Do serii „Ze Strachem” Wydawnictwa Czarne podchodziłem z dużym dystansem. Uprzedzony do powieści kryminalnych, sięgnąłem po książkę Jana Seghersa ze sporym sceptycyzmem, ale dość szybko przekonałem się, że mam do czynienia z naprawdę przewrotną i pasjonującą powieścią, która trzyma w napięciu od pierwszych do ostatnich stron. Fakt, tego typu truizmy można pisać o większości dobrych kryminałów. „Zbyt piękna dziewczyna” jednak nie jest tylko i wyłącznie powieścią kryminalną. To poruszająca opowieść, która każe zastanowić się nad tym, czy piękna należy się bać. To także książka, w jakiej Seghers portretuje tajemniczą femme fatale, wokół której koncentrować się będą najważniejsze wydarzenia. Autor od początku daje do zrozumienia, iż opowiadana historia nie będzie jedynie sensacyjną intrygą, gdzie trup ściele się gęsto, a dzielny policjant walczy ze złem na wszystkie możliwe sposoby. Jest w tej opowieści wiele ciepła, a tytułowa bohaterka to postać tak samo niejednoznaczna, jak niejednoznaczne wydają się u Seghersa motywy postępowania zarówno tych złych, jak i dobrych.
W kwietniu 1999 roku w wypadku samochodowym giną trzy osoby. Okazuje się, że zdarzenie było tak naprawdę zaplanowanym samobójstwem. W wypadku ginie ojciec, matka i jedno z dzieci. Jakiś czas potem do domu madame Fouchard przybywa tajemnicza dziewczyna. Manon zachowuje się jak dzikuska. Olśniewa urodą. Wydaje się nie pamiętać, kim jest i jak się znalazła u kobiety. Szybko zdobywa sympatię otoczenia i miłość niejakiego Jean-Luca Giroda. Kiedy jej opiekunka niespodziewanie umiera, Manon rusza w samotną podróż. Wsiada do samochodu z obcymi mężczyznami i odjeżdża w nieznanym kierunku. Po jakimś czasie Frankfurtem wstrząsa wiadomość o brutalnej śmierci młodego człowieka, którego zaszlachtowano w podmiejskim lesie. Okazuje się, że zwłoki Bernda Funkego nie są jedynymi. Co wspólnego z tą tajemniczą sprawą miała Manon? Czy kobieta ma związek z tym morderstwem i kolejnym, które ponownie zaszokuje opinię publiczną? Co się stało po tym, kiedy Manon wsiadła do samochodu z trzema mężczyznami i czy faktycznie nie wie, kim jest?
Sprawę tę przejmuje główny bohater powieści, komisarz Robert Marthaler. Postać przypomina innego, znanego już czytelnikom powieściowego detektywa, Kurta Wallandera. Trudno jednoznacznie określić, w jakim stopniu Seghers wzorował się na powieściach Henniga Mankella, jednak faktem jest, iż tworzy bliski autorowi „Zapory” wizerunek poczciwego policjanta, który nie jest wolny od trosk i który wzbudza sympatię tym, iż czasami bywa nieporadny, zmaga się sam ze sobą, nie jest klasycznym przykładem dzielnego obrońcy porządku. Kurt Wallander i Robert Marthaler są rzeczywiście sobie bliscy. Zbliżony wiek, podobne problemy, to samo ciepło i serdeczność, jakie z nich emanują. Skandynawskiego detektywa opuszcza żona, Marthaler od piętnastu lat nie może się pogodzić ze śmiercią swojej. Obaj są samotni i obaj próbują się przed tą samotnością bronić. Obaj także są policjantami z krwi i kości, którym nieobcy jest zły humor o poranku, złość, bezsilność i zagubienie. Porównania do twórczości Mankella mogą być o tyle na wyrost, że Jan Seghers tworzy mimo wszystko autonomicznego i prawdziwego bohatera, którego poczynania śledzi się z zapartym tchem. Marthaler dość szybko zaczyna się orientować, że za sprawą śmierci Funkego kryje się coś więcej niż na początku wskazują na to materiały dowodowe. Wraz ze sztabem zaufanych ludzi zbliża się do rozwikłania zagadki, choć nieraz będzie zmuszony mierzyć się z własną bezradnością wobec faktów, które go przerosną.
Warto zwrócić uwagę, że dodatkowym, niemym bohaterem „Zbyt pięknej dziewczyny” jest Frankfurt nad Menem. W tym mieście rozegra się większość zdarzeń, to miasto także będzie bardzo dokładnie portretowane przez Seghersa. To z jednej strony miejsce przygnębiające, od którego chce się uciec i które męczy. Z drugiej strony Marthaler darzy Frankfurt dużym sentymentem, a sam autor składa miastu swoisty hołd na kartach powieści. Poznajemy je z topograficzną dokładnością. Jest też na nowo odkrywane. Przez czytelników i przez samego Marthalera.
Najważniejsza w tej opowieści jest jednak Manon. Uosobienie piękna. Czarująca i tajemnicza. Fascynująca i przerażająca jednocześnie. Odcina się od świata, bo świat był dla niej okrutny. Marthaler mówi, iż jest tak piękna, że wzbudza współczucie. Co tak naprawdę symbolizuje? Do czego zmierza autor, każąc nam od pierwszych stron zastanawiać się nad tym, co stanie się z Manon? Myślę, że niejednoznaczność tej kobiety idzie w parze z niejednoznacznością całej opowieści o frankfurckich zbrodniach. Jak wspomniałem na wstępie, nie będziemy mieć u Seghersa do czynienia z typowym kryminałem. Ta mroczna historia obfituje w wiele nieoczekiwanych zwrotów akcji, ale bliżej jej do pasjonującej powieści społeczno-obyczajowej. Zresztą z określeniem przynależności gatunkowej tej książki jest taki sam problem jak z określeniem tego, kim naprawdę jest tajemnicza, zbyt piękna Manon…
Wydawnictwo Czarne, 2009
W kwietniu 1999 roku w wypadku samochodowym giną trzy osoby. Okazuje się, że zdarzenie było tak naprawdę zaplanowanym samobójstwem. W wypadku ginie ojciec, matka i jedno z dzieci. Jakiś czas potem do domu madame Fouchard przybywa tajemnicza dziewczyna. Manon zachowuje się jak dzikuska. Olśniewa urodą. Wydaje się nie pamiętać, kim jest i jak się znalazła u kobiety. Szybko zdobywa sympatię otoczenia i miłość niejakiego Jean-Luca Giroda. Kiedy jej opiekunka niespodziewanie umiera, Manon rusza w samotną podróż. Wsiada do samochodu z obcymi mężczyznami i odjeżdża w nieznanym kierunku. Po jakimś czasie Frankfurtem wstrząsa wiadomość o brutalnej śmierci młodego człowieka, którego zaszlachtowano w podmiejskim lesie. Okazuje się, że zwłoki Bernda Funkego nie są jedynymi. Co wspólnego z tą tajemniczą sprawą miała Manon? Czy kobieta ma związek z tym morderstwem i kolejnym, które ponownie zaszokuje opinię publiczną? Co się stało po tym, kiedy Manon wsiadła do samochodu z trzema mężczyznami i czy faktycznie nie wie, kim jest?
Sprawę tę przejmuje główny bohater powieści, komisarz Robert Marthaler. Postać przypomina innego, znanego już czytelnikom powieściowego detektywa, Kurta Wallandera. Trudno jednoznacznie określić, w jakim stopniu Seghers wzorował się na powieściach Henniga Mankella, jednak faktem jest, iż tworzy bliski autorowi „Zapory” wizerunek poczciwego policjanta, który nie jest wolny od trosk i który wzbudza sympatię tym, iż czasami bywa nieporadny, zmaga się sam ze sobą, nie jest klasycznym przykładem dzielnego obrońcy porządku. Kurt Wallander i Robert Marthaler są rzeczywiście sobie bliscy. Zbliżony wiek, podobne problemy, to samo ciepło i serdeczność, jakie z nich emanują. Skandynawskiego detektywa opuszcza żona, Marthaler od piętnastu lat nie może się pogodzić ze śmiercią swojej. Obaj są samotni i obaj próbują się przed tą samotnością bronić. Obaj także są policjantami z krwi i kości, którym nieobcy jest zły humor o poranku, złość, bezsilność i zagubienie. Porównania do twórczości Mankella mogą być o tyle na wyrost, że Jan Seghers tworzy mimo wszystko autonomicznego i prawdziwego bohatera, którego poczynania śledzi się z zapartym tchem. Marthaler dość szybko zaczyna się orientować, że za sprawą śmierci Funkego kryje się coś więcej niż na początku wskazują na to materiały dowodowe. Wraz ze sztabem zaufanych ludzi zbliża się do rozwikłania zagadki, choć nieraz będzie zmuszony mierzyć się z własną bezradnością wobec faktów, które go przerosną.
Warto zwrócić uwagę, że dodatkowym, niemym bohaterem „Zbyt pięknej dziewczyny” jest Frankfurt nad Menem. W tym mieście rozegra się większość zdarzeń, to miasto także będzie bardzo dokładnie portretowane przez Seghersa. To z jednej strony miejsce przygnębiające, od którego chce się uciec i które męczy. Z drugiej strony Marthaler darzy Frankfurt dużym sentymentem, a sam autor składa miastu swoisty hołd na kartach powieści. Poznajemy je z topograficzną dokładnością. Jest też na nowo odkrywane. Przez czytelników i przez samego Marthalera.
Najważniejsza w tej opowieści jest jednak Manon. Uosobienie piękna. Czarująca i tajemnicza. Fascynująca i przerażająca jednocześnie. Odcina się od świata, bo świat był dla niej okrutny. Marthaler mówi, iż jest tak piękna, że wzbudza współczucie. Co tak naprawdę symbolizuje? Do czego zmierza autor, każąc nam od pierwszych stron zastanawiać się nad tym, co stanie się z Manon? Myślę, że niejednoznaczność tej kobiety idzie w parze z niejednoznacznością całej opowieści o frankfurckich zbrodniach. Jak wspomniałem na wstępie, nie będziemy mieć u Seghersa do czynienia z typowym kryminałem. Ta mroczna historia obfituje w wiele nieoczekiwanych zwrotów akcji, ale bliżej jej do pasjonującej powieści społeczno-obyczajowej. Zresztą z określeniem przynależności gatunkowej tej książki jest taki sam problem jak z określeniem tego, kim naprawdę jest tajemnicza, zbyt piękna Manon…
Wydawnictwo Czarne, 2009
2 komentarze:
Jarek znów mnie zaskoczyłeś. Ty chwalący kryminał? Czy świat już do szczętu zgłupiał ;) W każdym razie piszę się na Pana Seghersa przy jakieś tam okazji, OK? :-)
Chwaliłem już taki jeden islandzki. Moje czytelnicze zainteresowania są szersze, niż myślisz :-)
Prześlij komentarz