Młodzi, gniewni, zbuntowani.
Uciekają już od dawna, od piętnastych urodzin. Dwójka bliźniaków, którzy oddają
się chwili. Emocjom. Poświęcają całą energię i czas na to, by być przeciw
czemuś. On ze Smithem &Wessonem 44, ona dzierżąca w dłoni Colta Pythona
357. Nie przebierają w środkach. Walczą do upadłego. Uciekają, bo nie ma
niczego pewnego. Zabijają, bo zabija ich tak naprawdę żądza życia. Gorącego. Z
rwanym oddechem, plamami potu na twarzy, ze śladami krwi na ubraniu. Oto
bandyci Rodriguez – Richardo i Rosita. Nienawidzą wymiaru sprawiedliwości i
mają to po dziadku. Żyją chwilą, w której mogą być panami siebie i swoich
ofiar. Kradną, mordują, podróżują po Meksyku.
Mocne są okładkowe
nawiązania do bohaterów Kerouaca czy Penna. Richardo i Rosita nie mają chyba
tyle charyzmy. Bliżej im do meksykańskich „urodzonych morderców”, choć nie mają
„parcia na szkło”, ale zabijają tym chętniej, im bardziej to spektakularne. To właśnie
bohaterowie nowej książki Łukasza Gołębiewskiego. Autora, który poza Tomaszem
Piątkiem, pisze i wydaje w takim tempie, iż czasem nie da się ogarnąć
wszystkiego. Warto jednak ogarnąć tę meksykańską opowieść o cynikach,
zgorzkniałych hedonistach; dzikich ludziach, dla których zabijanie to
oddychanie i którzy żyją nieraz już darowanym wcześniej życiem, którego nie
doceniają. Pewna jest bowiem śmierć, nie życie. Dużo zaś ciekawsze od śledzenia
spektakularnej ucieczki przed wymiarem sprawiedliwości będzie w tej książce
czytanie retrospekcji, dzięki którym zrozumiemy być może, dlaczego Richardo i Rosita
są, jacy są.
Zacznijmy od niej, bo to ona
w dniu narodzin ujrzała świat pierwsza; jeszcze zanim wyszedł za nią z łona
matki brat, nad którym stale sprawowała opiekę mimo tego, iż już jej potem nie
potrzebował. Rosita jest postacią barwniejszą nie tylko dlatego, że prowadzi
pojazdy mechaniczne, strzela na zawołanie, morduje i grabi bez większej
refleksji. To tylko pozornie osoba nastawiona na „być” zamiast „rozumieć”.
Przedstawia siebie następująco: „Nie kocham życia, jest mi obojętne, kiedy i
jak umrę, ale kocham chwile, w których czuję, że pomimo zmienności losu panuję
nad sytuacją, że sama wybieram, gdzie postawię następny krok”. Zmierza ku
śmierci i jest tego świadoma, bo tak naprawdę tylko ona ją czeka, a ciąg
zdarzeń do dnia, w którym odejdzie, ma ją tylko stymulować do działania. Choć
rabuje, pieniądze i dobra materialne ma gdzieś. Dla Rosity liczy się szybkość,
muzyka i przygoda. Świetnie odnajduje się w lesie; żyje w symbiozie z puszczą.
Czuje rytm natury i zdaje sobie sprawę z tego, iż potrafi ona odebrać życie w
zupełnie nieoczekiwanym momencie. Dlatego Rosita uważa, iż strach przed
śmiercią to naprawdę strach przed życiem. Żyć natomiast chce na całego; szybko,
niebezpiecznie, emocjonalnie, kompulsywnie.
Richardo podpisuje się pod
myślą Cycerona – „Dum spiro, spero”. Na co żywi nadzieję? Że odejdzie
spektakularnie, w glorii i chwale, pogodzony ze sobą, dynamicznie. Richardo
woli działanie niż mówienie o tym działaniu. „Nie czuję się mocny w
egzystencjalnych dysputach. Wolę postrzegać siebie jako wykonawcę,
perfekcyjnego wykonawcę, wysokiej klasy rzemieślnika, nie mam w sobie nic z
polityka, filozofa czy kaznodziei. Gadanie, wielkie słowa, to nie dla mnie”.
Zakochany w swej kotce Muxo, lękający się snu i utraty kontroli, wciąż musi
działać, wciąż być na linii ognia, wciąż pokazywać swoją wartość w akcji.
Wielbi siostrę w każdym możliwym wymiarze. Kazirodcze obsesje seksualne
Richardo to jedna z wielu emocjonalnych pragnień, dzięki którym mężczyzna umie
przeżywać życie naprawdę. Jest mu wszystko jedno, co z nim będzie. Wcześniej
potrafił narzucić sobie pokutę za swe czyny. Teraz rozgrzesza się sam i wraz z
siostrą pędzi do przodu. Biegną niczym czarne jaguary, które już niczego się
nie boją.
Akcja jest dość wątła i
obejmuje dwa dni. 12 października 1996 obserwujemy, jak w hotelowym pokoju w
Tuxtepec Richardo wymierza sprawiedliwość handlarzowi crackiem, który obraził
jego siostrę wulgarnym gestem. Zdarzenia toczą się błyskawicznie, a przerwami
na złapanie oddechu są – moim zdaniem – najważniejsze momenty, w których
narracja cofa się i ukazuje tych dwoje takimi, jakimi byli kiedyś. Czy urodzili
się źli? Czy uważają, że napad na bank, morderstwa, zestrzelenie ścigającego
ich policyjnego helikoptera to złe czyny? Czy Gołębiewskiemu chodzi o to, by
poddać ich naszej ocenie moralnej? A może ma to być specyficzna i symboliczna
(choć wyraźnie osadzona w meksykańskich realiach, gdzie o przemoc łatwo i
nierzadko uchodzi się wymiarowi sprawiedliwości) powieść drogi, która jest
spadaniem ku przepaści, bez lęku przed tym spadaniem? Czytając „Bandytów
Rodriguez” tylko jako książkę sensacyjną, stracimy wiele. Oto bowiem –
tematycznie przecież wtórna – ciekawa opowieść o kondycji człowieka we
współczesnym świecie. Tego, który od świata chce się oderwać. Nazywać wszystko
po swojemu. Kierować sobą, swoim sumieniem. Nastawić się na odczuwanie, nie
gromadzenie. Wybierać niewygodne rozwiązania, by nie ugrzęznąć w rzeczywistości
zabijającej bezruchem.
To książka o przekraczaniu
granic, głównie tych naszych, wewnętrznych. Kontestacja bliźniaków Rodriguez
jest kontestacją totalną. Opowiedzieli się za modelem egzystencji, który
skazuje ich na zagładę. Finał tej opowieści jest oczywisty do przewidzenia już
w momencie, gdy zaczyna się ją czytać. Czy Gołębiewski jednak niczym nie zaskakuje?
A może dramatyczne biografie outsiderów – przestępców to jedynie sygnał, iż
mamy w tej książce do czynienia z treścią inną, głębszą? Wykraczającą poza
granice Meksyku, a na pewno poza granice poznania i zrozumienia wielu z nas? Ku
rozrywce, ale i ku rozwadze. Krew, hiszpańskie korridy, upał, burritos,
tequila, gniew i szczęk przeładowywanej broni. Książka dla tych, co lubią
sensację. Także dla tych, którzy potrafią znaleźć pod nią coś więcej. Meksykańskie
bezprawie wita – zmierzysz się z nim?
Wydawnictwo Jirafa Roya,
2013
3 komentarze:
Zawiało trochę Tarantinem... Ale nie wiem,czy moje skojarzenia idą w dobrym kierunku?
Też, odrobinę... Ale to inna jakość. Polecam
Jeśli zacznę czytać to z pewnością poszukam czegoś między wierszami. Kochamy urodzonych morderców ale rzadko zadajemy sobie pytanie co musiało się stać by stali się oni.
Słysząc, że jakiś autor wydaje pozycję za pozycją zastanawiam się jak oni to robią. Czy wydawnictwa w ogóle jeszcze wydają książki tych mało znanych lub nieznanych autorów? A co z debiutantami?
Prześlij komentarz