2022-06-07

„Jak się starzeć bez godności” Magdalena Grzebałkowska, Ewa Winnicka

 

Wydawca: Agora

Data wydania: 25 maja 2022

Liczba stron: 280

Oprawa: miękka

Cena det.: 46,99 zł

Tytuł recenzji: Ku możliwościom

Chciałem zacząć od tego, że ta książka przyciąga uwagę, zwyczajnie leżąc na stole. Część egzemplarzy recenzenckich zamawiam sobie do miejsca pracy, czyli do szkoły, tak mi jest wygodniej. Rano odebrałem „Jak się starzeć bez godności”, ale miałem tylko chwilę, by ją przekartkować – magia kolorów przyciąga. Potem zostawiłem książkę w pokoju nauczycielskim i pobiegłem na lekcje. Po kilku godzinach zorientowałem się, że mocno zainteresowały się nią moje koleżanki z pracy. Należy dodać, że to kobiety w różnym wieku. Nie wiem, kto ją podczytywał, a kto tylko oglądał, ale widać było, że ta celowa pstrokacizna, wspaniały kicz i przyciągający uwagę tytuł robią swoje – ta publikacja zwróci na siebie uwagę i mam już kolejkę chętnych do przeczytania całości. Tak, takie książki są nam dzisiaj bardzo potrzebne. Wtedy kiedy trzeba odczarować ponury krajobraz naszego kraju, w którym toczymy boje z Narodowym Funduszem Zdrowia o to, by zostać zbadanym, i przeraża nas wyliczana przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych kwota przyszłej emerytury. Magdalena Grzebałkowska i Ewa Winnicka rozprawiają się z tymi i wieloma innymi kwestiami. Mam wrażenie, że ich opowieść ma nam zasugerować, że najlepszym lekarstwem na różnego rodzaju lęki jest przede wszystkim zdrowy śmiech. Są tu miejsca, w których można się śmiać przez łzy, ale na pewno całość jest narracyjnym dwugłosem, który pozwoli spojrzeć na pewne oczywiste sprawy w krzywym zwierciadle, a dzięki temu inaczej i twórczo.

Autorki zaznaczają na wstępie, w jaki sposób orientują się, że oto nadciąga kulturowy kataklizm: tak zwana starość związana ze społecznym wykluczeniem i byciem niewidzialnym. Nieprzypadkowo kolor odgrywa tu dużą rolę, barwy nie tylko przyciągają uwagę, lecz również prowokują, są mocno zadziorne. Jak dwie twórczynie „smutnych książek” niezamierzające się tu smucić tym, że wkraczają w jesień życia. Każdy z nas inaczej dostrzega przejawy nieuniknionego. W moim przypadku było to uświadomienie sobie, że zaczynam uczyć dzieci moich byłych uczniów. Czuję nie tylko solidarność wiekową z autorkami, choć jestem od nich młodszy i mogę sobie pozwolić na to, by udawać, że na pewno jeszcze nie wychodzę z wieku średniego, ale również solidarność poglądów, mentalności i przekonań. Ja, który całe życie nienawidziłem sportu w każdej formie, znalazłem wreszcie kogoś, kto publicznie też to wyznał. Czytając pamiętnik Magdaleny Grzebałkowskiej z czasu pandemii, kiedy miała się wziąć za siebie i zacząć robić to, czego nie znosi, śmiałem się głośno i wiedziałem, że w taki sposób „ćwiczy” bardzo wiele osób. Czy starość zmusza nas do tego, żeby się więcej ruszać? Przecież tak naprawdę nie powinniśmy już nadwyrężać wiekowego ciała. Gdzieś w tym utkwieniu między chęcią działania a marazmem wywołanym spoglądaniem w metrykę ujawnia się tu jeden z niewielu męskich rozmówców autorek, Zygmunt Miłoszewski.

Na scenę jego życia nie lecą już pluszowe misie. Pisarz obawia się bardziej, że każdy starzejący się człowiek niepostrzeżenie daje się zamknąć w klatce nudy i monotonii. Autorki chcą wyjść temu naprzeciw. Obalić wszystkie stereotypy związane z tzw. słusznym wiekiem i opowiedzieć o tym, w jaki sposób mijanie lat może być szczególnie opresyjne, gdy jest się kobietą. Miłoszewski to wyjątek potwierdzający regułę – ten specyficzny poradnik został napisany przez kobiety dla kobiet. Ale nie jest to jakaś hermetycznie zamknięta przed mężczyznami całość. Pewnie, że im jest w starszym wieku łatwiej i mogą dużo więcej (wspomnienie szaleństw dziadka Magdaleny Grzebałkowskiej). Jednak to wchodząca w jesień życia kobiecość może odnaleźć dużo więcej ciekawych opcji, by życie nie było ani nudne, ani monotonne. Dla autorek normą stanie się tutaj odrzucenie wszelkich norm, a cała książka będzie starała się przekonać, jak doskonale jest być kobietą niedoskonałą. Niegotową na to, czego oczekuje kultura czy społeczeństwo. Otwartą na wszystko, co może być alternatywą dla ponurego scenariusza kobiecego życia, które definiuje się tym irytującym, przerażającym i zaskakującym często pojęciem.

Starość? Tu nie ma w zasadzie żadnej starości. Jest niebywała witalność i chęć doświadczania nowych rzeczy. Nawet jeśli miałoby to być jeżdżenie na rowerze stacjonarnym, który po pewnym czasie stanie się doskonałą suszarką do ubrań. Bardzo mi się podoba struktura ułożonego tutaj dwugłosu, choć można odnieść wrażenie, że Grzebałkowska nieco dominuje nad Winnicką. A może ma więcej do powiedzenia. „Jak się starzeć bez godności” to zapiski różnej formy i stylistyki. Autorki uważnie się wzajemnie obserwują, słuchają, komentują wybory i poglądy tej drugiej. Starają się na przemian opowiadać o tym, co je irytuje, martwi, zastanawia i śmieszy. Dlatego w gruncie rzeczy wyszła z tego wyjątkowa książka o kobiecej przyjaźni. O takim rodzaju wsparcia, którego zazdrościć mogłyby autorkom dużo młodsze od nich kobiety, zupełnie dziś niezainteresowane tym, jak wyglądać będzie konfrontacja mentalności z tym, co wpisane w metryce. Ta książka jest w gruncie rzeczy bezpretensjonalną opowieścią o tym, ile możemy mieć frajdy w odkrywaniu się w bliskiej relacji. I ile znaczy przyjacielskie wsparcie w czasie, w którym świat z różnych powodów zaczyna się zawężać. Bo przecież w końcu nadchodzi czas rozmyślań nad tym, czego już w życiu nie zrobimy, a co wydaje się absurdalnie groteskowe.

Autorki bez problemu pozwalają sobie tu na autogroteskę. Znakomitym uzupełnieniem są zdjęcia będące różnego rodzaju stylizacjami. Grzebałkowska i Winnicka nie starają się poszukiwać czegoś, co nazywamy tożsamością, bo bliskość z samymi sobą mają przepracowaną, zdefiniowaną i zaakceptowaną. To opowieść o tym, jak rzadko decydujemy się w pewnym wieku na to, by wyjść poza strefę komfortu, a przede wszystkim książka sugerująca, że nie poznaliśmy swoich możliwości oraz nie dowiedzieliśmy się, do czego jesteśmy zdolni, dopóki żyjemy i jesteśmy gotowi traktować życie jako wyzwanie, nie uporządkowany i potwornie nudny ciąg powtarzalnych czynności lub zachowań.

„Jak się starzeć bez godności” to świetna książka dla tych kobiet, które z różnych powodów utraciły wiarę w siebie. Nie tyle nie chcą, ile nie umieją wyjść naprzeciw swoim potrzebom, bo długie życie w bezpiecznej rutynie doprowadziło je do tego, że każdą zmianę blokuje silny strach. A za nim podąża bezradność. Grzebałkowska i Winnicka przyglądają się temu, co wypada kobiecie 50+ i co tak naprawdę stara się ją prosto zdefiniować. Autorki nie pozwolą na to, by były określane i nazywane w jakiś przewidywalny sposób. Ta książka jest twórczą opowieścią o tym, że starość nie powinna nas „dopadać”, ale bardzo wiele zależy od tego, czy przyglądamy się sobie uważnie. Nie mam tu na myśli śledzenia kolejnych zmarszczek czy obserwacji ciała, które wymyka się oczekiwaniom i potrzebom. Zawsze jest nas za dużo albo za mało. Na wszystko jest za wcześnie albo za późno. Coś jest możliwe lub niemożliwe do osiągnięcia. Twórczynie tej książki udowadniają, że trzeba się cieszyć tym, co jest właśnie teraz. I potencjałem teraźniejszości.

Dwie znakomite reporterki stają tutaj przed nami w nowej roli: swoistych trenerek personalnych, które zwracają uwagę na to, jak wiele możliwości ma szansę się ujawnić w przestrzeni zaklętej w kategoryczne „albo”. Można jedno albo drugie, nigdy kilku rzeczy naraz. A one chcą wszystkiego! Tu rozwija się przed naszymi oczami rozbita na dwa głosy opowieść o tym, że nasza wewnętrzna wolność nie ma metryki, a życie w zgodzie ze sobą wymaga przede wszystkim zadawania pytań i stawiania sobie wyzwań. Brzmi jak truizm? Warto przyjrzeć się temu, jak to wszystko zostało opowiedziane. Dynamika jest tu różnorodna, niektóre rozdziały buzują od emocji i energii, inne wydają się łapaniem oddechu przed kolejnym elektryzującym tematem. „Jak się starzeć bez godności” to jedna z tych książek, które pięknie opowiadają fantazje o przyszłości, a nie są zbiorem gorzkich podsumowań przeszłości. A przy okazji można się dużo dowiedzieć: na przykład o terapeutycznej mocy rzeźbienia w owocach i warzywach oraz o tym, że cenę piękna wewnętrznego i zewnętrznego zawsze sami sobie ustalamy.

Brak komentarzy: