzkiej cielesności. Koniecznie trzeba zwrócić uwagę na to, w jaki sposób są tu prezentowane ciała wszystkich bohaterów. A to najważniejsze, martwe i nagie, pewnego dnia ktoś układa na progu domu, z którego chciało uciec, bo nie miało żadnej alternatywy.
Emezi rozpoczyna w bardzo ciekawy sposób: usiłuje oddać typową nigeryjską rodzinę w fotograficznym kadrze. Motyw zdjęć będzie tu bardzo istotny, zatem czytający powinni być skoncentrowani na lekturze już od pierwszych akapitów. Mamy tutaj pewną uporządkowaną konstrukcję i formę, która zawiera się w zamkniętej przestrzeni fotografii. Nakreślony wizerunek rodziny stara się zasugerować, skąd wziął się tytułowy bohater i jaki wedle oczekiwań miał się stać, ale portretowanie mikrospołeczności rodzinnej ma też za zadanie ustalenie dystansu. W jakiś sposób i na jakichś zasadach martwy już w pierwszym zdaniu Vivek musiał od rodziny się oddalić. A przecież jej struktura – tak barwna i tak sugestywnie opisywana – jest w Nigerii końca lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia czymś porządkującym rzeczywistość. Zwłaszcza w kraju ogarniętym niepokojem i przemocą także na tle etnicznym, bo tam przynależność to w pewnym momencie przepustka do wolnego życia albo bezsensownej okrutnej śmierci, która jest konsekwencją uprzedzeń. To bardzo skomplikowany świat, gdzie prawa rodziny są usankcjonowane jako oczywiste i najważniejsze. Świat, w którym aberracją jest bycie w jakikolwiek sposób odmiennym i uciekającym od ustalonego schematu życia rodzinnego, ale nie jest nią choćby sytuacja, gdy mężczyzna może ponownie wybrać sobie żonę, odrzucając pierwszą i stosując wobec niej przemoc, bo druga urodziła mu upragnionego syna. To, co wydaje się najważniejsze dla nigeryjskiego mężczyzny – zdobywcy i posiadacza.
Vivek Oji jest właśnie takim darem od losu. Synem. Jedynym. Niezwykłym. Kimś, na kogo można natychmiast projektować swoje wizje jego dobrego życia. Szkoła wojskowa, edukacja w Ameryce. Może jedno mogłoby go pogrążyć, a drugie dać wymarzoną szansę na wolne życie. Nie wiemy tego i się nie dowiemy. Vivek Oji nie żyje. Zderzamy się z rozpaczą jego rodziny, mimo wszystko rozpisaną tutaj na rozpacz płci, ale jesteśmy cały czas niepewni tego, co właściwie utracili rodzice oraz przyjaciele bohatera tej książki. Odkrywamy, kim się stali, lecz zagadkowe pozostają poszczególne relacje między kimś, kto wie, że nie może być w pełni sobą, a ludźmi skonfrontowanymi z dramatem swoistego nieistnienia. Bo Vivek dla wielu był niewidzialny albo przezroczysty. Ukonkretnił się dopiero po śmierci, kiedy stał się ciałem, którym trzeba się zająć. Tymczasem Akwaeke Emezi snuje enigmatyczną i pełną wrażliwości opowieść o relacjach człowieka wyobcowanego z tymi, którzy nie widzą jego wyobcowania, lecz pragnienie bycia sobą. I ta książka jest napisana w taki sposób, że to właśnie ci ludzie stają się tu ciekawsi niż martwy człowiek. Dlaczego tak się dzieje? Mam wrażenie, że Emezi na początku stawia nas przez okrucieństwem faktu, a potem sięga dużo głębiej – pokazuje, w jaki sposób bycie innym i poszukiwanie w tym samego siebie staje się podwójnie okrutne, bo jest stygmatyzowane. Tymczasem nie jest tylko problemem jednej tożsamości, jednego człowieka. W tym znaczeniu bardziej interesującym bohaterem staje się kuzyn zmarłego, któremu Akwaeke Emezi oddaje zresztą głos w poruszającej narracji pierwszoosobowej, do której ma prawo w powieści jeszcze tylko sam Vivek.
Osita uważnie przygląda się kuzynowi, obserwując, w jaki sposób od czasu do czasu hibernuje się on sam w sobie, odcina od świata, ma momenty zupełnej utraty kontaktu z rzeczywistością. Jednocześnie sam wchodzi w dramatyczny konflikt ze sobą skonfrontowanym z tym tak zwanym oczywistym światem. Emezi portretuje intrygującą i nabierającą specyficznej intensywności relację między kuzynami. Uzupełniają ją również dorastające nigeryjskie młode kobiety, które w przeciwieństwie do tych starszych, tworzących bezpieczną przestrzeń wsparcia tak zwanych Nigerwaves, otwierają się wciąż na to, co nowe, i w relacjach odkrywają, że zdolne są do akceptacji wszystkiego. Bo akceptują i szanują wolność, w różny sposób odbieraną żonom, które w Nigerii mają mieć swoje miejsce i nie mogą mieć swojego zdania.
Tymczasem stabilna struktura nigeryjskiej rodziny rozpada się na naszych oczach. Rodzice głównego bohatera oddalają się od siebie i dzieje się to nie tylko z tak prozaicznych powodów, jakie są w tej powieści sugerowane. Rozpada się wewnętrznie coś, co początkowo na fotograficznej kliszy porządkuje odwieczne pragnienie rozumienia siebie w bardzo oczywistej relacji. Tu jednak nic nie będzie oczywiste. Już same narodziny Viveka w konfrontacji z jednoczesną śmiercią kogoś z jego rodziny nakreślają moment rozpoczęcia narracji o nietuzinkowych relacjach. Część swojej wrażliwości Vivek musi wyprowadzić z domu. Akwaeke Emezi opowiada o procesie wrastania w wyobcowanie, kiedy ktoś zdaje sobie sprawę z tego, że strefa bezpieczeństwa nakreślona przez obyczaje i tradycje może być dla niego sferą opresji. I jest tu zarysowana droga bez możliwości zawrócenia. Z drugiej zaś strony – wszystko, co nieoczywiste i zapewne niezrozumiałe dla społeczeństwa tkwiącego w ustalonych hierarchiach wartości, będzie tu ukazywane gdzieś między poszczególnymi rodzinami. Tajemnica śmierci bohatera stanie się mnogością innych tajemnic. Nić porozumienia, ale i dramatycznych walk wewnętrznych nakreśli przestrzeń między jednym a drugim domem. Ciocie, wujkowie, kuzyni – każdy zacznie grać dla innych nieco odmienne role. A w tym wszystkim skryją się tęsknoty i dużo rozpaczy, którą po śmierci głównego bohatera Akwaeke Emezi bardzo sugestywnie ukazuje.
Jeśli traktować „Śmierć Viveka
Ojiego” przede wszystkim jak studium utraty czegoś wyjątkowego, to chyba
najpiękniejszą sceną jest przedstawienie aktu seksualnego, do którego dochodzi
między osobami najbliższymi dla tej już nieobecnej. To taka kompulsywna próba wskrzeszenia
kogoś, kto znajdzie się między płonącymi namiętnością ciałami. A namiętność ma zupełnie inny kierunek. Emezi
przedstawia nam świat młodych bohaterów, którym los odbiera komfort
doświadczania prawdziwej przyjaźni, bliskości i prawdziwego porozumienia. Tuż
obok mamy rodziców zmarłego – wizerunek starszego pokolenia uświadamiającego
sobie, jak fasadowa była dotychczasowa bliskość, jak fałszywie definiowane
porozumienie. Niezwykle wzruszająca książka, która opowiada historię
tragizmu tożsamości seksualnej, ale również panoramicznie obrazuje dramat
współistnienia z kostycznym społeczeństwem definiującym w zbyt oczywisty sposób
to, jak dany człowiek ma żyć i kim tak naprawdę być.