Wydawca: MUZA
Data wydania: 11 czerwca 2013
Liczba stron: 287
Tłumacz: Jerzy Wołk-Łaniewski
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det: 29,99 zł
Tytuł recenzji: Kubański żar szalonej intrygi
Tak ognistej książki, która
przenosi do Hawany nie czytałem od czasu kryminalnego tryptyku Leonarda Padury!
Nasuwa mi się skojarzenie przede wszystkim z trzecią częścią przygód policjanta
niedoskonałego Condego, „Trans w Hawanie”, w którym intryga rozpoczyna się od
znalezienia zwłok transseksualisty. Nie tylko dlatego, iż w opowieści Daniela
Chavarríí pojawi się transseksualny trójkąt pożądania i trup, który gdzieś tam
pomiesza komuś szyki. Padura i Chavarría oddają gorący koloryt karaibskiej
wyspy Fidela Castro z podobnym wdziękiem, podobnie dynamizując zdarzenia i
prowadząc do ciekawego finału.
„Adiós muchachos” nie jest
jednak powieścią kryminalną. Można by rzec, że z klimatycznego i egzotycznego
soft porno, powieść niespodzianie zamienia się w świetną historię sensacyjną.
Autor nokautuje wręcz czytelnika rozwiązaniami fabularnymi i dzięki temu jest
to jedna z tych książek, które czyta się natychmiast i w całości. Daniel
Chavarría stworzył intrygę nieprzewidywalną, a osadził ją konkretnie w
witalizmie i kolorycie kubańskiego życia, gdzie wciąż trzeba kombinować, by
przetrwać i gdzie wciąż ma miejsce stan wyjątkowy, w którym dotkliwy brak
wszystkiego rekompensowany jest wolnością… choćby obyczajów, leniwego życia na
przekór systemowi, pustym półkom w sklepach, wciąż deficytowym towarom nie do
zdobycia i przerwom w dostawie prądu, który zużywają przede wszystkim
wentylatory walczące z gorącem. W tym przypadku listopadowym. Świetnie oddanym.
W kubańskim żarze ludzie z niejednym grzeszkiem na sumieniu powalczą o to, by
los się od nich nie odwracał, choć tak rzadko jest im przychylny.
Alicia to jedna z hawańskich
dziwek. Ma swój honor i zasady, dzięki temu nikt nie śmie nazwać ją wulgarnym
określeniem jinetera. Alicia ma dość
proste pragnienia. Jednym z nich jest poprawa swojego losu. Ponieważ nie ma na
Kubie szans, by zdobyć większą sumę pieniędzy w jakikolwiek normalny sposób,
Alicia za normalne uznaje sprzedawanie swoich wdzięków. Nie robi tego tak
bezpośrednio. Jej numerem popisowym jest łapanie klienta „na rower”. Kiedy chce
kusić bardziej subtelnie, wybiera akcję „na sportsmenkę”. Generalnie Alicia
stara się minimalizować ryzyko i przekonać przyszłego sponsora, że inwestuje
bardzo dobrze. Bo to nie tylko dziwka. To łóżkowa tancerka, kubańska gejsza,
zdolna lingwistka wykorzystująca znajomość języków w bardzo dosłownym znaczeniu.
Porzuciła studia i zainteresowanie literaturą francuską, bo proza życia daleka
była od tego, by mogła w spokoju studiować. Alicia zatem planuje metodycznie,
jak sprytnie poznać wreszcie takiego bogacza, co to nie tylko ozłoci ją i jej
matkę, ale przede wszystkim zabierze z dusznej Kuby i pozwoli pokazać, że stać
ją na coś więcej niż tylko wypinanie tyłka na siodełku.
Szybko dowiemy się, iż
rzeczywiście zdolności dziewczyna ma niebywałe. Właściwie sama je odkryje, gdy
któregoś dnia łapiąc „na rower” przystojnego Victora Kinga, zainicjuje ciąg
szalonych zdarzeń, w których dojdzie do tak zaskakujących zwrotów akcji, że jej
śledzenie będzie nie tyle fascynujące, co absorbujące naprawdę bez reszty. Bo
Alicia wpadnie po uszy. Ze wszystkim. Dotychczas owijała sobie facetów wokół
palca, a okaże się, że sama będzie wykorzystana. Odkąd pozna Kinga, jej życie
zmieni się diametralnie, ale kiedy wydarzy się coś niespodziewanego dla obojga,
będą musieli szukać ratunku w sprycie i wyrachowaniu. Rozpocznie się walka z
czasem i planowanie akcji, dla której warto będzie się poświęcić, by potem
śmiać się z losu i tego, że nie trzeba się już z nim liczyć.
Victor King chce
zainteresować kubańskie władze projektem turystycznego odkrywania zatopionych
galeonów. To może być projekt jego życia, któremu poświęca wszystko. Nie
przewiduje, iż wydarzy się coś, co zmusi go, by zmodyfikować nieco myślenie o
przyszłości i ratować z opresji nie tylko siebie. Razem z Alicią wejdą w układ
prawie doskonały. Będzie nam dane obserwować akcję, jakiej nie sposób
wyreżyserować. I będzie nam, obserwatorom, bardzo gorąco nie tylko dlatego, że
kubański skwar dopadnie i usidli inaczej niż zazwyczaj…
Sporo wydarzy się w „Adiós
muchachos”! Erotyczny voyeryzm, gruby szmal, przypadkowy trup i intryga prawie
doskonała, by z niezawinionej śmierci uczynić śmierć wartą zachodu mrożenia
oraz odmrażania zwłok i jeszcze wielu innych spektakularnych akcji, które
czynią fabułę książki soczystą i dynamiczną. Wybornie się czytelnik czuje,
uśmiechając wciąż i raz kiwając z politowaniem głową nad dramatem bohaterów,
raz załamując ręce nad nieprzewidzianymi wypadkami; to taka książka, która jest
w gruncie rzeczy po prostu dobrą lekturą rozrywkową, ale przecież mówi też o
ludzkich żądzach i pragnieniach, jakie wciąż są nienasycone i wciąż domagają
się czegoś, co nie zawsze można zdobyć.
Zawsze dziwiło mnie to,
że o kraju, w którym życie jest przecież tak ciężkie, pisze się radosne, pełne
energii i optymizmu książki. Nawet takie z pogranicza taniej pornografii i
sensacji. Ta opowieść to kolejna wyprawa tam, gdzie wszyscy mają godność, idą
do przodu na przekór trudnościom, bawią się i żyją na całego, piją, uprawiają
seks i cieszą się każdą, najbardziej nawet gorzką chwilą. Potrafią też sprytnie kombinować, ale
nie zawsze przewidują, co przyniosą ich działania. „Adiós muchachos” to przede
wszystkim książka nieprzewidywalna. Zabawna, inteligentna i zajmująca uwagę
całkowicie. Jedna z takich pozycji, co udowadniają, iż literatura rozrywkowa
nie musi być płytka czy jednowymiarowa. Ku rozrywce, ale i ku rozwadze!
7 komentarzy:
Mnie w błąd wprowadziła okładka, a po Twojej recenzji widzę, że książka jest grzechu warta
Bardzo lubię książki nieprzewidywalne i zabawne :) Pamiętam, jak widziałam ją w "nowościach" w księgarni i już wtedy mnie zainteresowała :) Myślę, że przeczytam, ale kiedy to nastąpi to już nie wiem :)
Pozdrawiam i zapraszam do mnie :)
Po tej pupie nie spodziewałam się czegoś więcej, a tu proszę...
..okładka odrzuciła, recenzja sprawiła, że muszę ją przeczytać! Bardzo odpowiada mi wszystko, co tu przeczytałam, aż muszę skonfrontować z moją czytelniczą estetyką!
Przypomniałeś mi, jak duży miałam na tą książkę apetyt - a teraz tym większy, że słońca mi brak za oknem.
PS Ten, kto chce kopiować, naciśnie Ctrl+C. Ten, kto chce otworzyć link w nowej karcie albo wyszukać coś w Googlu, ma niepotrzebnie utrudniane życie.
Zgadzam się:) Dobra książka:)
Ja się jednak na książce zawiodłam. To nie to czego oczekiwałam a styl autora nie przypadł mi niestety do gustu.
www.worldbysabina.blogspot.com
Prześlij komentarz