Wydawca: Świat
Książki
Data wydania: 12 października 2016
Liczba stron: 560
Tłumacz: Barbara Górecka
Oprawa: twarda
Cena det.: 42,90 zł
Tytuł recenzji: Wojenna bajka
O różnego rodzaju wojennym
bohaterstwie napisano już setki książek. Im więcej czasu mija, tym temat
okrucieństw drugiej wojny światowej staje się coraz bardziej popularny. Na
traumie tamtego okresu można zbić duży literacki kapitał – jakkolwiek bezkompromisowo
i okrutnie by to brzmiało. Wydaje mi się, że dziś dużo ciekawsze są opowieści o
ludzkich słabościach niż o heroizmie – na froncie, w ruchu oporu, w
więzieniach, obozach czy na sparaliżowanych strachem ulicach. Dużo więcej
zagadek kryje w sobie to, czego człowiek z różnych powodów nie był w stanie
zrobić, niż to, czego dokonał. A Kristin Hannah wykorzystuje literacko wojnę
przede wszystkim po to, by grać na emocjach, budując postaci wykazujące się nie
tylko hartem ducha. Przede wszystkim spektakularną brawurą. A wokół tego
miłość, poświęcenie i trudne relacje do naprawienia. Wojna, która odziera z
godności, lecz może również paradoksalnie tę godność przywrócić. „Słowik” to taka przesłodzona wojenna bajka.
Złożona z elementów doskonale już nam znanych. Zdecydowanie przegadana i
odbierająca czytelnikowi jakiekolwiek momenty, w których chciałby się czegoś
sam domyślić. W szkolny sposób prowadząca przez to, co bohaterowie robią i co
myślą. Zabijająca wszelką niezwykłość stworzonej opowieści. Hannah nie
pozwala myśleć, ona każe się wzruszać. Buduje misterną konstrukcję ze scen
przepełnionych emocjami, a swe bohaterki obrazuje w sytuacjach granicznych,
którym stawiają czoła na dwa różne sposoby. Za każdym razem są to sposoby
chwytające za serce. Dobra książka dla tych, co lubią sobie popłakać nad
lekturą. Literacko rzecz dość rzemieślnicza i mocno przeciętna. Takie to teraz
bywają bestsellery.
To,
co amerykańska autorka usiłuje wbić nam do głów, to teza podkreślana na kilka
niemiłosiernie żenujących sposobów. Chodzi o kondycję i bohaterstwo kobiet w
czasie wojny. O to, że odznaczani i nagradzani za heroizm są mężczyźni, a
kobiety tworzą drugi front, o którym niewiele się mówi. Siostry
w „Słowiku” wybierają dwie różne życiowe drogi, kiedy wojna spada na Francję, a
Francja zaskakująco łatwo ulega hitlerowcom. Obie jednak utożsamiać będą tę
kobiecą siłę, której nic nie jest w stanie złamać. Hannah ugruntuje nas także w
przekonaniu, że to kobieta może być powierniczką wszelkich tajemnic i w
rozplotkowanym męskim świecie tylko ona jest w stanie skrywać w sercu
najboleśniejsze sekrety. Wszystko to dość grubymi nićmi szyte i bardzo
jednowymiarowe. Książka zawierająca kilka rzeczywiście mocnych scen – jak scena
pierwszego bombardowania francuskiej ludności cywilnej czy moment, w którym
zdesperowany tłum uciekinierów dewastuje ogród jednej z sióstr, sugerując
bezkompromisowe wkroczenie wojny w jej życie – jest jednocześnie powieścią
pełną niemiłosiernej ckliwości. A lukrować wojenną opowieść w stopniu tak
niemożliwie intensywnym to popełniać literackie samobójstwo. „Słowik” bowiem
odpycha, zamiast przykuwać uwagę. Wiemy, jakie wartości będą najważniejsze i
których strzec będą po swojemu obie bohaterki. Wiemy już od samego początku, że moralnym imperatywem jest wyzbycie się
bierności. Że siła to działanie i opór wobec wroga. Nie ma u Hannah drżących
serc, nie ma opowieści o ludzkich słabościach, a strach portretowany jest w
wyraźnej opozycji do odwagi. I nie ma w tej książce żadnej szarości, żadnej
dwuznaczności, żadnego momentu naprawdę przykuwającego uwagę. Może oprócz
sugestii, że wojna nie ma ludzkiej twarzy i że okupujący dom Niemiec może być
wrażliwym na krzywdę człowiekiem, który gotów jest do poświęceń i ratunku.
Wszystko zaczyna się
niezwykle spektakularnie. Staruszka zmagająca się z rakiem i wspomnieniami.
Filmowa scena otwierania starego kufra, przeglądania jego zawartości. Czytelnie
akcentowane przekonanie, że to teraźniejszość jest rozmyta, a przeszłość wciąż
na nowo przypomina mroczne obrazy, o których starsza pani nie jest w stanie
opowiedzieć swojemu synowi. Wkraczamy do świata Kristin Hannah, w którym
kobiety niosą w sobie dużo większą siłę niż siła najeźdźcy biorącego gwałtem
kraj. Ten kraj, w którym tak wielu niezwykle szybko się poddało. Francja
portretowana jako kraj słabych ludzi, zachowawczych i przepełnionych lękiem, to
ojczyzna dwóch sióstr, z których każda wykaże się wyjątkowo czytelnym
heroizmem.
Vianne nigdy nie miała
dobrego kontaktu z dużo młodszą od niej Isabelle. Siostry nie potrafiły
okazywać sobie uczuć. Ich ojciec po powrocie z pierwszej wojny światowej i po
stracie żony nie stanął na wysokości zadania – odtrącił je obie i każda na swój
sposób musiała dać sobie radę z tym odrzuceniem. Vianne miała więcej szczęścia,
bo szybko znalazła ukochanego mężczyznę i choć przeżywała dramat poronień,
udało jej się zbudować stabilne życie u boku kogoś, kto z pełnym przekonaniem
pewnego dnia mówi o tym, że musi iść na front, by… chronić rodzinę. Isabelle
nie miał kto chronić. Wiecznie krnąbrna, impulsywna, wydalana z kolejnych
szkół. Z deficytami miłości, które niesie przez życie i które chce
zrekompensować żarliwym uczuciem do przestępcy i komunisty stającego
nieoczekiwanie na jej drodze. Isabelle
działa pod wpływem emocji. Nie może znieść francuskiej zachowawczości. Gdyby
dano jej szabelkę, uderzałaby nią w niemiecki czołg. Tymczasem wykaże się w
inny sposób. Zacznie od roznoszenia zakazanych ulotek, skończy… no właśnie, jej
los naznaczony jest tak wielką traumą i cierpieniem, że natychmiast przymykamy
oko na jej młody wiek i impulsywność, trzymając mocno kciuki za wszystkie
działania zmierzające do udowodnienia światu, iż Isabelle potrafi być dzielna.
Dlaczego nastolatka chce dobra kraju, w którym nikt tak naprawdę nie był dla
niej dobry? Kierowana przez złość i poczucie odrzucenia, chce działać nie tyle
impulsywnie, ile przede wszystkim wbrew zdrowemu rozsądkowi, jakim kieruje się
Vianne. Obie zmierzą się z wojną na dwóch różnych frontach. Od samego początku
wiemy, że będą nadzwyczaj dzielne. Hannah nie pozostawia absolutnie żadnych
niedomówień. Miłość i wojnę zestawia w doprawdy tak wtórnym i kiczowatym stylu,
że ta opowieść o ludzkich okrucieństwach wywołuje czasami uśmiech politowania.
„Słowik”
to książka fatalna nie dlatego, że narzuca tezy i sugeruje oczywiste
rozwiązania. Opowiada o wojennym koszmarze w niemal pastelowych kolorach.
Stosuje takie środki wyrazu, które każą nam myśleć i czuć dokładnie to samo, co
autorka. Kiedy jest zimno, musi być zimno absolutnie i
bezwzględnie. Kiedy nie ma co jeść, mamy ten głód poczuć niemal namacalnie. A
kiedy Isabelle choruje na zapalenie płuc, musi przez długie tygodnie (sic!)
pluć krwią, bo konieczne jest, by dotarła tam, gdzie dotrzeć musi, i nadludzką
siłą uścisnęła tego, z którym złączyła ją pierwsza prawdziwa miłość. Tak,
bohaterki Hannah są heroinami. Przechodzą same siebie i doświadczając
ekstremalnych przeżyć, zawsze mają głowę podniesioną z dumą. Zawsze. A wokół
chaos wojenny wyzwalający w ludziach tak różnorodne emocje i postawy, że
stworzenie powieści o jednoznacznym wydźwięku i tak nieznośnie sentymentalnej
jest zbrodnią na temacie. Zgrabnie obudowaną zdaniami.
12 komentarzy:
Trochę się zgadzam, a trochę nie. Rzeczywiście autorka pastwi się emocjonalnie. Jeden fragment mnie zastanawia. Czy dwaj zjawiający się po Daniela Żydzi to przypadkiem nie jest uosobienie stosunku autorki do tej nacji? Oni mają zimny argument, że ich wybito i muszą się odbudować. Kosztem cierpienia tego małego chłopca. Mnie ta scena, poprzedzona sceną szczęścia rodzinnego, kompletnie rozłożyła i bezmiernie wkurw...a.
No i zachowanie tej przybranej i kochającej matki: spakowała go i posłała nie wiadomo gdzie z dwoma obcymi facetami. Słabe.
A ja się nie zgadzam z tą tezą. Może i ta książka była nieco przewidywalna, ale jak dla mnie również piękna. Może nie jestem teraz obiektywna, bo lubię romanse zawarte w takich "trudnych czasach" jak wojna. Jestem również z tych, które lubią się wzruszyć. Mnie ta książka bardzo się podobała:) mam nadzieje na jej ekranizacje. Chętnie pójdę do kina.
A ja powieję feminizmem - może książce się obrywa w recenzji, bo to herstory? Ja miałam totalnie odwrotne odczucia (chociaż po przeczytaniu recenzji zauważyłam obecność wielu wymienianych elementów - acz niekoniecznie się zgadzam z ich wagą). Tyle co dzwoniłam do matki i mówiłam jej, że przeczytałam wartościową powieść. Jako główną zaletę podałam nieostentacyjność i nie korzystanie z grubych dział - miałam poczucie, że subtelnie sygnalizowano wojenne dramaty, pokazywano niuanse. Nawet się nie zgodziłam z opisem z tyłu książki, że mówi o siostrach i ich relacji, bo w moim odczuciu o wiele mocniej mówi o przemianach, konsekwencjach psychicznych i traumie. Przychodziła mi do głowy Róża Smarzowskiego oraz Ciemno prawie noc Bator i bardzo mnie ujęło skupienie się na przeżyciach wewnętrznych, a nie epatowanie brutalnością. Do mnie więc zupełnie książka trafiła.
Choć widzę teraz i zgadzam się z tezą, że autorka mówi nam jasno co mamy czuć, miejsca na myślenie i odkrywanie nie zostawia stosując chwyty o subtelności kafara.
Świetna recenzja nic dodać nic ująć. Nie rozumiem zachwytów nad tą powieścią. Styl autorki szkolny i naiwny, bohaterowie nijacy. Niektóre momenty tak przerysowane, że wierzyć się nie chce. Faktycznie na film się nadaje, koniecznie amerykański. Bardzo, bardzo słaba książka wg mnie.
Jestem w trakcie czytania a właściwie słuchania audiobooka. Mam tzw. mieszane uczucia. Mam 69 lat i obraz wojny wyryty za pomocą filmów i książek, a zwłaszcza 'propagandy' minionego okresu jak również serialu "Allo-allo"- zastanawiam się nad przedstawionymi przez Hannah realiami wojennymi we Francji. Trudno mi sobie wyobrazić osobę urodzoną w słonecznej Kalifornii, wykształconą i żyjącą raczej w niezłych warunkach a opisującą koszmary wojenne. Odczuwam niesmak, fałsz i jednocześnie chylę czoła, że zdobyła się na coś takiego.
Taaa, ktoś gdzieś napisał, że Hannah teraz mieszka na Hawajach. Moja Żona niedawno przebrnęła przez 'Wielką samotność'. Krytykowała mocno absurdalność wielu opisanych tam zachowań i sytuacji. Może przemawia przeze mnie niezdrowa zazdrość, ale sądzę, że nie tylko ja chciałbym siedzieć teraz pod palmą z drinkiem w dłoni i rzucając okiem na fale oceanu opisywać katorżnicze życie na Alasce czy w okupowanej Francji...
Jak to wyglądało bardzo dokładnie opisuje Andrzej Bobkowski w "Szkicach piórkiem". Bobkowski zresztą całą wojnę przeżył w Paryżu.
Ta książka to sentymentalna grafomanię. Czytadło. Tyle na temat.
Dla mnie to piękna, wzruszająca opowieść.Okrutne realia przedstawiono szczegółowo.Wątek miłosny dość przewidywalny lecz dla mnie ok.Prosty język i wszystko podane na tacy... widocznie tak miało być..tak chciała autorka. Bardzo dobrze się ją czyta, porusza do łez .
A ja uważam, że warto po tą książka jest piękna i warto po nią sięgnąć. Czytelniczy gust u każdego jest różny i dogodzić wszystkim się nie da. ale jeżeli uważa Pan, że "Słowik" był zbyt piękny jak na powieść o wojnie to polecam sięgnąć po najnowsze dzieło autorki "Kobiety" być może zmieni Pan zdanie. Zostawiam link do książki https://bit.ly/4anu14l. Życzę miłej lektury. Pozdrawiam
Prześlij komentarz