Wydawca: Czarna
Owca
Data wydania: 13 stycznia 2016
Liczba stron: 390
Tłumacz: Maria Mróz
Oprawa: miękka
Cena det.: 34,99 zł
Tytuł recenzji: Wizje pełne grozy
Mikel Santiago gra
wykorzystanymi już do bólu motywami. Udaje mu się nieźle, bo ta historia
rzeczywiście potrafi zainteresować - choć wątpię, czy spowoduje ominięcie
stacji docelowej, gdy czyta się w pociągu. Jest w niej kilka smaczków, które
powodują, że to lektura nietuzinkowa. Bo mimo, iż autorem jest Hiszpan, jest to
przede wszystkim książka dla wielbicieli Irlandii. Przepięknie prezentuje się
dziewicza irlandzka przyroda będąca tłem dramatycznych wydarzeń. Ujmująco
połączone są zmiany w naturze ze zmianami w psychice głównego bohatera, również
narratora, dość mocno skupionego na sobie i w dużym stopniu egocentrycznego,
ale za to właśnie - jak się dowiemy - porzuciła go żona. Santiago nieco
szarżuje, wymyślając historie gdzieś w tle, które mają wstrząsnąć czytelnikiem.
Choćby epizod z portugalskim psychopatą, czyżby jakaś sąsiedzka uszczypliwość? "Ostatnia noc w Tremore Beach" to
książka o przekleństwie daru przekazywanego z pokolenia na pokolenie. To także
rzecz o tym, jak bardzo może on pomóc, ale przede wszystkim historia sugerująca
nam, że nikt w zadowalającym nawet stopniu nie zna swego umysłu i nie ma
pojęcia, czy może na nim polegać.
To, co literatura przeżuła
już do wyplucia, u Mikela Santiago nabiera jednak pewnej świeżości. Zagubiony w
życiu artysta, który poszukuje weny twórczej w domu na odludziu. Dzika przyroda
i szaleństwo wyobraźni pozostawionej na pastwę pustkowia wokół. Odpowiednio
udramatyzowane zjawiska atmosferyczne, niespokojne poszukiwanie odpowiedzi na
pytanie o to, jak żyć dalej po piekle rozwodu, oraz małomiasteczkowa
społeczność nobilitująca niezwykłego gościa i spoglądająca w jego stronę z
niezdrowym zainteresowaniem. Wszystko we właściwych proporcjach i w dobrze
skrojonej narracji. Można ze sztampowych
rozwiązań fabularnych stworzyć opowieść zajmującą uwagę. Bo Santiago napisał
krwisty thriller, który początkowo jawi się jako narracja ściągnięta częściowo
z "Przebudzenia" Kinga, a potem zaprasza do zabawy w rozszyfrowywanie
tego, co się wydarzy, i wpływu na to niezwykłego umysłu głównego bohatera.
Czterdziestodwuletni Peter
Harper wynajął dom z dala od cywilizacji, by pokonać kryzys twórczy i
przypomnieć światu, że jest jednak znanym i cenionym kompozytorem muzyki
filmowej. Irlandzka gościnność małej miejscowości przenosi się na relacje z
najbliższymi sąsiadami. Pete przyjaźni się z Leo i Marie, choć w zasadzie
niewiele o nich wie. Podobnie o traumatycznej przeszłości swojej nowej
partnerki życiowej, Judie. Miewa ona koszmary senne, na ciele widać blizny - ślad
po mrocznych wydarzeniach, a sama Judie zbliża się do Harpera przede wszystkim
dlatego, że oboje poszukują prawdziwej samotności. Oboje też mają do
przepracowania dramaty, z którymi się nie pogodzili. A tymczasem okolica
zachęca do beztroskiego życia pośród silnych wiatrów, szumu oceanu i z dala od
ciekawskich spojrzeń, bo nawet te z miasteczka należą do ludzi, którzy wiedzą,
czym jest prywatność innych.
Peter latami żył silnie
związany z matką. To ona zasugerowała mu drogę rozwoju zawodowego. Jego
pochodzenie nie wskazywało na to, że Harper stanie się artystą. Niewiele też o
jego pasji tworzenia mówi sama fabuła, przez co fach bohatera nie ulega znaczącemu
uwiarygodnieniu, bo w gruncie rzeczy ważniejsze są jego niezwykłe umiejętności.
To wizje przepowiadające przyszłość,
które stają się coraz bardziej natarczywe, gdy pewnej burzowej nocy Harper nie
zadba o podstawowe zasady bezpieczeństwa. To też niewidoczny ślad po matce.
Tej, która wczesnym odejściem unieszczęśliwiła syna, ale także męża. Ojciec
Petera zamknął się w czterech ścianach i nie oczekuje już od życia żadnego
wyzwania. Samotniczy charakter ma też syn, ale to reakcja obu mężczyzn na
przejścia, z którymi nie mogli sobie poradzić, bo ich przerosły. Santiago
portretuje ich obu z dużą dozą czułości, bo to także książka o tym, w jaki
sposób można wyjść życiu naprzeciw nawet wówczas, gdy zostało się przez to
życie wybitnie skrzywdzonym.
Wątek
kryminalno-sensacyjny przykuwa do lektury bardziej niż sugestywne opisy
irlandzkiej przyrody, jest też poprowadzony na tyle sprawnie, że wizje Harpera nie
niszczą nam przyjemności odkrywania tego, co ma się wydarzyć.
Zmysły głównego bohatera odmawiają mu posłuszeństwa, a może to on sam źle interpretuje
wszystkie mroczne objawienia, którymi raczy go jego umysł? Pojawiają się głosy
i sugestywne obrazy. Coś wyprzedza myślenie o rzeczywistości. Coś wyraźnie
niepokoi, podskórnie daje o sobie znać. Przed Harperem na pewno czas próby.
Będzie musiał zadbać o swój zdrowy rozsądek oraz bezpieczeństwo dzieci, które
przyjeżdżają do niego na wakacje. Będzie też zmuszony do tego, by podjąć kilka
ważnych decyzji oraz odkryć tajemnice, których być może nigdy by nie poznał,
gdyby nie jego szósty zmysł.
Mikel Santiago sugeruje,
że nasza podświadomość może być przekleństwem oraz zaznacza, iż poczucie
bezpieczeństwa to także miraż, któremu ulegamy zazwyczaj w spokojnym i odludnym
miejscu. "Ostatnia noc w Tremore
Beach" to książka o odwadze i niezwykłym sposobie pojmowania
rzeczywistości. O tym, jak inni ludzie widzą nas przez pryzmat naszego
szaleństwa i o tym, że - jak wspomina jeden z bohaterów - w czasach, gdy ludzie
podbijają kosmos, nie są w stanie pojąć tego, czym jest ludzki umysł. Tutaj
ten umysł przechowuje pewne niewygodne fakty i przeżycia oraz przewiduje
przyszłość ze wszystkimi jej tragicznymi konsekwencjami. Santiago nie stworzył
jednak dobrej prozy psychologicznej, bo próby uwiarygodnienia motywów działania
niektórych bohaterów nie do końca są przekonujące. Rzecz jednak napisana ze
swadą i zaangażowaniem, a w związku z tym - dobra rozrywkowa lektura
zaspokajająca gusta różnorodnych czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz