Wydawca: QES
Agency
Data wydania: 16 kwietnia 2020
Liczba stron: 320
Oprawa: twarda
Cena det.: 37,99 zł
Tytuł recenzji: W poszukiwaniu siebie
Książka Marcina Michała
Wysockiego to dowód na to, że literacka inspiracja kryje się wszędzie, a
czasami w relacji z drugim człowiekiem. Wystarczy wówczas uważnie słuchać, a
potem dopisać to, co być może nie zostało powiedziane. Prosty sposób i w
gruncie rzeczy prosta w swym wyrazie opowieść. Ale napisana jednak
nietuzinkowo. W „Baku, Moskwa, Warszawa” najważniejsze to podkreślenie wagi
oraz istoty stwierdzenia „mój czas”. Opowiedziana jest niespiesznie historia, w
której nie ma też jakichś dramatycznych zwrotów akcji, choć dramaty – społeczne
i polityczne – rozgrywają się w czytelnie zarysowanym tle. To budująca narracja
o tym, że konsekwencja w działaniu pozwala spełnić marzenia, ale również rzecz
pokazująca, jak te marzenia konfrontują się z nieprzewidywalną prozą życia.
Wysocki napisał o istocie ludzkiej tożsamości i o różnych strategiach buntu.
Wskazuje w tej książce, że to, co w nas najlepsze, bardzo często rodzi się jako
reakcja opozycyjna wobec niesprzyjającej nam rzeczywistości. Jest w tej
narracji też dużo nostalgicznej refleksji o tym, czym jest emigracja. Ale
również wskazanie, że życiowa podróż może być celem samym w sobie, choć często
generuje sytuacje niebezpieczne i niepokojące. Sadiq z tej powieści jest takim wschodnim Odyseuszem, który nie spodziewa się jednak tego, do
jakiej Itaki dotrze. Czyta się to bardzo dobrze i z przekonaniem, że ta fikcja
literacka to rzeczywiście treść czyjegoś życia.
A fikcyjny bohater pochodzi z
wieloetnicznego i wielokulturowego Baku, w którym jednak widoczne są animozje
wynikające z tego, kto i gdzie się urodził. Azerbejdżan tych kilku dekad
minionego stulecia zmienia się na równi z bohaterem. To chyba najciekawsza
część tej opowieści: historia tego, skąd Sadiq Aszurow wyruszył w swoją życiową
drogę. Bo najważniejsze przed tym wyruszeniem jest przecież to, co zabieramy w
sercu w świat. Sielanka rodzinnych wspomnień przełamana jest akcentowaniem
tego, co było trudne, bo to świadectwo dorastania pośród miłości, ale także
wielu na początku niezrozumiałych antagonizmów. Baku to miejsce, z którego
Aszurow wziął to, co do życia najlepsze, lecz również miasto, które z różnych
powodów trzeba było opuścić. Po to, by wracać tam jako
inny człowiek. Wciąż tak samo zakochany w lokalnym kolorycie. W różnych
przejawach emigranckiego życia, które czasem było słodkie jak azerskie figi,
ale niekiedy też dokuczliwie w swej słodkości.
Najpierw interesował się
kuzynką, potem sąsiadką. Przyszedł czas, że Sadiq zdecydował o życiowej
fascynacji. Teatr, film, szeroko pojęta sztuka. A wraz z tym otwarcie na
różnorodność ludzkiego istnienia. Baku zachowało się w pamięci jako miejsce, w
którym stygmatyzowało się Ormian i gdzie władza radziecka wciąż na nowo
dociskała swój ciężki but przy mniejszym lub większym rozlewie krwi. Tymczasem
Wysocki pokazuje, w jaki sposób jego bohater nawiązał przyjaźnie z Ormianinem
czy Rosjaninem, kwestionując jednocześnie podziały, jakie tworzą się w głowach,
by pozornie porządkować rzeczywistość, a tak naprawdę tworzyć iluzję obcości,
wobec której trzeba trzymać gardę. „Baku, Moskwa, Warszawa” to opowieść o
tolerancji, otwartości umysłu i zbliżeniach z ludźmi, którzy niosą ze sobą te
same uniwersalne historie. Spotkania i portretowane relacje burzą uprzedzenia
oraz krzywdzące stereotypy. Ta książka jest trochę o odkrywaniu samego siebie w
kimś, kto jest inny i pozornie daleki. Pokazuje ważność każdej relacji i dzięki
temu wszyscy bohaterowie drugiego planu są tu zarysowani wyraźną kreską.
To też opowieść o tym, jak
wyglądają doświadczenia miłości w życiu, które tej miłości oczekuje, ale nie
jest gotowe na kompromisy czyniące z uczucia zobowiązanie. Bohater książki
bardzo długo szuka kobiety, która zaakceptowałaby go i która przede wszystkim
tak jak on poszukiwałaby w miłości uwolnienia, a nie kojarzyła ją z szeregiem
ustaleń, oczywistym planem na życie, ponurym poczuciem wygaszania uczucia na
rzecz funkcjonowania w ustalonym rytmie i porządku. Dlatego też miłość nie
przychodzi do Sadiqa od razu, ale Wysocki portretuje kilka interesujących
relacji. Po to, by pokazać, że odwzajemnienie przywiązania musi się odbywać na
pewnych uniwersalnych warunkach. Wtedy gdy ludzie chcą z uczuciem podarować
sobie wolność. Bo przecież cała ta książka będzie również historią poszukiwania
życiowej wolności. W każdym wymiarze, choć bez definiowania i określania.
Marcin Michał Wysocki
proponuje nam czytelnicze obcowanie z takim rodzajem bohatera, którego nie
można nie polubić. Poczciwość i pewna ugodowość światopoglądowa idą w parze z
zauważalnym spokojem Sadiqa. Dzięki zdystansowaniu do najtrudniejszych nawet
doświadczeń życiowych otrzymujemy także wyjątkowo stonowaną narrację, w której
bolesne momenty życia opowiadane są w taki sposób, że z każdego gorzkiego
doświadczenia wynika jakaś nauka dla bohatera. Czasem odnosi się wrażenie,
że ta jego poczciwość prowadzi donikąd. Że przydarzą mu się tylko ograniczone
okoliczności życiowe. Że w tym buncie i wędrówce nie ma jakiejś dynamiki,
wszystko dzieje się bardzo ewolucyjnie. Ale to nie jest opowieść o tym, jak
tożsamość wydobywa się z walki. Raczej o mądrości akceptowania tego, na co nie
ma się wpływu, przy jednoczesnej czujności, pamiętaniu, by bacznie się
rozglądać. Zmiana życiowego azymutu może się kryć w przypadkowo poznanej
osobie. Nie trzeba tej zmiany wymuszać przez walkę, spalanie się, emocjonalną
wojnę o siebie i świat.
„Baku, Moskwa, Warszawa” to
również książka o życiowej pasji. Bohater słyszy z ust swoich rozmówców różne
definicje sztuki. Od samego początku chce jednak stworzyć swoją. Sztuka ma być
dla niego nie tyle wartością, ile przede wszystkim pojęciem, w którym odnajdzie
się egzystencjalny sens. Idziemy drogą twórcy, który poszukuje.
Czasem zarzuca sobie zbytnią zachowawczość, ale ostatecznie podąża ku
chłopięcemu celowi – ku byciu artystą. W tym znaczeniu możemy obserwować na
kartach tej książki, że opowiadana rzeczywistość chce być oddana bardzo
plastycznie. Dziełem sztuki w opisie może stać się prozaiczna czynność,
spotkanie czy nawiązana relacja. Wysocki opowiada nam historię człowieka, który
chce znaleźć uniwersalny wyraz dla wszystkich, najbardziej nawet bolesnych
życiowych doświadczeń. I w narracji widać te próby. Całość tworzy zatem
wrażenie pamiętnika z czasu doświadczania sztuki oraz artyzmu życia. Bo choć
potrafi opowiedzieć o okrucieństwie i ludzkiej podłości, jest to jednak książka
mająca dawać nadzieję. Tę prostą, ale również nadzieję, że każdy z nas może odnaleźć
życiową drogę, jakkolwiek nieprzychylne byłyby mu okoliczności. Autor nie
opisuje tego dydaktycznie, za co jestem mu wdzięczny. Rzadko zdarza się czytać
opowieść tak pogodną i tak jednocześnie czułą na to, że owa pogoda ducha to nie
przejaw nieodpowiedzialnego optymizmu. Bardzo budująca książka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz