Wydawca: Dowody
na Istnienie
Data wydania: 25 kwietnia 2016
Liczba stron: 320
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 41,90 zł
Tytuł recenzji: Czuła i trudna bliskość
Książka Krzysztofa Jacka
Hinza to niebanalny reportaż opowiadający o dwóch drogach ewolucji. Po pierwsze:
o tej autorskiej. Hinz związany był z Kubą od 1977 roku, kiedy poznawał
atrakcje i absurdy kraju, mieszkając w akademiku. Jego kubańska droga prowadzi
od naiwnych marzeń i fascynacji do kariery dyplomatycznej. Autor mógł więc
przyjrzeć się krajowi Fidela Castro z wielu różnych perspektyw. Czasem było
śmiesznie, czasem strasznie. Hinz obserwował uważnie i angażował się w życie
Kuby na tyle silnie, by wyrażać na kartach tej książki wyjątkowe przywiązanie
do tego kraju. Kraju, gdzie na dekady czas właściwie się zatrzymał i gdzie
pękające kajdany reżimowe uwalniały pokłady nowych oczekiwań, różnorodnych
emocji, strachu i wielu nadziei. „Kuba. Syndrom wyspy” to zatem książka
o silnej zależności – o miłości do miejsca, które trudno było przez dłuższy
czas kochać, i o marzeniach Kubańczyków, którzy latami nie znali Bożego
Narodzenia, żyjąc w swoistym więzieniu, naznaczeni przez propagandę i
inwigilację. Hinz zdecydował się na późną publikację, bo chciał uważnie
przemyśleć swój emocjonalny i ideologiczny związek z Kubą. U progu
niewiadomego, gdy kraj otwiera się na świat i nie ma jeszcze pojęcia o tym,
jaką drogą będzie podążał w XXI wieku, otrzymujemy zbiór analiz i ważnych pytań
– wiele z nich nadal nie ma odpowiedzi.
W opowieściach Hinza
groteska łączy się z mrokiem. Z jednej strony świetnie się bawimy, czytając o
krowie – przodowniczce udoju, o niefrasobliwości kierowców autobusów czy o
świni hodowanej w wannie, z drugiej jednak – dostrzegamy, że bycie zagranicznym
dziennikarzem na Kubie bywa bardzo niebezpieczne, a niektóre opowieści
przypominają scenariusze filmów gangsterskich. Ten dualizm to także perspektywa
patrzenia na rzeczywistość. Otrzymujemy
opisy tego, jak trudno było być korespondentem w kraju, który zawłaszczał sobie
prawdę i oferował tylko swój własny wizerunek tego, co właściwe i słuszne.
Depeszowanie o kubańskich absurdach wiązało się z ryzykiem utraty pracy. Każdy
ruch, każde słowo mogły być wyrokiem. A przecież Hinz pokochał Kubę
bezgranicznie, stał się jej częścią, odnalazł w tym świecie wypaczonych
wartości i szaleństw dnia codziennego, w którym dzielni Kubańczycy zmuszani
byli do tego, by walczyć o przetrwanie każdego kolejnego dnia.
Punktem wielu odniesień siłą
rzeczy jest postać Fidela Castro. Człowieka zawłaszczającego sobie skrawek
archipelagu antylskiego, gdzie twardą ręką rządził tak długo, że wręcz
niewyobrażalne jest określanie kubańskiej rzeczywistości bez jego udziału. On
tę rzeczywistość doskonale ukształtował. Potężny manipulator każdą swą porażkę
był w stanie przekuć w sukces. Potrafił wmówić Kubańczykom, że ich kraj to
jedyna ostoja porządku i normalności, a reszta świata – poza aktualnymi
sojusznikami – chce jedynie rozsadzić od wewnątrz ład sankcjonowany przez
jedynego słusznego wodza kraju. Hinz
portretuje okresy, w których polityka Castro doprowadzała kraj do zapaści, i
sygnalizuje, że nikt nigdy nie rozliczył ogromu niesprawiedliwości i krzywd,
które spadały na Kubańczyków. Ci zamknięci na przestrzeni wyspy byli mentalnie
więzieni. Bo dla wielu Kuba stawała się więzieniem. Miejscem, w którym
należało stworzyć silną wspólnotę, by nie czuć samotności oraz wyobcowania.
Castro doskonale przez lata grał na nastrojach społecznych. Tworzył je.
Pielęgnował. Nie tylko narzucał poglądy, on je po prostu wymyślał i
sankcjonował.
Tymczasem Kuba Hinza to kraj
niezwykle przyjaznych mu ludzi, których prywatne historie współistnieją z
narracjami o potędze i powolnym upadku rewolucji. Autor z dużą dokładnością
prezentuje losy kubańskiej opozycji – nie tylko politycznej. Jednocześnie
nakreśla losy szarych ludzi. Takich zbędnych, którzy walczą o uwagę i o każdy
kolejny dzień. Strzegąca swej autonomii Kuba jest krajem codziennych bolączek i
absurdów. Różnego rodzaju reglamentacji. Przekłamań i dwuznaczności. Już od
początku trudno ustalić, co na Kubie jest złudzeniem, a co rzeczywistością.
Hinz portretuje prozę życia w kraju, który dba o naród, a w pogardzie ma
pojedynczego obywatela.
„Kuba.
Syndrom wyspy” niezwykle ciekawie opisuje lata skomplikowanych relacji
amerykańsko-kubańskich. Przyglądamy się losom tych, którzy z różnych względów
znaleźli się na pograniczu, choć nie przeprawiali się przez morze, by szukać
ocalenia w pobliskim Miami – symbolu innego i lepszego świata.
Autor rozmawia z tymi przedstawicielami opozycji, którzy traktują Amerykanów
inaczej, niż kazano ich traktować. Jest także przejmująca opowieść o człowieku
wracającym na Kubę po latach emigracji i po wielkiej dawce zła, jaką otrzymał w
swej ojczyźnie. Opozycjoniści stale podkreślają, że ich działania są spójne i
uporządkowane. Potrafią zbudować trwały front sprzeciwu. Dzisiaj nie jest im
potrzebna aż tak wielka determinacja jak przed laty. Hinz opowiada więc o
buncie, przywiązaniu i poczuciu, że kubańska rzeczywistość – tak trudna do
przemodelowania – jest czasem przestrzenią, w której miłość i nienawiść
splatają się wyjątkowo ściśle i równie wyjątkowo przywiązują do wyspy.
To także książka o podróżach, powrotach i o
sentymencie. Opowieść o specyficznej mentalności często wyrażanej w języku
ulicy albo nowomowie propagandy. Krzysztof Jacek Hinz pisze w taki sposób, że
odczuwa się niedosyt tych opowieści. Jest barwnie i szczegółowo, ale chciałoby
się więcej. Bo ten reportaż zaraża pasją i miłością. Bliskością z krajem, który
zawsze był bardzo trudny do zrozumienia i zaskakująco często zaprzątał uwagę
światowej opinii publicznej. Autor sygnalizuje, kiedy pojawiały się pęknięcia,
za którymi stoi dziś wyraźny model przemiany, oraz potrzeba otwarcia na świat,
nadrobienia straconych lat. Hinz jednocześnie portretuje lata minione jako
okres niezwykłych doznań. Być może niemożliwych do przeżycia w żadnym innym
kraju. Tytułowy syndrom, czyli specyficzna zdolność oglądu rzeczywistości,
pozostaje w autorze na zawsze. Kuba jawi się nam jako kraj, w którym możemy się
znaleźć, którego możemy zasmakować. Sugestywne i plastyczne opisy Hawany idą w
parze z pełnym czułości opowiadaniem o kubańskich niedostatkach. Hinz zwraca
uwagę na to, że w świecie wiecznego niedoboru oraz niezaspokojonych potrzeb
można znaleźć spełnienie i uwierzyć sercu, które wciąż każe powracać i wciąż
dba o to, by widzieć wyspę z wielu różnych perspektyw. Pouczająca książka,
świetnie napisana, wieloznaczna i czytelna. Autor musiał wielokrotnie lawirować
między prawdą a zmyśleniem, by pozostać na Kubie. Dziś jest tam mentalnie cały.
Opowiada o tym szczerze i bez żadnego przekłamania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz