Wydawca: Edipresse
Książki
Data wydania: 31 stycznia 2017
Liczba stron: 184
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 39,90 zł
Tytuł recenzji: Poszukiwania sensu
Z ciekawością przyglądam się
dokonaniom Agnieszki Szygendy. To bardzo ciekawa autorka, która dotychczas decydowała się –
albo musiała decydować – na niszowych wydawców, w związku z tym nie została
bardziej dostrzeżona, a miała nam do powiedzenia kilka interesujących historii.
Używam czasu przeszłego, albowiem najnowsza powieść Szygendy mocno
rozczarowuje. Po dość wyrafinowanej i
intrygującej narracji „Kupię rękę” i po kolejnej książce, już nieco mniej
zaskakującej „Cienkiej granicy przyzwoitości”, otrzymujemy
właściwie zaczyn powieści, jakiś jej pospiesznie nakreślony szkic. Zżymałem
się nieco, gdy druga powieść autorki nie była wolna od dłużyzn, a po lekturze „Odnalezionego
po latach” pojawia się niedosyt, że to już wszystko, tylko tyle, że nie jest to
ani pogłębione, ani uwiarygodnione. Że to taka książka napisana trochę na
kolanie. Ma potencjał, ale tonie w kliszach i truizmach. Nie tyle nie opowiada
niczego oryginalnego, ile przede wszystkim zamyka nakreślane problemy w bardzo
przewidywalnych ramach.
Tym razem Szygenda
zdecydowała, że jej bohater będzie anonimowy. Cechami dystynktywnymi, które
mają go indywidualizować, są sytuacja zawodowa i rodzinna oraz specyficznie
ujmowana i dość ironicznie portretowana przez autorkę męskość. Mężczyzna z
najnowszej powieści zbliża się do pięćdziesiątki. Swoje urzędnicze życie
podporządkował kostycznym schematom, które ułatwiały przetrwanie każdego
kolejnego dnia. W ciągu jednego miesiąca rozpada się całe jego dotychczasowe
życie. Czy aby na pewno możemy mówić o rozpadzie, skoro bohater przytłoczony
trudnymi do zniesienia okolicznościami uświadamia sobie, że nigdy nie żył
naprawdę? Odchodzący w stronę matki syn daje kilka czytelnych sygnałów. Być
może nie odnalazł się w pobliżu ojca, bo ten nie spełnił jego oczekiwań.
Utracona praca to dodatkowy powód rozgoryczenia. Zwłaszcza gdy poświęciło się
jej całe życie zawodowe, a okazała się niewdzięczną kochanką. Szygenda do tej
triady nieszczęść dokłada jeszcze problemy zdrowotne. One chyba najmocniej
wpłyną na to, w jakim zawieszeniu znajdzie się jej bohater. Otrzymujemy klasyczną sytuację wyjściową
setek powieści – mężczyzna w średnim wieku rewidujący swoje dotychczasowe
dokonania i uświadamiający sobie z goryczą, że „bezpieczne ramy codzienności”
były tylko formą przetrwania, półżycia, tkwienia w uwarunkowaniach oraz
zależnościach. Z tego punktu wyjścia trzeba ruszyć dalej. Przyjrzeć się sobie
na nowo. Być może po raz pierwszy nawiązać dialog ze sobą. Odkryć swoje
pragnienia i potrzeby.
Banalność problematyki,
niestety, się pogłębia. Mężczyzna postanawia odmienić los, zmieniając miejsce
zamieszkania, nawyki, a nawet decydując się na używanie – groteskowo to
śmieszne – zwrotów uznanych dotychczas za niewłaściwe. W nowym miejscu odkrywa
pewną wojenną tajemnicę. Szygenda nie proponuje nam w narracji o okrucieństwach
drugiej wojny światowej jakiejś oryginalnej nuty czy przesłania. Mam wrażenie,
że ta wojna pojawia się w powieści, bo nawiązywanie do niej jest niezwykle
popularne. Sama przeszłość obcych ludzi, do których zbliża się bohater „Odnalezionego
po latach”, pozwala mu coraz dokładniej porządkować własne życie. Udaje mu się
uzyskać harmonię, a przede wszystkim zrozumieć, co jeszcze musi zrobić, co
może, a na co ma zwyczajną ochotę i nigdy nie realizował tak prostych pragnień.
Dramaturgia biografii tych, których istnienie po latach odkrywa, idzie w parze
z niwelowaniem jego dramatu egzystencjalnego. Stąd też dwie tonacje w tej
powieści – jedna idąca ku wyżynom teatralnego trochę dramatyzmu, druga
obrazująca emocjonalną flautę i to, w jaki sposób można się do niej zbliżyć.
Wspomniałem już o kategorii
męskości, którą Agnieszka Szygenda przedstawia w ciekawy i dwuznaczny sposób.
Jej mężczyzna jest mężczyzną niedocenionym i niedopieszczonym. Męskość
warunkują klasyczne relacje rodzinne oraz sposób, w jaki bohater jest
postrzegany przez otoczenie. To taka
męskość ograbiona z wyjątkowości, bycia tą pierwszą i najważniejszą, udręczona
brakiem pożądania płci przeciwnej i poszanowania ze strony innych. Rozpada się
uznawanie siebie za sprawcę i inicjatora wszelkich zdarzeń. Rzeczywistość staje
się chaosem, w którym można ukryć się za samotnością czy masturbacją.
Bohater książki musi odrodzić się niczym Feniks z popiołów, bo wszystkie
dotychczasowe kategorie porządkujące jego świat rozpadają się w mniejszym lub
większym stopniu. Agnieszka Szygenda portretuje człowieka, który zadaje pytania
o celowość doświadczonych porażek, ale przede wszystkim mężczyznę usiłującego
nadać sens życiu bez zobowiązań, rozpoznawalnych form, bez powinności i
odgrywanych zgodnie z oczekiwaniami ról. Mógłby to być początek pogłębionej
psychologicznie opowieści, która z dość wtórnego statusu życiowego bohatera
byłaby w stanie wykrzesać intrygującą psychodramę. Autorka „Kupię rękę” zamyka
swoją powieść równie szybko i kompulsywnie, jak ją zaczyna. Problem polega też
na tym, że ⅓
tekstu to drobiazgowa analiza stanu bylejakości, która niekoniecznie przykuje
uwagę. Na tyle, by skoncentrować ją na znalezisku w piwnicy i podążaniu śladem
tajemniczych postaci związanych z wydarzeniami wojennymi.
„Odnaleziony
po latach” to powieść o odsuwaniu od siebie prawdy i poszukiwaniu jakiejś
innej. Takiego substytutu, który pozwoli zapomnieć o znakach zapytania oraz
niepewności własnego życia. To także historia przemiany, za którą stoją empatia
i uważność obserwacji innych. Nieprzypadkowo bohater
spędza najbardziej atrakcyjną część swego życia w towarzystwie zupełnie mu
obcych ludzi, do których na co dzień konwenanse i ograniczenia nie pozwoliłyby
mu się zbliżyć. Modelowe katharsis, jakiego będziemy świadkiem, uwypukla wielokrotnie,
że jest to rzecz skreślona naprędce i dająca nadzieję na coś więcej. Znajdziemy
w niej elementy zaskoczenia, ale mimo wszystko pojawi się ryzyko tonięcia w
słowach, gestach, zdarzeniach i przesłaniach, które po prostu nie czynią
ciekawej literatury. Dlatego ta narracja Agnieszki Szygendy zagubiła gdzieś
dwuznaczności i drapieżność poprzednich książek. Może to nowy kierunek rozwoju
autorki. Szkoda tylko, że egzemplifikowany przez prozatorską próbkę możliwości,
nie nową powieść.