Księga Rodzaju w starszej opowieści informuje nas o tym, że kobieta powstała z żebra mężczyzny. Nowsza tradycja mówi o tym, że oboje zostali stworzeni przez Boga szóstego dnia. Doris Lessing natomiast zabawia się w ironicznego demiurga i próbuje udowodnić, że początkiem rodu mężczyzn były kobiety, że to kobiety są silniejsze, mądrzejsze i to one stworzyły nowy płciowy byt na swoje podobieństwo. Wyszła jej z tego antropologiczna bujda, której przesłanie jest tak samo niejednoznaczne, jak anonimowi bohaterowie – dzieworodne pramatki i ich ułomni synowie, którym Lessing posyła uśmiech pełen pobłażliwości. Nie piszę o tej książce krytycznie jako obrażony samczyk, któremu nie podoba się to, jak noblistka portretuje początki rozwoju przedstawicieli płci brzydkiej. Piszę o „Szczelinie” krytycznie, bo to po prostu nie jest dobra książka, a fantasmagoryczny epos o prapoczątkach ludzkości jest dość kiepsko fabularnie skonstruowaną opowieścią, przy której niejednokrotnie można zwyczajnie ziewnąć.
Opowieść o kobietach i mężczyznach uwikłanych w sieci pierwotnych zależności snuje mieszkaniec starożytnego Rzymu, historyk próbujący odtworzyć w jego przekonaniu barwną i intrygującą historię Szczelin i Potworów. Szczeliny przez całe życie rodzą się i umierają w świecie, w którym rządzą nimi dość prymitywne prawa wspólnoty plemiennej z rytualnymi zabójstwami na czele. Kobiety są samowystarczalne, mają swój własny świat, a pełnia harmonii ich żywota zostaje zniszczona w momencie, kiedy na świat przyjdzie pierwszy przedstawiciel płci odmiennej. Koszmarny noworodek zapoczątkuje apokalipsę spokojnego życia Szczelin. Oto bowiem mężczyźni – Potwory i Tryskacze, jak nazywa ich autorka – w dość krótkim czasie znajdą sposób na to, jak przetrwać w okrutnym dla nich świecie kobiet, a potem z dziką satysfakcją zaczną wabić do swojego świata Szczeliny, które odczują, jak bardzo potrzebni im są do życia ci, bez których bardzo długo ich życie się toczyło. Chociaż płeć męska od początku pokazywana jest w tej opowieści jako ta gorsza, jest w spojrzeniu na męskie "potwory" dużo serdeczności autorskiej ocierającej się niestety o mało wysublimowaną rubaszność. Satyryczna i rubaszna jest ta książka jednocześnie. Jest zaplątanym ciągiem zmyśleń, o których po prostu nie chce się już w pewnym momencie lektury czytać.
„Szczelina” wychodzi jednak naprzeciw współczesnym teoriom równouprawnienia i wspólnego decydowania o kształcie życia społecznego. Pośrednie i bezpośrednie nawiązania do maskulizmu czynią z książki Lessing lekturę społecznie zaangażowaną, choć nie do końca chyba przemyślaną. Mamy tutaj bowiem niejednoznaczność obrazu mężczyzny, mamy szereg mniej lub bardziej przekonujących rozważań o tym, dlaczego istnieje nierówność między płciami i jak można ją zniwelować. Mamy także nakreślony z epickim rozmachem obraz kształtowania się pierwotnej rodziny, wspólnoty, więzi tak silnych, jak silne jest napięcie narracyjne tworzone w poszczególnych historiach o wzajemnej koegzystencji kobiet i mężczyzn. Mamy to wszystko, ale… nie mamy pazura zjadliwej ironii i uszczypliwości, bo ta książka – w zamierzeniu dyskusyjna – nie skłania do żadnych głębszych rozmyślań o niejednoznacznej roli płci w kontekście społeczeństwa i kultury. Z takim potencjałem i takim startem fabularnym ta książka powinna dotknąć do żywego zarówno kobiety, jak i mężczyzn. Nie dotyka nikogo, bo przypomina babcine bajania przy kominku, w których oczywiście wszystko skończy się dobrze.
Tutaj kończy się nijak, bo to nijaka książka. Ciekawy zamysł i intrygująca poza autorska w patrzeniu na odwieczne problemy płciowości i tożsamości seksualnej. Niestety, mamy szereg zupełnie niewykorzystanych pomysłów w opowieści o pramatkach i praojcach, którzy nie rozumieli roli, jaką mieli spełnić dla przyszłych pokoleń.
Rozumiem, iż Lessing chciała sobie pogawędzić o tym, co od wieków frapuje ludzkość. Gawęda to jednak mało żywa, trudna do przeniknięcia i w gruncie rzeczy dość przygnębiająca. Albo może nie przyjrzałem się jej tak, jakby tego chciała autorka. W końcu to ona – kobieta jest demiurgiem słowa, a ja – mężczyzna próbuję tylko nieudolnie to słowo odczytać.
Wydawnictwo Świat Książki, 2008
Opowieść o kobietach i mężczyznach uwikłanych w sieci pierwotnych zależności snuje mieszkaniec starożytnego Rzymu, historyk próbujący odtworzyć w jego przekonaniu barwną i intrygującą historię Szczelin i Potworów. Szczeliny przez całe życie rodzą się i umierają w świecie, w którym rządzą nimi dość prymitywne prawa wspólnoty plemiennej z rytualnymi zabójstwami na czele. Kobiety są samowystarczalne, mają swój własny świat, a pełnia harmonii ich żywota zostaje zniszczona w momencie, kiedy na świat przyjdzie pierwszy przedstawiciel płci odmiennej. Koszmarny noworodek zapoczątkuje apokalipsę spokojnego życia Szczelin. Oto bowiem mężczyźni – Potwory i Tryskacze, jak nazywa ich autorka – w dość krótkim czasie znajdą sposób na to, jak przetrwać w okrutnym dla nich świecie kobiet, a potem z dziką satysfakcją zaczną wabić do swojego świata Szczeliny, które odczują, jak bardzo potrzebni im są do życia ci, bez których bardzo długo ich życie się toczyło. Chociaż płeć męska od początku pokazywana jest w tej opowieści jako ta gorsza, jest w spojrzeniu na męskie "potwory" dużo serdeczności autorskiej ocierającej się niestety o mało wysublimowaną rubaszność. Satyryczna i rubaszna jest ta książka jednocześnie. Jest zaplątanym ciągiem zmyśleń, o których po prostu nie chce się już w pewnym momencie lektury czytać.
„Szczelina” wychodzi jednak naprzeciw współczesnym teoriom równouprawnienia i wspólnego decydowania o kształcie życia społecznego. Pośrednie i bezpośrednie nawiązania do maskulizmu czynią z książki Lessing lekturę społecznie zaangażowaną, choć nie do końca chyba przemyślaną. Mamy tutaj bowiem niejednoznaczność obrazu mężczyzny, mamy szereg mniej lub bardziej przekonujących rozważań o tym, dlaczego istnieje nierówność między płciami i jak można ją zniwelować. Mamy także nakreślony z epickim rozmachem obraz kształtowania się pierwotnej rodziny, wspólnoty, więzi tak silnych, jak silne jest napięcie narracyjne tworzone w poszczególnych historiach o wzajemnej koegzystencji kobiet i mężczyzn. Mamy to wszystko, ale… nie mamy pazura zjadliwej ironii i uszczypliwości, bo ta książka – w zamierzeniu dyskusyjna – nie skłania do żadnych głębszych rozmyślań o niejednoznacznej roli płci w kontekście społeczeństwa i kultury. Z takim potencjałem i takim startem fabularnym ta książka powinna dotknąć do żywego zarówno kobiety, jak i mężczyzn. Nie dotyka nikogo, bo przypomina babcine bajania przy kominku, w których oczywiście wszystko skończy się dobrze.
Tutaj kończy się nijak, bo to nijaka książka. Ciekawy zamysł i intrygująca poza autorska w patrzeniu na odwieczne problemy płciowości i tożsamości seksualnej. Niestety, mamy szereg zupełnie niewykorzystanych pomysłów w opowieści o pramatkach i praojcach, którzy nie rozumieli roli, jaką mieli spełnić dla przyszłych pokoleń.
Rozumiem, iż Lessing chciała sobie pogawędzić o tym, co od wieków frapuje ludzkość. Gawęda to jednak mało żywa, trudna do przeniknięcia i w gruncie rzeczy dość przygnębiająca. Albo może nie przyjrzałem się jej tak, jakby tego chciała autorka. W końcu to ona – kobieta jest demiurgiem słowa, a ja – mężczyzna próbuję tylko nieudolnie to słowo odczytać.
Wydawnictwo Świat Książki, 2008
3 komentarze:
Odbiór 'Szczeliny' zależy od płci czytelnika. Jestem Kobietą i ta książka była dla mnie objawieniem.
Z pewnością nie jestem obiektywna,ale moim zdaniem jest to książka udana.
Na pewno płciowość ma jakieś znaczenie w odbiorze tej powieści. Nie wydaje mi się jednak, aby było to znaczenie kluczowe. Starałem się potraktować tę książkę rzetelnie jako podmiot analizy krytycznoliterackiej. Nie kwestionuję opinii, że to książka udana. Cieszę się, że Pani ją przeżyła i zechciała dać tutaj sygnał tego przeżycia.
Książkę nieźle się czyta, jestem kobietą i uważam że Lessing sięgnęła do ciekawego problemu początków kształtowania się poczucia własnej płci. Niestety ostanie 50 stron nieco rozczarowuje i nuży; jakby autorka nagle straciła pomysł na to, co dalej i jak powieść zakończyć.
Prześlij komentarz