Wydawca: Wydawnictwo Harde
Data wydania: 12 października 2022
Liczba stron: 360
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 42,99 zł
Tytuł recenzji: Niejednoznaczności
Długo dręczyło mnie przekonanie, że zamykam ten rok bez lektury jakiejś ważnej książki. W końcu uświadomiłem sobie, że taką książką jest nowa powieść Anny Rozenberg. Znakomita autorka powieści kryminalnych wkroczyła w nowy i bardzo trudny rejon, jakim jest thriller psychologiczny. O tym, że jest to wyzwanie, przekonałem się sam jako autor. Byłem ciekaw, w jaki sposób Rozenberg wykorzysta rozdania i rozłoży akcenty oraz jak wyjdzie jej powieść o strachu – o tym, jak przerażającym brzemieniem może on być, kiedy życie to bezskuteczna ucieczka, choć przecież nie ma się już czego później bać… Rozpisując swą opowieść o tym, czego pokłosiem może stać się przemoc domowa, Anna Rozenberg stosuje kapitalny zabieg: umieszcza główne wydarzenia swojej powieści trzy dekady temu. Czyta się tę książkę z nieustającym przekonaniem, że przez te trzydzieści lat niewiele się w tej sferze zmieniło. Wciąż na nowo kolejne kobiety w milczeniu przeżywają domową gehennę. Za każdym razem przekonane, że ich doświadczenie przemocy jest mało istotne, a wrastając we wstyd, oswajają się z codzienną obecnością kata i ta opresja staje się po prostu nieodłączną częścią ich życia.
Tymczasem „Zawsze będziesz winna” nie skupi się na przedstawianiu oczywistych obrazów przemocy domowej albo opowiadaniu o znanych oraz rozumianych społecznie jej uwarunkowaniach. Nie będzie to kolejna książka opowiadająca przede wszystkim o krzywdzie, a także o tym, jak wciąż skandalicznie nieadekwatne są kary dla mężczyzn urządzających swym żonom i dzieciom piekło w rodzinnych domach. Rozenberg jest za inteligentna na jakieś proste schematy czy przewidywalne rozwiązania. Helen Harris w swej relacji z oprawcą przypominała mi momentami bohaterkę powieści „Dom węży” Mateusza Lemberga, ponieważ obrazowanie osaczenia oraz prób wydostania się z przerażającej matni miało całkiem podobny zarys w obu książkach. Jednak Anna Rozenberg nie da się nam spotkać z kobietą, której można jednoznacznie współczuć. Z kobietą, wobec której odczuwa się litość i od początku trzyma się kciuki za to, by pokonała mroczne wspomnienia, skoro nie była w stanie pokonać przed laty tyrana. Postać z tej książki jest chwilami przerażająco enigmatyczna. Z jej traumatycznego doświadczenia wydobywają się coraz bardziej nieoczywiste przeżycia, emocje, ale przede wszystkim motywacje. Te w życiu Helen Harris były bardzo różne. Dziś jako dojrzała kobieta może przestać się bać, lecz cały czas widzi ruinę swojego emocjonalnego świata. To, że lata doświadczeń zmieniły jej życie w ponurą wegetację pośród dławiących wyrzutów sumienia oraz skrywanej w sobie nienawiści. Ale także to, że sama stąpa po symbolicznym popiele z pożaru, w którym spaliły się okrutne doświadczenia, pamięć o nich, lecz również tożsamość bohaterki. Byłej policjantki, podwójnie rozczarowanej samą sobą matki, dziewczynki, a potem kobiety doświadczającej czegoś granicznego. Za tymi doświadczeniami może kryć się jedynie bolesna pustka. Jednakże Helen Harris to jedna z bardziej dynamicznych i zaskakujących postaci kobiecych w tym gatunku literackim. Zaczniemy bać się tego, co ona. To będzie lęk nie tylko o nią związany z jej wspomnieniami. Także ten, który wywołają w nas odkrywane tajemnice Helen. I bać się zaczniemy także jej.
Powieść ma znakomite otwarcie i unika tendencyjności właściwej temu gatunkowi. Nie ma zatem żadnej drastycznej introdukcji, nie ma zwłok (przynajmniej nie od razu), nie ma relacji z ostatnich chwil czyjegoś życia czy jakiejś enigmatycznej historii, która przykuwa uwagę między innymi dzięki atmosferze niedopowiedzeń. Tu również będzie tajemniczo, ale bardzo nietuzinkowo. Główna bohaterka zostaje uwięziona w laboratorium na walijskiej prowincji. Wpada w tę klatkę zupełnie nieświadoma zagrożenia. Ale też nie dzieje się z nią nic spektakularnego. Dzieje się jednak sporo wokół niej. Pełna półcieni atmosfera zamknięcia w miejscu, w którym przecież nie ma czego się bać, bo jest duże, skomunikowane ze światem i funkcjonalne, to dopiero początek ciekawych sposobów tworzenia thrillera psychologicznego w kontraście do schematu dominującego w gatunku.
Okazuje się, że to zamknięcie, które w zasadzie niczym nie zagroziło głównej bohaterce, otworzy historię przepełnioną dramatyzmem oraz nostalgią. Anna Rozenberg dobrze wie, jak zachować znakomite proporcje między jednym a drugim. Nie oszczędza zarówno Helen, jak i czytających o jej losach odbiorców. Po pewnym czasie staje się jasne, przez jakie piekło przechodziła bohaterka. Jakie potwory stanęły na jej drodze. Jak wiele zostało jej odebrane i jak niewiele otrzymała w zamian. A jednak najbardziej intrygujące są tajemnice samej Helen. Tego, kim była oraz kim się stała. Albo tego, za kogo się dzisiaj uważa. Tytułowe poczucie winy zrodziło się niezwykle wcześnie i naznaczyło jej życie na zawsze. Tylko że Helen Harris jest bierną ofiarą jedynie do pewnego momentu. W innym ktoś podejmuje z nią mroczną grę, której prologiem będą uwięzienie na noc w laboratorium i związane z tym zaskakujące zdarzenia.
„Zawsze będzie winna” to studium takiego rodzaju walki ze sobą, która połączy skomplikowaną traumę, pewien rodzaj zaburzeń osobowości i niezwykłą konsekwencję w działaniu. Będzie to również opowieść o tym, w jaki sposób wina łączy się z żałobą. Rozenberg jedynie punktuje zdarzenia z przeszłości, lecz te krótkie retrospekcje mówią czasem dużo więcej niż aktualna historia Helen. Kobiety, która w 1992 roku w Walii mierzy się z nieustannie dotykającym ją dramatem będącym doświadczeniem wielu kobiet – wtedy i dzisiaj. Myślę, że autorka chce przede wszystkim zwrócić uwagę na to, iż wciąż istnieją kobiety gotowe walczyć o normalne życie, życie bez upokorzenia oraz przemocy. Najlepiej zaś do tej walki motywuje je chęć zemsty. Plan, którego się trzymają, by pogrążyć kata oraz wyzwolić siebie. Czy to drugie na pewno będzie możliwe?
Anna Rozenberg świetnie konstruuje
tę książkę. Im więcej stron mamy za sobą, tym mniej wiemy. Albo nasze
przypuszczenia rozpadają się. U tej bardzo dobrej pisarki nie można mówić po
prostu o zwrotach akcji. Ona doskonale dba o każdy szczegół swojej opowieści i wprowadzając
zamieszanie właśnie wśród szczegółów, komplikuje fabułę i dezorientuje
czytających. Są tu zdarzenia pojawiające się w bardzo mglistym zarysie. Sporo
trzeba sobie dopowiedzieć, by być pewnym, kim naprawdę jest Helen i ku czemu
zmierza. Wiemy, że przeżyła tak bolesne doświadczenia, że z różnych powodów nie
jest w stanie normalnie funkcjonować. Nie może się odnaleźć w rolach, które
kiedyś były dla niej oczywiste. Pozostaje w przyjaźni z kobietą, która jest pewna,
że w pełni kontroluje swoje życie. Tymczasem u Rozenberg kobiety przekonane,
że coś kontrolują, stają się dramatycznie nieprzewidywalne. A wszystko pośród
przejmującego cierpienia, którego jest tu bardzo dużo i które stale przypomina
nam, że te opowieści to nie jest sama fikcja literacka. „Zawsze będziesz
winna” to jeden z tych thrillerów, które rzeczywiście trzymają w napięciu do
ostatniej strony, ostatniego zdania. Zdecydowanie wart poznania przez tych,
którzy szukają nietypowego rodzaju napięcia i zaskoczenia.