Wydawca: Wydawnictwo
Poznańskie
Data wydania: 15 lipca 2020
Liczba stron: 288
Przekład: Justyna Czechowska
Oprawa: twarda
Cena det.: 39,90 zł
Tytuł recenzji: Rodzina wobec utraty
Gdy przed ośmiu laty czytałem
wstrząsający reportaż Stiga Dagermana „Niemiecka jesień”, zastanawiałem się nad
tym, czy poznałem wcześniej książkę tak empatyczną wobec cierpienia. Dziś
otrzymujemy powieść, w której cierpienie zostanie nazwane poprzez bolesne
antagonizmy. Będzie najsilniej tkwiło między miłością a nienawiścią. Między
skrajnościami, które niszczą i wypalają od wewnątrz bohatera. Ale będzie to też
przejmujący dziennik rocznej żałoby. Świadectwo przekraczania granicy wieku i
statusu. Dagerman opowie o chłopcu, który będzie stawał się mężczyzną. Po
omacku, w niewyobrażalnym bólu – to będzie takie wykuwanie nowej tożsamości, a
jednocześnie bolesna opowieść o tym, jak społecznie ta tożsamość jest
naznaczana i szufladkowana. Bo „Poparzone dziecko” to również historia
człowieka chcącego za wszelką cenę uwolnić się od uwarunkowań, w jakich jego
biedna rodzina musiała odnaleźć sens swojego funkcjonowania. To zatem książka o
tym, że cierpi się najbardziej, właśnie poszukując nowego sensu. I opowieść o
wieloznacznej porażce, w której kryją się frustracja i tęsknota. Rzecz
bardzo bezkompromisowa, trochę teatralna, niestety hamletyzująca, ale może
dzięki tej specyficznej koturnowości mocniej zapadająca w pamięć.
„Poparzone dziecko” ma już
ponad siedem dekad. Oddane polskiemu czytelnikowi w świetnym tłumaczeniu
Justyny Czechowskiej nie traci na aktualności, bo to przecież powieść
inicjacyjna, w której pojawia się uniwersalna symbolika zderzeń emocji i
wrażliwości z porządkiem, tutaj konkretnie socjalistycznym, wobec którego młody
bohater przyjmuje postawę czynnego, ale nieoczywistego buntu. Nie jestem
pewien, czy najlepszym pomysłem było obrazowanie tego, w jaki sposób męska
tożsamość kształtuje się w oparciu o zaburzony kobiecy wzorzec, dlatego jakoś
mniej zwróciłem uwagę na podkreślany i szeroko przez lata omawiany motyw
miłosnego zbliżenia między synem a kobietą jego ojca. Myślę, że na pewno
ciekawie jest opowiedziana historia tego, jak mężczyzna rekompensuje sobie
braki i jak nie jest w stanie zbudować silnego siebie, skoro miota się między
niezaspokojonymi potrzebami a projekcją potrzeb dorosłych, które realizuje w
dość toksyczny sposób. „Poparzone dziecko” to powieść, która przemówiła do
mnie bardziej jako historia rozpadu rodziny. Drobiazgowa wiwisekcja tego, czym
stają się z czasem relacje między trzema rzekomo najważniejszymi dla siebie
osobami i jak wiele uwidacznia dopiero odejście jednej z nich.
W tej powieści śmierć przyszła
szybko i w bezsensowny sposób. I ma na imię Alma. Proste życie kobiety, która
marzyła jedynie o tym, żeby jej syn miał inne i zdobył wykształcenie, zostaje
dosadnie uproszczone już na samym wstępie. Pogrzeb to „piękne przedstawienie z
dobrymi rolami”, coś na kształt przedsięwzięcia odbywającego się wedle
ustalonych zasad. Aby było poprawnie i poczciwie. Po zmarłej nikt nie płacze.
Poza zrozpaczonym synem, wyobcowanym już na wstępie Bengtem, którego samotność
i osobność Dagerman będzie kreował w bardzo oszczędnym stylu bolesnych
stwierdzeń i smutnych oczywistości. Rozpoczyna się wędrówka życiowa chłopca
pozbawionego matki, który musi stać się mężczyzną – antagonistą swego ojca.
Tego ojca, który hańbi teraz pamięć zmarłej, myśląc o innej kobiecie, z którą
spotykał się już za życia Almy. Jednak nakreślona zdrada, tak boleśnie
uwierająca syna, jest tu jedynie jedną z kilku przesłanek rodzinnego dramatu.
Rozpadu relacji i poszukiwania ich substytutu w innych ludziach. Co z góry
skazane jest na niepowodzenie, ale fatalizm tej powieści zacznie wchodzić
czytelnikowi pod skórę już od samego początku i jest to rzecz tak oczywista, że
nie ma potrzeby rozwodzenia się na jej temat.
Bardziej ciekawe jest
przyglądanie się tej powieści jako historii o kompulsywnej potrzebie
przynależenia do czegokolwiek lub kogokolwiek. Jako jednostka Bengt wydaje się
skończony. Nic bardziej mylnego. Pożegnał tylko dzieciństwo, a teraz żyje
pośród frustracji i wściekłości – na status swojej rodziny, którego nikt w niej
nie chciał zmienić, i na samego siebie, niebezpiecznie przypominającego ojca, tę
jego znienawidzoną część. Zarówno w nieoczywistym romansie, jak i w relacjach z
Knutem młody bohater Dagermana jest nieszczęśliwy, bo nie może uporządkować
swoich emocji. Nie wie, komu należne jest jego posłuszeństwo, a kogo może
dopasować do swojej wizji spełnionego życia. Tyle że nic tu nie będzie
spełnione. Nic nie doczeka się też w miarę czytelnego i jednoznacznego
sportretowania. „Poparzone dziecko” to powieść napisana zasadniczymi
zdaniami oznajmującymi, ale równocześnie kryjąca przed czytelnikiem absolutnie
wszystko, co konieczne, by zrozumieć do końca niezapisane motywacje bohaterów i
to, w jakie relacje wchodzą. Mamy tu oczywiście sugestywnie sportretowany
wachlarz stanów emocjonalnych – od wściekłej niechęci po naiwną fascynację. Ale
jest też dużo goryczy, bo za każdym spełnieniem kryje się jego cień. W cieniu
konsekwencja. Znowu coś stało się nieprzystawalne do oczywistych ram. Znowu
pojawiają się kolejne pęknięcia, coraz trudniej złapać oddech i zrozumieć, że w
tej klaustrofobicznej przestrzeni powieści jest naprawdę niewiele miejsca na
oddychanie.
Fascynują oczywiście postacie
kobiet – tej nieobecnej, wspomnianej już wyżej, ale także tych wywołujących
szybsze bicie serca Bengta, jego fascynacje i uosobione idiosynkrazje
jednocześnie. Nie wiem, czy ciekawsza jest odrzucana i przygarniana ponownie
Berit, która dzielnie towarzyszy swojemu młodemu mężczyźnie stającemu się potem
jej mężem, czy też zjawiskowa dla niego Gun, erotycznie atrakcyjna matka, symbol
jednocześnie i utraty, i emocjonalnego zysku. Bohater Dagermana wikła się w
bardzo trudne zależności. Nie jest w stanie uwolnić się od wpływu tych kobiet,
ale przy nich nie sposób, by zapomniał także martwą matkę.
I jeszcze dwa czytelne
symbole, nie wiem, który z nich jest ciekawszy. Pies i wyspa. To pierwsze jest
wstydem, zapomnieniem, opresją i goryczą, to drugie staje się idealizowaną
przestrzenią, w której najpierw ojciec, a potem syn usiłują zaklinać
rzeczywistość i poczuć coś w inny sposób niż w życiu codziennym. Wyspa oraz
nawiązanie do lata i zimy także będą łączyć się tu w ostatecznym przesłaniu,
ale wydaje mi się, że „Poparzone dziecko” najciekawsze jest w tych oczywistych
zdaniach, które okazują się bardziej skomplikowane, niż można było początkowo odnieść
wrażenie. Dlatego warto czytać Dagermana powoli, bo pojawiają się frazy o
charakterze sentencji, ale równie liczne są zagadki – w oczywistym świecie
codziennego życia biednej rodziny ze Sztokholmu kryje się dużo więcej niż tylko
dosadna wykładnia tego, z jakimi deficytami jej członkowie mierzą się na co
dzień.
Jak wspomniałem na wstępie,
nie czuję do końca, że ta powieść jest wiarygodna. Ma z zamierzenia być trudna
i w pewnym momencie konstruuje bohatera z nieco sztucznymi emocjami,
nieprzemawiającymi do mnie. Są fragmenty, w których tragiczny teatr miesza się
z bolesną groteskowością, a i finał powieści ociera się trochę o podręcznikową
wykładnię bezradności i smutku. Dagerman jest jednak pisarzem zapadającym w
pamięć. Widzę po lekturze pierwszej jego powieści, że równie dobrym jak reporterem.
1 komentarz:
Szukasz naturalnego i ekologicznego rozwiązania dla swojego dziecka? Otulacze bambusowe są idealnym wyborem. Wykonane z włókien bambusa, są one przyjazne dla skóry niemowlęcej, hypoalergiczne i antybakteryjne. Delikatna i oddychająca struktura bambusa pozwala skórze dziecka oddychać, minimalizując ryzyko podrażnień i odparzeń. Dodatkowo, otulacze bambusowe są łatwe w pielęgnacji - można je prać i suszyć w pralce. Wybierz otulacze bambusowe i poczuj różnicę w komforcie i zdrowiu twojego dziecka.
Prześlij komentarz