Wydawca: W.A.B.
Data wydania: 2 września 2020
Liczba stron: 304
Przekład: Jerzy Kozłowski
Oprawa: twarda
Cena det.: 49,99 zł
Tytuł recenzji: Przesadny artyzm
Jestem bardzo rozczarowany tą powieścią. To znakomity przykład tego, jak proza artystyczna może zjadać własny ogon. Zaplanowana i przemyślana struktura tej książki, która świadomie odchodzi od linearności, staje się jednocześnie męczącym kolażem tematów, motywów, opisów sytuacji i nieco nadmuchanych poetycko fragmentów, w których rzeczywistość ma nabrać wyjątkowego wymiaru – podobnie jak przeżycia bohaterów. Zwłaszcza znajdującego się w poczekalni śmierci wiekowego pacjenta domu opieki. Granicę między życiem a umieraniem Ali Smith wykorzystuje w trochę pretensjonalny sposób. Sam pomysł na to, by rzecz miała charakter kolażu, nie jest niczym złym i bardzo przykuwa uwagę. Do momentu, w którym okazuje się, że „Jesień” nie chce o niczym opowiedzieć. Ma być powieścią sugestii i domysłów. Mogłoby to być ciekawe, ale narracja jest nieprzekonująco skomponowana. Zbyt zawiła w swojej symbolice i nazbyt oczywista, kiedy mówi dosadnie o życiu w Szkocji tuż po referendum brytyjskim, które spolaryzowało opinię społeczną i usankcjonowało przejawy agresywnej ksenofobii.
Nie mogę zrozumieć niezwykłości najważniejszych bohaterów, ich relacji. Mam wrażenie, że w tym zakresie wszystko jest dosyć koturnowe, niesamowitość nadęta, a wrażenie obcowania z niezwykłymi ludźmi może być przede wszystkim efektem sprytnej manipulacji twórczej. I frazy, która pięknie zwodzi, opisując tych ludzi oraz to, co ich połączyło. Sportretowany fragmentarycznie David Gluck ze swoim wiele mówiącym nazwiskiem otrzymuje charyzmę, której usankcjonowania tu nie widzę. Porywa wyobraźnię nastolatki i gra z nią w opowiadanie świata na bazie starych historii. Zabieg trochę przypominający jedno z oczywistych ćwiczeń pisania twórczego w szkole podstawowej. Ali Smith czyni jednak z Davida nie tyle mentora, ile przede wszystkim przewodnika po świecie innego obrazowania, który zwraca uwagę na mnogość znaczeń słów, ukazuje ich twórczą siłę, lecz przede wszystkim chce malarsko opowiedzieć świat, który on zna bardzo dobrze, a jego młodziutka przyjaciółka dopiero nazywa. Autorka nadaje bohaterowi status nieobecnego, a jego sylwetkę odkrywamy w tym, jak myśli i rozumie świat Elisabeth – dziś już trzydziestodwuletnia, dojrzała i pewna swego kobieta. Wynoszenie Glucka do rangi bohatera, który stwarza świat i go uczy, jest mało wiarygodne. Ta relacja jest oczywiście specyficzna, ale poza czytelnymi kontrastami, które ją zdominują i będą chciały ją pokazać w twórczy sposób, nie ma u Smith niczego naprawdę nadzwyczajnego. Ale są ambicje, by pokazać tę dwójkę wyjątkowo oryginalnie. David jest dla mnie papierowy. Nie przemawia, nie przejmuje. Właściwie tak naprawdę go nie ma – jak by to sugerowała sytuacja ciągłego snu, podczas którego Gluck przechodzi w wyobraźni coraz to nowe metamorfozy.
Postać Elisabeth to także zbiór luźno powiązanych fantazji o roli życia i sztuki. Jej rzeczowość – skonfrontowana z dosadnością działania instytucji, z jakimi musi się mierzyć bohaterka, a te zmagania są chyba najciekawsze w powieści – łączy się tu z pojęciem poszukiwania wewnętrznej wolności oraz z feminizmem. Nawiązanie do niego staje się dydaktyczne, kiedy z powieści wyłaniają sie fascynujące, aczkolwiek niekoniecznie dobrze tu wpasowane losy Pauline Boty – artystki wbijającej się w świat brytyjskiej bohemy tak mocno przesiąkniętej testosteronem i uprzedzeniami. Mała Elisabeth stara się być bardzo racjonalna, kiedy jako trzynastolatka zaznacza: „Nie ma sensu tworzyć świata, skoro istnieje już ten prawdziwy”. A jednak David zakwestionuje to stwierdzenie, życie bohaterki zaś stanie się ciągłymi poszukiwaniami. Przyznam, że trochę się w nich pogubiłem. Elisabeth ma być odpowiedzialna za zbyt wiele tez i sugestii naraz.
Należy oczywiście odczytać „Jesień” jako narracyjny komentarz do świata, w którym zamiera dialog. Brexit staje się faktem i ludzie wokół przestają się komunikować. Powieść Smith ma być w założeniu wielogłosem i ma ukazać pewien chaos, jednak zamierzenie autorki chyba się nie udało, bo bardzo łatwo i bardzo szybko można się po prostu w „Jesieni” zagubić. I naprawdę trudno powiedzieć, ile w tej książce publicystycznego głosu, ile wnikliwej obserwacji rzeczywistości, w której gubi się społeczeństwo, a ile wtórnej dość i powtarzalnej opowieści o tym, czym ma być ludzka pamięć, czym zapominanie i jak jedno z drugim tworzy niespotykaną wrażliwość. Oraz daje narzędzia do tego, by zajrzeć w głąb siebie dużo bardziej świadomie, czego nie potrafi już uczynić zantagonizowane i zagubione po referendum społeczeństwo.
Chciałem jeszcze zbliżyć się do Szkocji i trochę jej w tej książce odnaleźć. Tu także spore rozczarowanie. Malarskie opisy będą dotyczyć głównie krajobrazów emocjonalnych. Z półcieni wydobywa się ciekawie relacja między Elisabeth a jej matką, jednak mam wrażenie, że i pomysł nakreślenia tego, kim się dla siebie nawzajem stają, też nie wypalił, bo tym razem było zbyt dosadnie. Stąd moje przekonanie, że Ali Smith trochę gubi się w tym, kiedy chce być metaforyczna, a kiedy dosłowna. Cała ta opowieść skupia w sobie spektrum problemów i dylematów, które mogłyby być treścią opasłego tomu, i jeżeli część z nich autorka przeniesie do kolejnych powieści cyklu, to na pewno z korzyścią dla nich. Jakkolwiek nurtujące może być pytanie, czy zaprezentowany tematyczny i stylistyczny chaos jest świadomą introdukcją do dalszych opowieści, to jednak „Jesień” nie wywołuje mojej chęci, by czytać następne książki tej pisarki.
Najbardziej intryguje
wielowarstwowy obraz samotności w tej książce, bo to przecież narracja czasu
smutku i czasu wyobcowania, do którego dochodzi z różnych powodów. Samotność
Davida jest enigmatyczna, samotność Elisabeth to pokłosie jej życiowych
wyborów. I tu pojawia się pytanie o to, czy potraktować „Jesień” jako powieść
smutną, melancholijną, czy tylko silącą się na to, by w tonacji blue opowiadać
o sprawach dość oczywistych – o ludzkiej bezradności wobec życia i o tym, jak
to życie nabiera barw i kształtów dzięki naszej wyobraźni. Jaką w tym rolę
odgrywa sztuka, czym jest uważna lektura książek czy nietuzinkowe spoglądanie
na obrazy. Ali Smith nie tyle zmarnowała potencjał, ile przede wszystkim za
bardzo skomplikowała formalnie tę powieść. Za dużo punktowania, które najpierw
staje się wyzwaniem czytelniczym, ale w ostatecznym rozrachunku jednak męczy.
Konia z rzędem temu, kto kilka miesięcy po lekturze będzie w stanie powiedzieć,
o czym „Jesień” była. Zostają w pamięci pojedyncze obrazy, bo też pisarka chce
oddziaływać językiem i wizją w obrębie kilku stron, nie całości książki.
Obawiam się jednak, że nie odnalazłem się w tej artystycznej łamigłówce – być
może dlatego, że składa się ze zbyt wielu elementów, a część z nich, po uważnym
przyjrzeniu się, spycha tę narrację niebezpiecznie w stronę truizmów opisanych
pięknymi słowami.
1 komentarz:
Jak to dobrze, że trafiłam na Pańska recenzję, bo już się obawiałam, że tylko ja mam takie odczucia. Sięgnęłam po książkę polecaną w wielu miejscach jako „znakomita”, „fenomenalna” czy „nietuzinkowa”. No i rzeczywiście jest nietuzinkowa. Czytałam ją z mocnym postanowieniem, że dobrnęła do końca, bo przecież z pewnością pojawiające się wątki zostaną rozwinięte, historia okaże się spójna i będę zachwycona jak pozostali. No nic z tych rzeczy. Zmęczyłam się bardzo czytając „Jesień”. Po skończeniu książki zrobiłam maly research dotyczący malarki, opisywanej afery politycznej i jej uczestników łudząc się, ze może to mi jakoś pomoże zrozumieć autorkę i jej zamysł. Niestety to tez nie pomogło. Myślę, że pozostałe pory roku odłożę na półkę, bo życie jest za krótkie żeby czytać słabe książki. Pozdrawiam serdecznie
Prześlij komentarz