Wydawca: Wydawnictwo Znak Literanova
Data wydania: 15 października 2025
Przekład: Eliza Borg
Liczba stron: 384
Oprawa: twarda
Cena det.: 59,99 zł
Tytuł recenzji: Relacja i Historia
Bardzo się cieszę, że zdobyto dla polskiego czytelnika kolejną powieść Jenny Erpenbeck, jednej z najciekawszych niemieckich pisarek współczesnych. Co ją wyróżnia? To, że ma swoje „dyżurne” tematy, lecz nie pisze wciąż tej samej książki, bo wykorzystuje je w zgoła odmiennych od siebie historiach. Pierwsza kwestia to koncentracja na języku. Erpenbeck stawia sobie za zadanie, by uświadomić czytelników, że sama historia może być na drugim planie, a najważniejsze są narzędzia do jej opowiedzenia. Plastyczność, niejednoznaczność, niepokój i szereg możliwości operowania językiem narracji. Dlatego chylę czoła przed tłumaczką Luizą Berg i przypominam sobie „Słownik”, pierwszą, krótką powieść Erpenbeck o zupełnie innym przesłaniu i z nakreśloną zupełnie inną problematyką. Już tamta pierwsza książka była sumiennie przygotowana do tego, by przyciągać językowo, tak jak dzieje się to w „Kairosie”. Drugim tematem interesującym autorkę jest płeć męska, tożsamość mężczyzny w średnim wieku, a raczej problemy, z jakimi związana jest ta tożsamość, która wydaje się uporządkowana. I tu na myśl przychodzi „Iść, szedł, poszedł”, gdzie mężczyzna wrośnięty w swą narodowość i status społeczny zostaje dramatycznie zderzony z wewnętrznymi rozterkami, choć to również zupełnie inna historia niż „Kairos”.
Wspominam o tym na wstępie, by udowodnić, że Erpenbeck warto było czytać już od momentu, w którym zaczęto tłumaczyć i wydawać w Polsce jej powieści. Ta najnowsza jest pozornie historią miłosną. O nieprzystawalnym do tak zwanych norm społecznych romansie dziewczyny ze starszym o ponad trzy dekady mężczyzną. Historią o tym, w jaki sposób ogień z początków związku zaczyna płonąć inaczej, tli się, dogasa, znowu rozpala – Jenny Erpenbeck mistrzowsko prezentuje labilność tej relacji, zajmuje jej to sporo miejsca, a sens tego wszystkiego można głębiej pojąć, gdy dostrzeże się, że intymna relacja skorelowana jest tutaj z przemianami społeczno-politycznymi w Niemczech na przestrzeni wielu dekad: od momentu zakończenia drugiej wojny światowej po czas, gdy zburzono mur berliński. Oczywiście wojna pojawia się tu w retrospekcjach, znakomicie równoważących się z całą resztą, ale w „Kairosie” podoba mi się bardziej to, w jaki sposób językowo i strukturalnie Erpenbeck wprowadza antycypacje. Jak bardzo przemyślana jest struktura powieści połączonej trzema czasami i trzema motywami: miłości, przemiany i zrozumienia samego siebie. Z bardzo istotnym, konkretnie zaznaczonym i pełniącym poniekąd rolę trzeciego bohatera pierwszoplanowego państwem. Jego rozwojem, upadkami, traumą przeszłości i niepokojem przyszłości. A wszystko pięknie splecione ze sztuką, która reaguje na każdy rodzaj przemian – czy to w miłosnym związku, czy w formowaniu się państwowości.
W Niemczech – jak Erpenbeck będzie próbowała dosłownie i metaforycznie pokazać – każdy przejaw istnienia znajduje się w cieniu śmierci, a Niemcy chodzą po ziemi, która wciąż kryje jej ślady. Od śmierci zacznie się więc wszystko także tutaj. Ona jest nastolatką, która marzy o pracy graficzki, a on dojrzałym pisarzem, kiedy spotykają się w autobusie chroniącym – ich i innych pasażerów – przed deszczem. Jakby ta zamknięta przestrzeń była jakąś przepowiednią – tego, w czym zamkną się potem gesty, słowa, zachowania tych dwojga wobec siebie. Nie wiem, kto jest bardziej interesująco sportretowaną postacią w tej skomplikowanej relacji, ale mam wrażenie, że ona. Zwłaszcza że ona poszukuje, on zdobywa. Jej tożsamość kształtują przemiany w Niemczech, jego ukształtowało coś, co doprowadziło do przemian. Ona dorastała „w błocie”, gdy budowały się blokowiska Berlina Wschodniego. On jako nastolatek przystąpił na chwilę do Hitlerjugend, naiwnie wierząc w nazizm określany przez niego potem mianem „durnego”. Ona przekracza dużo więcej granic – mentalnych i fizycznych – a on granice stawia. Przede wszystkim samemu sobie. Miał wiele romansów, dlaczego akurat ten miałby być niezwykły? I jaki będzie finał tej historii? Już w poprzednich powieściach Erpenbeck udowodniła, jakiej mocy mogą dodać powieści prologi i epilogi. W „Kairosie” są one szczególnie intensywne. Znakomicie rozpisane. A między nimi skomplikowana relacja dwójki ludzi, którzy zmuszeni są też wejść w jakąś relację ze zmieniającym się systemem, Niemcami poza wojną, ale także Niemcami poza jednością, wciąż niebezpiecznymi przede wszystkim dla samych siebie.
Wspomniałem o sztuce, która wciąż jest tu obecna. Dominują nawiązania do muzyki klasycznej komentującej konkretne zdarzenia. Jednak są tu nie tylko muzycy, ale też pisarze, poeci, filozofowie. Do mnie najmocniej przemówiły w tej narracji – zasadniczo opowiadającej o ludzkiej kondycji w obliczu przemian – dwie postacie: Bertolt Brecht i Friedrich Hölderlin. Ale „Kairos” to erudycyjna powieść dla każdego, kto chce przyjrzeć się temu, w jaki sposób ludzkie zbliżenia i oddalenia oraz przemiany polityczne wywołujące różnego rodzaju apokalipsy są komentowane przez sztukę albo wypływają z tego, co sztuka już wcześniej głosiła. Stąd też świetnie dobrane nawiązania mitologiczne, które dodają powieści szczególnej wartości. Jednakże najważniejsza jest wspomniana dwójka: ludzi wzajemnie przyciągających się i odpychających.
Na początku relacja ma smak wspaniały jak przemycone z Węgier bakłażany. Stopniowo zmienia się bardzo wiele, wchodzimy w ten rodzaj gorzkości związku, w którym pojawia się to, co najciekawsze i w czym Erpenbeck jest bardzo dobra od zawsze: niuansowanie złożoności ludzkiej psychiki, która w połączeniu z pragnieniami ciała może stać się klatką jak państwo chcące wymazać mroczną przeszłość, a jednocześnie stworzyć nowy system, zdolny gubić i zabijać tak jak wojna. Tyle że nie są to dosłowne i masowe śmierci. Coś umiera we wnętrzu bohaterów, jednakże relacja trwa. Także jej związek z historią, która przemienia RFN i NRD w Niemcy, a ZSRR w Rosję. Nieprzypadkowo kochankowie – bardzo zbanalizowane i ogólne określenie w przypadku tej pary – wędrują razem po ulicach zarówno Berlina, jak i Moskwy. Są już wtedy między nimi te rodzaje oddaleń, które każą patrzeć inaczej na siebie, nie na partnera.
Erpenbeck napisała powieść o tym, że nie mamy pojęcia, kim może stać się człowiek skonfrontowany ze zmianami systemowymi swojego kraju. Słaby? Pewny siebie? Próżny? Zagubiony? Naiwny w antycypacjach? „Kairos” to jednak narracja o relacji intymnej – na tyle skomplikowanej, że w połączeniu z opowieścią o kraju usiłującym zreanimować się po wojennej traumie pokazuje pewien kontrast: państwo się jednoczy, a między dwojgiem bohaterów pojawiają się kolejne i kolejne pęknięcia. A potem? Potem jest znakomity epilog, po przeczytaniu którego warto wrócić do prologu. Świetnie skonstruowana powieść. Jenny Erpenbeck w najlepszej formie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz