Wydawca: Znak
Data wydania: 20 maja 2020
Liczba stron: 400
Oprawa: twarda
Cena det.: 49,99 zł
Tytuł recenzji: Tożsamość miasta
Myślę, że ta książka była dla
Marcina Kąckiego nieco innym wyzwaniem niż „Białystok”. To bardziej
panoramiczny reportaż, nie skupia się na jednej zasadniczej tezie, a jeśli
miałbym ją wskazać, to byłaby to próba odpowiedzi na pytanie o to, czym jest
tożsamość oświęcimianina. Najbardziej znane polskie miasto na świecie. W
świadomości globalnej miejsce, które jest cmentarzem. Oświęcim to specyficzny
punkt na mapie Polski, ale Kącki chce pokazać jego specyfikę w nieoczywisty
sposób. To taki reportaż, przy którym autor musiał się dużo nachodzić i
sporo nasłuchać. Od kultowej miejscowej knajpki po kamienice, gdzie pozornie
nie powinno toczyć się życie, a jednak mieszkają w nich ludzie i nie chcą
widzieć na korytarzach oraz w pokojach widm przeszłości. Mam wrażenie, że udało
się Kąckiemu ukazać to, w jak różnym tempie bije puls tego miasta. Wydobyć z
niego wszystko to, co nie definiuje Oświęcimia w powszechnej świadomości.
Wskazać oczywistość tego, że bez względu na czas i miejsce ludzkie życie toczy
się dalej. I nie ma w tym niczego niestosownego ani zastanawiającego. Jeden z
rozmówców pyta i odpowiada: „Jak się tu żyje? A jak się żyje w miejscu, gdzie
była bitwa pod Grunwaldem? Człowiek się przyzwyczaja”. To będzie książka o tym,
do czego można się przyzwyczaić, co można znieść, co łagodnie zaakceptować, ale
także o tym, że – jak każde miejsce – Oświęcim walczy nie tyle z duchami
przeszłości, ile z wciąż obecnymi uprzedzeniami, a przede wszystkim z tym, co
jest obecne wszędzie i może się ujawnić nie tylko w ekstremalnej sytuacji – z
nienawiścią.
Kącki prezentuje nam różne
punkty widzenia na te same sprawy. Naprawdę dużo pracy i empatii trzeba było
włożyć w to, by opowiedzieć Oświęcim tak polifonicznie, a jednocześnie z taką
czułością dla niezwykłości tego miejsca. Wcale niewynikającej z traumy
historycznej, z obecności obozu zagłady będącego w tej książce zarówno
przeszłością, jak i teraźniejszością, takim wiecznie żywym czasem odniesień,
ocen i refleksji. Tezy sugerowane przez rozmówców Marcina Kąckiego każą nam
przyglądać się miastu, w którym zadaje się czasem więcej pytań, niż udziela
odpowiedzi. Dlaczego cztery lata nazistowskiej okupacji wciąż przesłaniają
osiem setek lat historii miasta? Może Oświęcim nie potrzebuje już historii,
rozliczeń, mrocznego sięgania w przeszłość, której nie chcą w świadomości
niektórzy mieszkańcy? Czy w tym mieście, gdzie żyją normalni i spokojni ludzie,
coś jednak jest nie tak, kiedy nagle pojawia się wrogość lub nienawiść? A może
Oświęcim to tykająca bomba ekologiczna, gdzie nie da się żyć normalnie, bo
uniemożliwia to smród, z którym nie można się rozstać latami tak samo jak z
czarnym, zanieczyszczonym śniegiem? Najciekawsza jest jednak perspektywa tych,
którzy z Oświęcimia wyjechali, by potem powracać – fizycznie czy mentalnie.
Kącki obrazuje lokalny patriotyzm w perspektywie historycznej, ale porozmawia
również z pisarzem czy aktorem, którzy niosą w sobie to miasto na bardzo
specyficznych warunkach.
Bo to książka o trudnej
miłości i niezwykłym przywiązaniu do miejsca. Lokalnym patriotyzmie, który nie
do końca może być zrozumiany. Oświęcim został naznaczony przez wspomniane już
wyżej lata, ale to przede wszystkim miejsce, w którym toczy się różnorodne,
aktywne życie. Czy w miejscu masowych grobów i śladów przypominających o kaźni
człowiek ma moralne prawo, by po prostu normalnie układać sobie życie? Czy
funkcjonująca w pamięci zbiorowej figura zagłady na zawsze determinuje
postrzeganie tego miasta? Wiele rozmów, które przeprowadza Kącki, jest
trudnych, domaga się jakichś dopowiedzeń. Sporo rozmówców usiłuje w jakiś
sposób tłumaczyć się z tego, że pozwalają sobie na normalne życie. „Oświęcim.
Czarna zima” to książka o tym, jak postrzegać żywotność miejsca, które było
przecież zdominowane przez śmierć i okrucieństwo. Bardzo ciekawie przygląda się
temu, w jaki sposób sami mieszkańcy – także pobliskiej Brzezinki – definiują
swoje prawo do funkcjonowania mimo traum. Ale najciekawsze jest zestawienie
tego, w jaki sposób ślady zła pozostają wśród oświęcimian. Bo to mroczna
książka nie tylko dlatego, że przywołuje obrazy poszukiwaczy złota pośród
obozowych ruin czy portretuje, jak antysemityzm może się odrodzić i ponownie
zdeterminować czyjeś działania oraz sposób myślenia. Mrok czai się w pozornie
oczywistych elementach życia codziennego. Wstrząsający tekst hymnu, którego w
całości nie znają uczniowie ze szkoły w Brzezince. Poczucie bycia w życiowej
pułapce, gdy los każe mieszkać w dawnej willi Rudolfa
Hössa. Agresja wobec kogoś, kto przyjeżdża do Oświęcimia w ramach
zastępczej służby wojskowej…
Marcin Kącki zainteresuje się
losem ostatniego Żyda mieszkającego w mieście, porozmawia z lokalnym księdzem,
ale też z przedsiębiorcami, weźmie udział w pełnych emocji debatach o lokalnych
inwestycjach, bolączkach i idiosynkrazjach. Porozmawia ze zbieraczem tego, co
pozostało po obozowej traumie, który nada zbiorom nowe życie. Wysłucha wielu
trudnych opowieści. Między innymi o tym, że Romowie pewnego dnia stali się w
Oświęcimiu celem ataków pełnych nienawiści i uprzedzeń. Rozpocznie od opowieści
o lokalnym przestępcy, na koniec odda głos dzieciom. Bardzo podoba mi się
wspomniana wcześniej panoramiczność, bo dzięki niej miasto opowiada się samo.
Udowadnia, że żyje jak każde inne, choć jest w tym życiu specyficznie
postrzegane. Kącki stara się też tak rozmawiać z ludźmi opowiadającymi mu
Oświęcim, że wciąż na nowo pojawia się tu w różnych kontekstach pytanie o to,
czy można emocjonalnie oddzielić przerażającą przeszłość wojenną od tego, co
sankcjonowało status Oświęcimia w innych latach, innych czasach.
Myślę, że ta książka chce
przybliżyć miejsce, którego podświadomie się boimy. Bardziej przejmująca wydaje
się część dotycząca Brzezinki, bo to wciąż miejsce, które – w przeciwieństwie
do Oświęcimia, gdzie obóz Auschwitz obejmował konkretną lokalizację – w całej
swej okazałości oddycha teraz za tych, którzy nie mogli złapać oddechu w
komorach gazowych. Portretowanie Brzezinki jest pewną przeciwwagą dla narracji
o Oświęcimiu, bo to już miejsce, gdzie więcej przybyszy spojrzy z oburzeniem na
to, że ktoś postawił dom, śmiał zamieszkać i cieszyć się życiem. Marcin
Kącki stawia pytanie o to, w jaki sposób pamięć zbiorowa o nazistowskiej
zagładzie może determinować spojrzenie na miejsce – symbol tej zagłady. Jego
rozmówcy opowiadają o tym, że mieć w sercu to miasto jest czasami wyjątkowo
trudno. Ale zwracają uwagę na siłę przywiązania, potencjał kryjący się w
Oświęcimiu i przede wszystkim doceniają przedsiębiorczość oraz witalizm. Witalizm
miejsca, które zostało naznaczone biernością i śmiercią, ale pozostało po tym
okrutnym doświadczeniu z infrastrukturą, kochającymi to miejsce ludźmi i
potrzebą, by trwać, rozwijać się. Nie zapominać, ale łagodzić wszelkie trudne
skojarzenia z okresem będącym dzisiaj dla jednych wiecznym punktem odniesienia,
dla innych – czymś, czemu należny jest szacunek, ale i racjonalne uznanie tego
wreszcie za czas przeszły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz