2015-06-05

"Lektor z pociągu 6:27" Jean-Paul Diderlaurent

Wydawca: W.A.B.

Data wydania: 6 maja 2015

Liczba stron: 160

Tłumacz: Beata Geppert

Oprawa: twarda

Cena det.: 34,99 zł

Tytuł recenzji: Wokół książek

Jean-Paul Didierlaurent napisał książkę absolutnie dla każdego. Przede wszystkim dla tych, którzy kochają literaturę. Dla zwolenników historii o poszukiwaniu swojej drugiej połowy w świecie, gdzie chce się być przez większość życia niewidzialnym, bo inni ludzie to źródło frustracji, poza kilkoma zaufanymi osobami. Także dla tych ceniących sobie wyraziste i ekscentryczne nieco postacie. Dla wielbicieli nietuzinkowej fabuły, czarnego humoru, humoru tak po prostu i ironii w jej najbardziej wysublimowanej formie. "Lektor z pociągu 6:27" to opowieść do czytania wszędzie i jedna z tych książek, które przywracają wiarę w lekkość pisania o śmiertelnie poważnym niekiedy egocentryzmie, bo Didierlaurent zbliża nas do świata skupionych na sobie samotników, niezwykle ciepło ten świat portretując.

Guylain Vignolles żyje gdzieś na marginesie prawdziwego życia. Jego wyobcowanie to efekt nieudanych relacji, wczesnej utraty ojca, a obecnie konfabulacji, bo przed matką udaje, że wykonuje inny fach niż ten prawdziwy. Pracuje przy utylizacji książek, kochając literaturę i odczuwając wstręt do swej okrutnej pracy i bezwzględnej maszyny zmieniającej literaturę w szarą breję. Bohater to specyficzny masochista, skoro od lat patrzy na zagładę słowa pisanego, będąc jednocześnie tego słowa gorącym wielbicielem. Guylain ratuje, co może, z tej fabryki zagłady, do której trafiają niesprzedane nakłady książek. Pojedyncze kartki, oderwane od kontekstu fragmenty. To takie żywe skórki, które wydobywa z otchłani diabolicznej maszyny do niszczenia, by dać im życie w specyficzny sposób, odczytując na głos w pociągu podmiejskim, którym codziennie przez dwadzieścia minut dojeżdża do pracy.

Didierlaurent z dużą dawką specyficznego humoru kreśli wizję literatury w dzisiejszych czasach. Francuski autor podkreśla okrucieństwo maszyny do niszczenia zapisanych słów na równi z rynkiem wydawniczym, który co jakiś czas pozbywa się nadmiaru woluminów. Mamy zatem przesyt książek i jednocześnie gorączkowe próby ich ratowania. We fragmentach właśnie. "Lektor z pociągu 6:27" to historia o percepcji czytelniczej i o tym, w jaki sposób można odczytywać książkę. Guylain dość szybko znajdzie większe audytorium niż współpasażerowie o poranku i czytając swoje uratowane stronice, dostrzeże niezwykły zapał wiekowych słuchaczy, którzy poszukują kontekstów, nadają fragmentom nowe życie oraz nowy kształt. Bo przecież czytać można na wiele różnych sposobów. Odważny czytelnik czy też czytelnik zdeterminowany jak Vignolles poradzą sobie z każdym rodzajem lektury. Ocalić literaturę można przede wszystkim w sobie. Można nią także uczynić wszystko wokół. Jak choćby zapiski pewnej pracownicy publicznego szaletu, które uwiodą Guylaina do tego stopnia, że będzie gotów zerwać z kostycznie uporządkowanym trybem swojego smutnego życia.

Francuski prozaik proponuje nam nie tylko różne sposoby zbliżenia się do tekstu literackiego, ale przede wszystkim różne drogi wiązania się ze słowem pisanym. Tu otwiera się wiele możliwości i autor nie marnuje żadnej. Nie sposób przewidzieć, jak traktować będą książki ekscentryczni znajomi Guylaina, dopóki nie zrozumiemy, czym dla nich z osobna jest literatura, czego w niej poszukują. Yvon Grimbet to dystyngowany miłośnik aleksandrynu i prozy do ostatniej kropki, dającej wytchnienie i wyzwolenie. Okaleczony przez maszynę do niszczenia książek Giuseppe Carminetti swą pasję bukinisty przekształca w determinację do poszukiwań całego nakładu pewnej pozycji po to tylko... by odzyskać utracone w wypadku kończyny. Duma, szczęście, euforia, zachwyt i szacunek - wszystko to ma mniejszy lub większy związek z czytaniem. Każdego miłośnika literatury wiąże jednocześnie miejsce, w którym - jak wspomina jeden z bohaterów - niszcząc książki, dopuszczają się aktu pośredniego ludobójstwa.

Niewątpliwym walorem tej historii jest jej lekkość, bezpośredniość i zaskakujące zwroty akcji. Nie ma się wrażenia, by poszczególne sceny jakoś spójnie się łączyły, ale cała opowieść nabiera wyraźnego kształtu, gdy z rozczarowaniem kończy się lekturę. "Lektor z pociągu 6:27" to dowcipna i mądra rzecz o przywiązaniu do tego, co wydaje się trwałe i wieczne. O ludzkim pragnieniu uciekania od opresyjnego świata przede wszystkim do światów alternatywnych, które gwarantuje słowo pisane. Didierlaurent opowiada o mnogości doznań literackich, jak również o wielu możliwościach czytania, które jest procesem na swój sposób ekscentrycznym. Pojawia się też przejmująca sugestia, że gubimy się w każdym możliwym nadmiarze i swoistego zagubienia nie unikniemy również w mnogości książek wokół. Vignolles na własne życzenie przygląda się destrukcji literatury, a jednocześnie chroni jej resztki. Odbiera okrutnej maszynie pożywkę, by dać jej nowe życie. Tytułowy lektor dokonuje zadośćuczynienia, ale codzienny powrót do pracy wpędza go w kolejne fazy lęku i taki rodzaj smutku, przy którym cały wielki świat to pusta kawalerka i złota rybka słuchająca o zdarzeniach kolejnego przygnębiającego dnia.

Jean-Paul Didierlaurent udowadnia, jak wielkie znaczenie może mieć w ludzkim życiu przypadek, jeśli tylko wyzwoli nowe uczucia, nowe pragnienia. To taka narracja o wielu książkach, ale przede wszystkim bardzo sympatyczna opowieść o ludziach połączonych wspólną pasją czytania. "Lektor z pociągu 6:27" mógłby stać się lekturą szkolną oraz ważną pozycją dla tych, co patrzą na literaturę akademickim okiem. To przede wszystkim książka dla ludzi wrażliwych na te rodzaje niuansów, które budzą do życia tylko czytających - całościowo, fragmentarycznie, zawsze świadomie i z zaangażowaniem. Zaskakujące jest zmienne tempo i ten szyk gładkich, pięknych zdań - opowiadających przecież o świecie cierpiącym na deficyt piękna. Wśród złych i złośliwych ludzi znajdują się jednak tacy, których łączy specyficzna wrażliwość i przede wszystkim wielka miłość do literatury. Didierlaurent kłania się nadwrażliwcom, ekscentrykom, samotnikom i szaleńcom - nic bowiem nie łączy wyżej wymienionych silniej niż miłość do zapisanych słów, które mogą zmienić rzeczywistość.

1 komentarz:

Beata Geppert pisze...

Dziękuję za piękną recenzję!
Beata Geppert (tłumaczka)