To bardzo smutna książka mimo tego, że podczas lektury wielokrotnie wybuchałem śmiechem. Komizm sytuacyjny i słowny kontrastuje z dramatem egzystencjalnej pustki, w jakiej znajdą się bohaterki (i bohater) tej niezwykłej opowieści. Dlaczego niezwykłej? Sztuką jest napisać o zwyczajnych ludziach, zwyczajnych troskach, prostych marzeniach i czarno – białym widzeniu świata z tak umiejętnie dobraną paletą słownych barw. Iskrzy się bowiem „Kieszonkowy atlas kobiet” fantazyjnie skomponowaną fabułą, przekonującymi i ironicznymi dialogami, a nade wszystko demaskatorską narracją, jaka ukazuje iluzje i pęknięcia świata codziennego stolicy, w której mieszkają nie tylko zaganiani pracownicy anglojęzycznych zawodów nastawionych na zysk i wyzysk wbici w garniturowe uniformy, ale także zwykli, szarzy, prości (trochę też prostaccy) ludzie, dla których ważne jest to, że przeżyło się kolejny dzień i to, że prawdopodobnie uda się przetrwać kolejny. Gdzie? Na obskurnym podwórku zapyziałej kamienicy, przy rozsypującym się straganie z tandetą, na brudnej ławce parkowej z obitą butelką po winie marki wino.
Ten specyficzny atlas nakreśla mapy mentalne i charakterologiczne ludzi, którzy mają jakieś prozaiczne marzenia i którym świat uniemożliwia ich realizację. I tak bazarowa Mańka chciałaby mieć dziecko, Maria Wachelberska święty spokój z demonami wojennej przeszłości, Marian Pawlikowski poczucie, iż jest potrzebny i adorowany w życiu, zaś dorastająca Marysia przyjaciółkę punkówę i świadomość tego, że ludzie naprawdę zwracają na nią uwagę. Cała ta czwórka zostanie sugestywnie sportretowana, aby w tle tego portretowania ukazać rysy charakterologiczne polskich kobiet, tak wielkich w swych wyobrażeniach o sobie i tak małych we własnych postępkach. Chutnik weźmie pod lupę polską kobiecość, ale przede wszystkim polską zawiść, zjadliwość, ksenofobię i złośliwość. Proste marzenia rozbiją się o bruk codzienności, a słowa opisujące paradę rozmaitych typów kobiet zderzą się z ich rzeczywistymi obrazami. Spójrzmy na cztery specyficzne Marie, aby przyjrzeć się, w jaki sposób jedną ścieżką semantycznych podobieństw można oddać wielość emocji i zdarzeń niekoniecznie kobiecego świata.
Pierwsza Maria to królowa. Królowa bazarowa oczywiście. Dodatkowo święta z drucianą aureolą własnego autorstwa. Zakompleksiona i porzucona przez wszystkich zdaje się cierpieć na atrofię emocji, jakie ożywają w niej jednak w momencie, w którym wygrzebany ze zlewu skrzep poronionego zarodka stanie się jej długo wyczekiwaną córką. To taka „Matka Wariatka z rozwianym włosem, bawiąca się w piaskownicy własnymi marzeniami”. Od niej można tylko uciekać. Dlatego też autorka w swym monologu powieściowym ucieknie do drugiej Marii. Sędziwa bohaterka jest żywym grobowcem, żyje z traumą wojennych doświadczeń i świadomością, że zawsze udawało jej się umknąć śmierci, a teraz musi ją odpędzać nożem trzymanym pod poduszką. Histeryczna rzeczniczka tych, którzy odeszli, sama dla siebie jest zagrożeniem. Mroczne widmo, które wegetuje. „Umarła za wszystkich ludzi, którzy zginęli na wojnie. Umarła, żyjąc nadal. Jak błąkająca się dusza bez możliwości zaznania spokoju”. Chutnik zostawia ją w piwnicy kamienicy i nie patrząc na agonię zabiera nas na spotkanie z trzecią Marią, a właściwie Marianem. Człek ten to złota rączka, hafciarz i krawiec, adorowany przez kobiety, ale przez żadną nie usidlony małżeńskim węzłem. Szykowny i elegancki „paniopan” ma takie same problemy z własną tożsamością, jak otoczenie z zaakceptowaniem go w pełni takim, jaki jest. Kiedy Marian dzielnie obroni się przez zakusami takiego, co to myśli, że on mężczyzn lubi, powędrujemy do świata małej kontestatorki, makabrycznie figlarnej Marysieńki, która zabija wzrokiem, wpycha gumy i żelowe misie do zamków i otworów w bankomatach, a nade wszystko stale kpi i wyszydza świat, w jakim nie jest w stanie się odnaleźć. Marysia ma powody do ustawicznej walki z rzeczywistością w jej mniemaniu skutecznymi sposobami. Jej pragnienia? „Choćby na chwilę poprzestawiać cały świat, wrzucić ziarenko do bezbłędnej maszyny. Niech coś się dzieje, niech się wszyscy obudzą, niech na chwilę zatrzymają”. I ta oto Marysia doprowadzi do finałowej katastrofy, która nadać może całej opowieści dodatkowego znaczenia.
Brawa za odwagę i brawa za dociekliwość. Brawa za zabranie głosu w imieniu tych, za których jeszcze tak sugestywnie się nie wypowiadano i brawa za to, że choć ten literacki atlas jest typowo babskim gadaniem, nie jest to gadanie nużące, a wręcz przeciwnie – nastraja i zmusza do refleksji. Nie tylko o typach kobiet.
Korporacja Ha!Art, 2008